Model, w którym męzczyzna-władca zarabia pieniądze, które łoży na żonę-poddaną, czekającą na niego w domu z ciepłymi kapciami, odszedł wraz z modą na rozkloszowane sukienki w grochy (choć tej ostatniej akurat szkoda). Współczesne kobiety chcą się rozwijać, odważnie planują swoją karierę, walczą o równość w miejscu pracy... i całkiem nieźle zarabiają. Mimo to finanse cały czas są bywają jednym z podstawowych punktów zapalnych między partnerami. To w końcu kto powinien za co płacić – i ile?
Czy mężczyzna powinien zawsze płacić za swoją kobietę? Na tak zadane pytanie, większość z zagadywanych przeze mnie pań odpowiadała przecząco i z oburzeniem. Mało która z nich czułaby się dobrze w modelu, w którym byłaby czyjąś, jak to określały, “utrzymanką”. Co nie oznacza, że nie oczekujemy od mężczyzn miłych gestów, drobnych prezentów czy zabrania od czasu do czasu na romantyczną kolację. Rozliczanie w parze co do złotówki sporej części z nas kojarzy się z absolutnym koszmarem.
– Mój były chłopak skrzętnie liczył wszystkie swoje wydatki – zwierza się Julia, scrum masterka z jednej z warszawskich korporacji. – Początkowo mi się to nawet podobało, bo też lubię mieć porządek w finansach. Problem zaczął się wtedy, gdy o jednym ze wspólnych wyjazdów otrzymałam tabelkę z podsumowaniem poniesionych przez niego kosztów. I chociaż oczywistym było dla mnie, że dzielimy się na pół wydatkami za hotel czy transport, zdębiałam gdy zobaczyłam na liście pozycje takie jak "lód z automatu" albo "hotdog Orlen".
Kilka tabelek później Julia postanowiła wycofać się z relacji. Jak tłumaczy – nie wyobrażała sobie wspólnego życia i planowania rodziny w Excelu. Podobnych historii można mnożyć na pęczki. Problemy z finansami pojawiają się już na etapie poznawania się. Jedna ze znajomych opowiedziała mi historię o tym, jak jej randka uparła się, by odwieźć ją do domu do sąsiedniej miejscowości. Szarmancki gest zakończył jednak skrzętnym podliczeniem kosztów benzyny. Zamiast 10 złotych za autobus, zapłaciła 50 "za wachę".
Partnerzy potrafią również liczyć sobie wszystko już w czasie relacji – oraz po jej zakończeniu. Kolejna zapytana koleżanka wspomina, że po tym gdy zerwała ze swoim partnerem, otrzymała na mail fakturę za paliwo i jedzenie, które na nią przeznaczył. Inna opowiada o parze z czasu studiów, która rozliczała się nawet o 1 zł.
– Siedzimy w knajpie, ona mówi "kup mi piwko". Na co on odpowiada: "ty kup, ja kupiłem ci zupę ". Na co ona: "a ja zrobiłam zakupy za 54 zł i mi nie oddałeś". Tak było zawsze i wszędzie. Najczęściej kończyło się tym, że mój były wkurzony wstawał i szedł po piwo dla wszystkich, żeby był spokój – śmieje się. Chociaż bohaterom tej tragikomedii do śmiechu pewnie nie było.
Prawdziwy problem zaczyna się jednak wtedy, gdy finanse stają się kością niezgody w długotrwałym, stałym związku, w którym poważnie myśli się o przyszłości.
– W czasie pandemii straciłam pracę – opowiada Joanna, copywriterka z Krakowa. – Na szybko musiałam podjąć jakąś inną, więc specjalnie nie wybrzydzałam. Zatrudniłam się za sporo mniejsze pieniądze. Niestety, szybko zaczęło mi brakować środków. Część moich wydatków zaczęła być pokrywana z karty narzeczonego. Nie kupowałam sobie oczywiście ciuchów czy kosmetyków. To był wydatki na żywność, podstawowe potrzeby i terapię, którą rozpoczęłam, by się pozbierać.
Jak tłumaczy Joanna, jej narzeczony (partner od sześciu lat) jeszcze przed pandemią zarabiał dwukrotnie więcej niż ona. Chociaż nie czuła się z całą sytuacją komfortowo, bo wcześniej każdy płacił za siebie, w głębi duszy cieszyła się, że może na niego liczyć w kryzysie. Jego wsparcie dawało jej ogromne poczucie bezpieczeństwa... do czasu gdy nie wyznał, że jest wściekły, że musi za nią płacić. Rozpętało się piekło i prawie zerwali zaręczyny.
