INNPoland_avatar

Od lat nie korzystam z Black Friday. Nie bawię się w promocje i mam święty spokój

Katarzyna Florencka

25 listopada 2022, 14:47 · 3 minuty czytania
Black Friday w Polsce to ściema – wszyscy to wiemy, a i tak tysiące ludzi co roku łapie się na urok przedświątecznego zakupowego święta. Nigdy nie sądziłam, że szczególnie skutecznie kontroluję moje impulsy, ale widać tak jest w przypadku Black Friday i Cyber Monday. Nie daję na siebie wpłynąć sterowanemu odgórnie szaleństwu zakupów – i szczerze polecam to również innym.


Od lat nie korzystam z Black Friday. Nie bawię się w promocje i mam święty spokój

Katarzyna Florencka
25 listopada 2022, 14:47 • 1 minuta czytania
Black Friday w Polsce to ściema – wszyscy to wiemy, a i tak tysiące ludzi co roku łapie się na urok przedświątecznego zakupowego święta. Nigdy nie sądziłam, że szczególnie skutecznie kontroluję moje impulsy, ale widać tak jest w przypadku Black Friday i Cyber Monday. Nie daję na siebie wpłynąć sterowanemu odgórnie szaleństwu zakupów – i szczerze polecam to również innym.
Zazwyczaj omijam Black Friday Fot. Marcin Nowak/REPORTER
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • Korzystanie z Black Friday i Cyber Monday opłaca się tylko wtedy, gdy mamy konkretne potrzeby
  • Obniżki w Polsce są niewielkie, często jeszcze dodatkowo zmniejszone strategicznym podwyższaniem cen w październiku
  • Najlepiej podczas Black Friday kupować to, co i tak zamierzaliśmy kupić – a promocję traktować jako bonus

Bez emocji w Black Friday

I zaczęło się. Na moim telefonie, skrzynce mailowej i praktycznie każdej stronie internetowej, którą odwiedzam, zaroiło się od informacji o szalonych promocjach.

Wbrew pozorom jednak nie będzie to tekst o tym, że jak papugi przejmujemy konsumpcyjne zwyczaje przychodzące do nas prosto ze Stanów – bo wcale tak nie uważam. Wszak sezon świąteczny w sklepach musi się kiedyś rozpocząć, a ostatni czwartek listopada jest równie dobrą datą, jak 1 grudnia. Nawet rozszerzanie tego wszystkiego na Black Week mnie nie rusza.

Jak to? Dlaczego nie załamuję rąk nad upadkiem biednych Słowian w konsumpcyjne amerykańskie macki Black Friday?

Przede wszystkim dlatego, że tak naprawdę żaden z tego dnia Black Friday. Ot, zwykłe promocje, często nawet gorsze od tego, co możemy upolować na sezonowych wyprzedażach w sklepach stacjonarnych czy na wyznaczonych "świętach sprzedaży" największych sprzedażowych platform internetowych.

Nie trzeba nawet samemu porównywać cen: widać to po braku dantejskich scen kojarzonych z tym dniem w USA (a przecież jak Polak chce, to potrafi).

Kupuj to, czego potrzebujesz

Magiczne hasło "wyprzedaż" wciąż jednak działa na wielu jak informacja o darmowym piwie rozdawanym za rogiem. Może i przecena nie jest dobra, ale jak to tak nie skorzystać i nie kupić?

Specjalną tajemnicą nie są praktyki obnażane np. przez Fake Friday czy Historia ceny. Chodzi rzecz jasna o odpowiednie przygotowanie do okresu wyprzedaży przez stopniowe podnoszenie cen w okresie bezpośrednio je poprzedzającym. Zniżka jest? Jest. To gdzie problem?

Nawet teraz, w momencie, w którym inflacja szaleje, a nasze realne wynagrodzenia lecą na łeb na szyję, gwałtownie biedniejący ludzie mają się ponieść magii konsumpcjonizmu. I jeśli przyniesie im to radość na dłuższy czas, to czemu nie? Zazwyczaj jednak skończy się to dramatycznymi westchnieniami po upływie kilku tygodni, ile to znowu nie wydali na prezenty.

Sama zarówno z Black Friday, jak i jego cyfrowej siostry Cyber Monday praktycznie nie korzystam. Nie jest to jednak podstępna strategia wynikająca z siły przekonań i wszystkiego, co wspomniałam powyżej. Wyprzedaże mnie po prostu... nie ruszają.

Kojarzycie to uczucie, kiedy wchodzicie do sklepu odzieżowego sprawdzić "OBNIŻKI DO 70 PROC. OSTATNIA SZANSA" i wychodzicie z uczuciem lekkiego rozczarowania, bo jedyne rzeczy, które pozostały na promocji, to naszyjnik z plastikowego złota i powyciągane przez cały sezon sprzedażowy poliestrowe koszule z brakującymi guzikami? Mam tak zawsze.

I zdecydowanie tego nie żałuję.

W całym życiu z Black Friday skorzystałam aż dwa razy. W jednym przypadku był to zakup planowany: byłam chwilę po studiach, potrzebowałam nowego telefonu i tak się złożyło, że byłam w stanie uwolnić trochę nadmiarowej gotówki akurat na koniec listopada. Możliwość kupienia telefonu kilkaset złotych taniej była po prostu miłym zbiegiem okoliczności.

Podobnie było teraz, tym razem w związku z nowym telewizorem. Z lekkim wstydem przyznam jednak, że... nie jestem pewna, czy w tym wypadku skorzystałam z Black Friday. Mam wspomnienie wchodzenia w zakładkę z promocjami, dostosowywania filtrów... ale nie dam sobie uciąć ręki, że na stronie produktu była informacja o obniżce ceny.

I nieważne, to nie ona jest najistotniejsza. Mam dokładnie taki telewizor, jaki chciałam kupić, w cenie, jaką gotowa byłam zapłacić. Jeśli przy okazji oszczędziłam – doskonale. Jeśli nie – absolutnie nic się nie stało.

Skuszenie się na (zazwyczaj) droższą opcję z wodotryskiem mogłoby się skończyć tym, że w nieprzemyślany sposób kupiłabym model, w którym oszczędzono akurat na funkcjach, na których mi zależało.

Korzystajmy z Black Friday, korzystajmy z nadchodzącego Cyber Monday. Ale próbujmy jednak robić to z głową. Radości będzie o wiele więcej.