U każdego ten moment przypada w innym miejscu. Moment, gdy przyswajamy jakąś informację i nie wiemy, czy się jeszcze śmiać czy już płakać. Dla jednych to mogą być wybryki polityków i pisanie ustaw nocną porą, dla innych np. sytuacja, gdy największy pośród wszystkich Wielkich Braci, pozywa KE za łamanie prywatności.
Zetrzyjcie jakikolwiek napój, jakim opluliście monitor i spójrzmy na sprawę głębiej. To prawda, Facebook zarzuca UE łamanie prywatności pracowników korporacji i zamierza ją pozwać - donosi Financial Times.
I teraz, jeśli się tak dokładnie, bardzo dokładnie wczytać, Facebook ma w pewnym sensie rację. Chciałbym jednak widzieć linię oskarżenia w tym sporze i miny zebranych tam osób - firma od lat kojarzona z naruszaniem prywatności, domaga się prywatności.
Żeby było jeszcze zabawniej, to wygląda na próbę storpedowania dwóch postępowań antymonopolowych, jakie UE prowadzi ws. Facebooka. W trakcie tych postępowań KE zażądała dostępu do wewnętrznych dokumentów firmy, w których pada jakieś z 2,5 tys. słów kluczowych (dla sprawy). A i same frazy są ciekawe, bo wśród nich znajdziemy "wielkie pytanie", "niedobre dla nas", "zamykanie".
Stanowisko Facebooka
Facebook zapewnia, że zupełnie nie chodzi mu o torpedowanie postępowań, jedynie by jak najlepiej współpracować z europejskim regulatorem. Obruszył się z kolei na skalę żądanej dokumentacji - to przecież rażący zamach na prywatność, bo musiałby udostępnić kontrolerom także np. dane medyczne pracowników.
- Wyjątkowo szeroki charakter pytań KE oznacza, że będziemy zobowiązani do przekazania przeważnie nieistotnych dokumentów, które nie mają nic wspólnego z dochodzeniem KE, a zawierają wysoce wrażliwe dane osobowe pracowników, a także prywatne informacje o ich członkach rodzin - mówił Tim Lamb, prawnik Facebooka.
KE nie widzi w pytaniach nic złego, nie zamierza przerywać postępowania antymonopolowego i że zamierza się bronić przed sądem.
Sytuacja jest wysoce wymowna, bo Facebook od lat odpiera coraz masywniejszą lawinę krytyki, która mniej lub bardziej zawsze oscyluje wokół jednego - prywatności użytkowników, a raczej jej nadużywania bez ich wiedzy i zgody. Afery sypały się jedna za drugą, a to pośredni wpływ na wybory prezydenckie kilka lat temu, a to Cambridge Analytica i wyciek danych, w tym Polaków, i długie godziny grillowania z Kongresem.
Albo starsze przewiny - np. monitoring wszystkiego, co użytkownik robi w przeglądarce z otwartym Facebookiem.Ostatnio pojawia się coraz więcej pytań bez odpowiedzi w kontekście rozkręcającej się właśnie kampanii w USA.
Jak pisaliśmy w INNPoland.pl, niedawno opublikowano wyniki zewnętrznego audytu, który Zuckerberg sam zamówił, licząc na podpórkę w działaniach PR-owych. Sęk w tym, że ów audyt potwierdził większość grzeszków firmy, o jakie jest podejrzewana.