Finansowe pole minowe
– Finanse w związku to albo wspólne zbieranie borówek i zajadanie ich później ze śmietanką, albo poligon, na którym okopujemy się na swoich pozycjach i prowadzimy wojny podjazdowe – mówi profesor Katarzyna Popiołek z Uniwersytetu SWPS.
Jak tłumaczy, pieniądze to bardzo czuły wskaźnik w relacji, który jest świetnym narzędziem do mierzenia jej jakości. – To, czy mamy do czynienia z dobrą relacją, w której partnerzy rozumieją się, kochają i zależy im na ich wzajemnym szczęściu, widać po tym, jak rozmawiają ze sobą o finansach – tłumaczy.
– W zarządzaniu finansami pomagają wspólne cele. Jeżeli partnerzy interesują się sztuką, mogą wspólnie planować zakupy książek czy biletów do teatru. Jeśli podróżują – odkładać pieniądze na wymarzone wyprawy. Nie oznacza to jednak, że gdy w parze nie ma wspólnych pasji, finanse muszą być kością niezgody. Wtedy należy jednak szanować marzenia i potrzeby naszego partnera. Jeśli on śni o samochodzie konkretnej marki i możemy sobie na to pozwolić, to warto zdecydować się na wyższą ratę leasingu, nawet jeśli jako kobiety myślimy, że to niemądre – uśmiecha się profesor.
O problemie można mówić wtedy, gdy partnerzy nie informują się wzajemnie o swoich dochodach. Ukrywają je, informują tylko o podstawie, nie są szczerzy co do wydatków. – To niestety bardzo częste. Podobnie jak to, że nie rozmawiamy w związku szczerze o pieniądzach. Unikamy tego tematu tak długo, aż mleko się wyleje – mówi profesor.
Czego oczekują Polacy od finansów w związku?
Zdecydowana większość z nas pod względem finansów oczekuje w związku równości. Jak wynika z badania przeprowadzonego w 2015 roku przez Instytut Socjologii UJ, zarówno kobiety (84 proc.) jak i mężczyźni (80 proc.) w Polsce uważają, że obaj partnerzy powinni być w takim samym stopniu odpowiedzialni za utrzymanie rodziny.
– Choć w większości rodzin oboje partnerów pracuje, zazwyczaj dochód mężczyzny jest zdecydowanie wyższy niż dochód kobiety. Wynika to m.in. ze zjawiska Gender Pay Gap – różnic wynagrodzeniach kobiet i mężczyzn istniejących mimo posiadania tych samych kompetencji i obowiązków zawodowych – zwraca uwagę dr Anna Macko z Katedry Psychologii Ekonomicznej Akademii Leona Koźmińskiego.
Co ciekawe, wskaźnik Gender Pay Gap w Polsce jest relatywnie niski. Jak wynika z danych Eurostatu, wynosi on 8,5 proc. Dla porównania najlepiej jest pod tym kątem w Luksemburgu – 1,3 proc. a najgorzej w Estonii – 21,7 proc. Mimo to różnice między zarobkami kobiet i mężczyzn we wspominanym wcześniej badaniu naukowców UJ deklarowało 65 proc. ankietowanych.
Jak wyglądają style zarządzania finansami w parze/rodzinie w praktyce? – Dwa najczęściej obserwowane modele to system wspólnej puli, polegający na pełnym łączeniu dochodów, z którego członkowie gospodarstwa opłacają swoje i wspólne wydatki i system niezależnego zarządzania finansami, w którym każda osoba tworząca gospodarstwo domowe ma swoje środki i wydatki – mów dr Anna Macko.
Czy o którymś z tych modeli można powiedzieć, że jest lepszy bądź gorszy dla jakości związku? Profesor Katarzyna Popiołek nie pozostawia wątpliwości - w dobrze funkcjonujących parach finanse są wspólne. – Oczywiście nie ma nic złego w tym, że obie osoby pragną zachować niezależność. Ale zbyt często widziałam sytuację, w których decyzja o posiadaniu osobnych kont była początkiem finansowej przemocy względem małżonka lub małżonki – przekonuje.
