Do niecodziennej sytuacji doszło na lotnisku w Wilnie. Jednym z pasażerów, który miał podróżować samolotem PLL LOT ze stolicy Litwy do Polski, był znany polski skrzypek Janusz Wawrowski.
Muzyk miał przy sobie skrzypce Stradivarius warte około 20 mln zł. Podróżuje z nimi od lat. Zawsze ma instrument obok siebie w trakcie lotu. Jednak tym razem pojawiły się problemy.
Argument był taki, że "nie bo nie". – Na moje pytanie, czy mogę dokupić dodatkowe miejsce, powiedziano mi, że nie ma takiej możliwości, bo jest za dużo sprzedanych biletów na ten samolot – przyznał Wawrowski w rozmowie z RMF FM.
Jak tłumaczył, najlepszym miejscem do przewozu skrzypiec jest półka nad fotelem pasażera. Tam instrument ma bowiem dobrą amortyzację.
Na jego drodze stanęła jedna pani i dwóch panów. – Byli niemili. Zerwali z mojej walizki wszystkie naklejki, odmierzali mi czas: zostało mi 5 minut, zostały mi 2 minuty. Powiedzieli, że nie polecę. Pan z PLL LOT nie był świadomy, jakie mają przepisy, nie powiedział o rozmiarach, o tym, jakiej wielkości może być futerał – przyznał muzyk.
Wawrowski zdradził, że obsłudze pokładu nigdy nie przeszkadzał instrument. Próbował przekonywać pracownicę lotniska, że w luku bagażowym skrzypce się zniszczą. – Odpowiedziała "Zobaczymy". To wyglądało jak rosyjska ruletka, czy raczej wileńska ruletka – uskarżał się.
Swoją historię muzyk opisał także na Facebooku. Jak tłumaczy, kupił bilet lotniczy za około 2 tys. zł, ale nie został wpuszczony do samolotu i musiał zorganizować powrót do domu na własną rękę i rzecz jasna własny koszt. "Spędziłem 8 godzin w autokarze do Warszawy" – dodaje.
Na stronie LOT–u znalazł szczegółowe informacje dotyczące bagażu podręcznego. Każdy może zabrać ze sobą jeden taki bagaż o wadze do 8 kg o łącznej sumie wymiarów nieprzekraczający 118 cm.
Wawrowski przekonuje, że futerał ważył niecałe 6 kg. Z kolei łączne wymiary futerału wynoszą 118 centymetrów. "Wydawać by się mogło także oczywiste, że skrzypce mające prawie 340 lat są zbyt cenne, na podróżowanie w luku bagażowym. Widać nie dla wszystkich" – wskazuje.
Jak dodaje, takiego zachowania mógłby się "ewentualnie spodziewać po "tanich liniach", które starają się zarobić na wszystkim, ale nie po narodowym przewoźniku aspirującym do bycia jednym z najlepszych".
Do tej nieprzyjemnej sytuacji odniósł się już LOT. Z komunikatu przesłanego do RMF FM wynika, że chaos wynikał z błędu ludzkiego.
"W tym konkretnym przypadku mało doświadczony pracownik firmy handlingowej, obsługującej PLL LOT, podjął błędną decyzję na podstawie faktu, że futerał ze skrzypcami nie zmieścił się w tzw. przymiarze bagażowym" – czytamy w oświadczeniu.
Polski przewoźnik przekonuje, że jest mu "przykro" i "dokona zwrotu za niewykorzystaną część biletu". Zapewnia, że "dołoży wszelkich starań, aby tego typu sytuacje nie miały miejsca w przyszłości".
Pod wpisem Wawrowskiego pojawiło się kilkaset komentarzy. Nie brakuje osób, które bronią polskiego przewoźnika, choć wielu użytkowników utożsamia się również z podejściem skrzypka.
"Zamiast kręcić aferę i oczerniać pracowników, jacy to są straszni, bez empatii i robią pod górkę, to warto czytać regulamin. Żadna szanująca się obsługa lotnicza nie będzie naginała regulaminu dla pasażera, bo nie umie czytać" – zaznacza jedna z osób.
"Skandaliczna sytuacja, która w bardzo negatywnym świetle stawia PLL LOT" – dodaje kolejna użytkowniczka.
Głos zabrali także inni artyści. "Za miesiąc lecę LOTem do Bułgarii, już drżę na samą myśl o tej podróży. Oczywiście po tej sytuacji zgłoszę fakt posiadania instrumentu, ale co jeśli będą kazali mi dokupić dodatkowy bilet za kolejne 1300 zł? Będę musiała odwołać koncert, bo honorarium za niego nie pokryje mi kosztów podróży… To jest jakiś absurd" – wskazuje jedna z nich.
"Nigdy w życiu, a latam, jak wiadomo, ze skrzypcami od 30 lat, nikt nigdy nie zabronił mi wnieść instrumentu na pokład samolotu. To niewyobrażalne!" – wtóruje jej druga.
Niektórzy radzą, aby przy kolejnej takiej sytuacji muzyk zażądał dokumentu z numerem lotu, rezerwacji, opisem zdarzenia, datą, godziną i podpisem z pieczęcią. Na tej podstawie będzie można złożyć reklamację.
O polskim przewoźniku zrobiło się głośniej w ostatnim czasie również za sprawą Krzysztofa Stanowskiego. LOT anulował żonie dziennikarza lot powrotny, ponieważ nie stawiła się na pierwszym odcinku podróży z powodu choroby syna.
Za odzyskanie biletu przewoźnik zażądał 1,7 tys. zł. To o 350 zł więcej niż zakup nowego biletu. "Standardowa praktyka stosowana w tradycyjnych liniach lotniczych [...], opisana szczegółowo w dokumencie IATA" – tak tłumaczył się LOT.
Czytaj także: https://innpoland.pl/190679,szef-ryanaira-kontra-prezes-cpk-ile-bedzie-kosztowal-cpk