W trakcie poniedziałkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki zdradził, że w ubiegłym tygodniu spotkał się z ministrem infrastruktury Andrzejem Adamczykiem i zarządem PKP Intercity. Tematem rozmowy miały być ceny biletów kolejowych.
– Przekazałem, że domagam się znaczącej redukcji, a najlepiej powrotu do poprzednich cen – oznajmił szef rządu.
Jak tłumaczył, obniżenie cen biletów ma wynikać z chęci "przyduszenia" inflacji. – Żeby nie dodawać tych dodatkowych impulsów inflacyjnych. Z drugiej strony, żeby przede wszystkim Polacy mogli jeździć wygodnie, tanio, komfortowo, po jak najniższych kosztach – wyjaśnił Morawiecki.
Premier oznajmił, że trwają prace nad przekazaniem "dodatkowych środków z budżetu państwa dla PKP". W ten sposób rząd chce "zrekompensować podwyżki cen energii elektrycznej". – To jest ta zmora, która trapi wszystkie państwa UE – przekonywał.
Wskazał także, kiedy pasażerowie mogą spodziewać się zmiany cennika PKP. – Chcemy po przekazaniu tych środków w ciągu najbliższych dwóch tygodni doprowadzić do tego, aby nastąpił powrót do niskich, wcześniejszych cen biletów na kolejach – stwierdził szef rządu.
Od 11 stycznia 2023 r. w PKP obowiązuje nowy cennik. Największa podwyżka dotyczy przejazdów biletów jednorazowych Pendolino. Za podróże pociągami tej kategorii pasażerowie płacą o 17,8 proc. więcej niż dotychczas.
Natomiast ceny biletów w pociągach kategorii EIC wzrosły o 17,4 proc., a TLK/IC – o 11,8 proc. Natomiast o około 10 proc. zwiększyły się ceny biletów odcinkowych.
Zarówno PKP, jak i rzecznik rządu Piotr Müller przekonywali, że podwyżka ma związek z rosnącymi kosztami prowadzenia działalności. Powodem mają być rosnące ceny energii elektrycznej. Podwyżki cen biletów nie rekompensują kosztów, a jedynie częściowo je łagodzą. Przykłady? Za przejazd pociągiem Express InterCity Premium z Krakowa do Warszawy trzeba zapłacić już nie 169 zł, a 199 zł. To nowa cena biletu w jedną stronę.
Jeśli wybierzemy TLK, to za taką samą trasę zapłacimy 80 zł. Przed podwyżką bilet kosztował 72 zł.
Poza tym ogromne oburzenie wywołał fakt, jak różne stawki obowiązują pasażerów. Bilet na ten sam pociąg kosztuje w Polsce 94,33 gr, a w Czechach (w drogę powrotną) – niecałe 25 zł. W niektórych przypadkach tańsza będzie podróż samochodem, a nawet samolotem. Podwyżka cen biletów PKP zbiegła się bowiem w czasie z promocją, którą przygotował LOT.
– To dziwna koincydencja, biorąc pod uwagę, że obie spółki są publiczne i obie są wysoko dotowane z kasy publicznej – ocenił Piotr Rachwalski z Instytutu Rozwoju i Promocji Kolei oraz szef śląskiego Przedsiębiorstwa Komunikacji Metropolitalnej w Świerklańcu.