Jak podkreśla, kobiety bardzo często pracują na dwa etaty, bo poza karierą zawodową, zajmują się też domem. – Weźmy jako przykład panie, które wychowują dzieci, robią zakupy, gotują. To wszystko da się bardzo łatwo przeliczyć na pieniądze. Jednak zwykle nie jest to uwzględniane jako zasób przez odpowiedzialnych za zarabianie mężczyzn.
Jak podkreśla psycholog, pieniądze są najczęściej wykorzystywane w celu manipulacji przez mężczyzn, chociaż nie jest to żelazną zasadą. – Panowie poprzez finanse pokazują, jacy są ważni. Taka postawa prowadzi jednak do przemocy ekonomicznej. Mężczyzna, wydzielając kobiecie pieniądze, traktuje ją jak dziecko. Upokarza i sprawia, że ona musi na pieniądze zasłużyć i o nie prosić. Wystarczy jakakolwiek sprzeczka czy gorszy nastrój, a kobieta może być pewna, że usłyszy pełne wyrzutu "a po pieniądze ręce wyciągasz".
Przemoc ekonomiczna jest w Polsce, niestety, wciąż bardzo powszechna. – To żywy ślad po patriarchalnym modelu rodziny – tłumaczy profesor.
A jak to wygląda w związkach nieformalnych? Jak zaznacza profesor, tam gdzie nie ma wyraźnego, tradycyjnego podziału ról, który jest typowy dla małżeństwa, łatwiej jest wypracować prawdziwe partnerstwo, również w zakresie finansów. – Nierzadko zdarza się, że ludzie są szczęśliwsi przed ślubem. Wtedy, gdy w parze są tylko oni, bez całego zestawu społecznych oczekiwań i stereotypów – zaznacza.
W przypadku związków nieformalnych pojawiają się jednak inne niebezpieczeństwa. Wspólnota takich relacji nie jest w żaden sposób prawnie ugruntowana, więc zarządzanie finansami wymaga znacznie więcej zaufania. – W małżeństwie, w przypadku rozwodu, mamy podział majątku, który zabezpiecza wniesiony przez nas wkład. Kiedy rozstaje się para nieformalna, kłótnie o uczciwy podział rzeczy do tej pory wspólnych mogą być prawdziwym koszmarem – mówi profesor Popiołek.
Psycholog podkreśla, że partnerzy w dobrych relacjach powinni sobie ufać w sprawach finansowych, ale w przypadku związków nieformalnych dobrze jest mieć na uwadze pewien poziom ryzyka. – Musimy brać poprawkę na to, że coś się może zmienić, że ktoś nas przestanie kochać, że zafascynuje go ktoś inny. Pewności tego, że będziemy kochani, dopóki śmierć nas nie rozłączy, nie można mieć zresztą również w związku formalnym. Chociaż w tym drugim przypadku, w tematach spornych, możemy liczyć na pomoc sądu – dodaje.
A co po rozwodzie?
Podział majątku to jedno, radzenie sobie po rozstaniu - drugie. Jak przekonuje dr Anna Macko z Akademii Leona Koźmińskiego, wiele kobiet chce być aktywna zawodowo również dlatego, że mają świadomość, iż w przypadku rozwodu wskoczenie na rynek pracy po długiej przerwie może być niezwykle trudne. Prawdopodobieństwo rozstania jest natomiast całkiem spore – w Polsce rozpada się co trzecie małżeństwo. Jak tłumaczy, świadome podejście do finansów, budowanie niezależności finansowej pozwala lepiej się odnaleźć w razie rozstania.
Trudno jednak budować związek, gdy cały czas ma się z tyłu głowy konieczność tworzenia "planu awaryjnego" na wypadek rozstania. Przesadne skupianie się na rychłym końcu, w większości wypadków może wręcz uniemożliwić nawiązanie jakiejkolwiek relacji. Co zatem robić, by zbudować dobrze funkcjonujący związek – również w aspekcie finansów? Odpowiedź jest banalna: rozmawiać.
– My na początku ustaliliśmy, że podchodzimy do pieniędzy proporcjonalnie: każdy daje tyle, ile może, stosownie do wysokości zarobków. I płeć nie gra tu roli – mówi Kasia, graficzka. – Mój facet pracuje w branży kultury, wiec jak był lockdown, to byłam główną utrzymującą naszą parę i dużo stawiałam. Ale nie był to dla mnie żaden problem. Kiedy on pracuje normalnie i przyjdzie przelew za jakiś duży projekt, to dosłownie szasta na mnie pieniędzmi i spełnia zachcianki, o jakich nie zdążyłam nawet jeszcze pomyśleć.
– W moim związku wydajemy pieniądze razem i tak samo się z tego cieszymy – mówi Magda, freelancerka. – Staram się w tym zachować jako taką równowagę. Jak idziemy do kina i on kupuje bilety, ja biegnę po popcorn. Zakupy na zmianę. W knajpach różnie. Częściej on, bo jak mówi po prostu lubi za mnie płacić. Oboje czujemy się z tym OK.
– Jak idę gdzieś z moją dziewczyną, to oczywiście nie zabieramy ze sobą faceta, żeby za nas płacił i jakoś żyjemy – śmieje się Anita, biolożka. – Wszystkie stereotypy dotyczące związków burzą się jakoś same w relacjach jednopłciowych, więc może i w kwestii finansów jest nam po prostu łatwiej. Problem kłócenia się o pieniądze mnie i jej nie dotyczy - nie ma tych kulturowych czy społecznych oczekiwań, co ktoś musi, co trzeba, co komu wypada.
– Aby stworzyć dobrze funkcjonujący, długoterminowy związek należy wyzbyć się przekonania, że muszę "łożyć na rodzinę", że partnerka mnie coś "kosztuje" – podsumowuje profesor Katarzyna Popiołek. – Żona to nie utrzymanka, tylko partnerka życia. A rodzina to nie oni, tylko my. Jeżeli sobie ufamy, wystarczy zrozumieć, że w parze gramy do jednej bramki i pracujemy na wspólne szczęście. A wtedy duża część problemów z pieniędzmi przejdzie w niepamięć.
Gdy w związku jest dobrze, to wspólnie zarządzamy finansami, znamy swoje dochody, informujemy się o wydatkach, a te ważne - ustalamy wspólnie. Do tego znamy i rozumiemy swoje potrzeby oraz racjonalnie planujemy, na co możemy, a na co nie możemy sobie w danym momencie pozwolić. Dobrze działające związki to praca dwóch sprawnie działających księgowych.
Anna Macko, Akademia Leona Koźmińskiego
W związkach formalnych preferowany jest system wspólnej puli lub częściowo niezależne zarządzanie budżetem rodzinnym, podczas gdy w związkach nieformalnych preferowane jest niezależne zarządzanie finansami. Niezależne zarządzanie jest też preferowane przez pary mieszkające wspólnie krócej niż pary mieszkające razem dłużej.
Katarzyna Popiołek, Uniwersytet SWPS
Osobne konta mogą oddzielać od siebie małżonków. Pół biedy, gdy oboje zarabiają podobnie i na konto na wspólne wydatki odkładają co miesiąc podobną kwotę. Jedak gdy różnica między wypłatami jest spora, pojawia się problem - kto ma tam przelewać ile? W takim układzie osoba zarabiająca mniej może czuć się źle i niepewnie, żyć w stanie nieustannego lęku przed odrzuceniem. A to już tylko krok od tego, by pieniądze stały się w relacji narzędziem władzy.
Katarzyna Popiołek, Uniwersytet SWPS
Rozliczanie kobiety, ograniczanie jej wydatków, obwinianie o nieodpowiedzialność finansową, umniejszanie wartości. To niestety smutna codzienność w wielu, pozornie szczęśliwych rodzinach. Zjawisko działa z resztą i w drugą stronę. Kobieta może podkopywać pewność siebie męża, wytykając mu, że jest niewystarczająco męski, gorszy, bo przynosi do domu za mało pieniędzy. Część kobiet ogranicza przez to dostęp do małżeńskiego łoża - co jest typowym przykładem traktowania pożycia jako wymiany usług seksualnych na finansowe. Daleko temu od miłości.
Anna Macko, Akademia Leona Koźmińskiego
Dzięki niezależności finansowej kobiet, relacje w związkach stają się też bardziej egalitarne, co przekłada się na pojawienie się oczekiwań zarówno większego angażowania się mężczyzn w opiekę nad dziećmi i prowadzenie domu, jak i wsparcia rozwoju kariery zawodowej kobiet.