"Lody droższe niż w Warszawie". Paragon znad morza mrozi krew w żyłach
Sezon na wakacyjne paragony grozy minął? Może i tak, ale wciąż docierają do mediów paragony grozy z polskich plaż. I ceny wcale nie są bardziej zachęcające.
Reklama.
Sezon na wakacyjne paragony grozy minął? Może i tak, ale wciąż docierają do mediów paragony grozy z polskich plaż. I ceny wcale nie są bardziej zachęcające.
Do letniego sezonu zostało jeszcze trochę czasu, ale niektórzy organizują sobie wyjazdy już teraz. Niekoniecznie ze względu na mniejszy tłok w atrakcyjnych miejscach. Chodzi również o ceny. Niestety potrafią zaskakiwać także poza sezonem. Zaskoczyły również panią Ewelinę, która podzieliła się swoim paragonem z serwisem haps.pl.
Na pewnym produkcie zdecydowanie nie udało jej się zaoszczędzić. Paragon otrzymała przy kupnie lodów na plaży. Ceny zależały od wielkości porcji oraz smaku. "Lodowe widełki" wynosiły między 8 a 9 zł. Pani Ewelina skomentowała, że nawet w Warszawie ceny są niższe.
A ile zapłacimy za nie w stolicy? Niektóre lokale ustaliły stawkę na wysokości 6-7 zł. Inne pokusiły się nawet o 8 zł za gałkę. Naprawdę spore porcje mają ceny wynoszące kilkanaście złotych.
Cen mrożonych słodkości nie mogła ominąć inflacja. Wyższe są koszty półproduktów, rachunków za prąd czy wprowadzenia wyższej płacy minimalnej. (Z 3010 zł do 3490 zł brutto. Na godzinę dostaje się teraz 22,80 zł).
W innym artykule w INNPoland pisaliśmy o paragonie, który przysłała nam nasza czytelniczka. Był to rachunek za obiad w restauracji we Władysławowie. Widzimy na nim rekordową cenę ryby. Kilogram sandacza kosztował aż 210 zł. A więc za niecałe 0,24 kg musiała dać 50,40 zł. Dorsz miał cenę 64,60 zł za niecałe 0,4 kg, co daje 190 zł za 1 kg.
Kobieta wybrała się do lokalu z jeszcze jedną osobą. Na obiad wzięli dorsza w panierce, frytki, szpinak, sandacza saute, ziemniaki z wody i surówkę z kiszonej kapusty. Do picia dwa piwa, a dodatkowo trzy sosy. Za oba posiłki trzeba było zapłacić 180 zł.
Lody i ryba do sezonu letniego "prawdopodobnie" nie stanieją. A co z codziennymi zakupami? W innym artykule w INNPoland zebraliśmy paragony za to, co kupujemy na co dzień. Wniosek pojawił się szybko i był dość prosty: kupujemy mniej, ale wydajemy więcej.
Na skromne i szybkie śniadanie wzięliśmy trzy bułki i hummus, a zapłaciliśmy za to 12,50 zł. Kolejny paragon pokazał nam, ile kosztowała krótka uczta dla podniebienia. Baton czekoladowy, lody, dwie puszki Coca Coli miały cenę niemal 25 zł. Teraz docieramy na szczyt naszej paragonowej drożyzny. Zgrzewka wody, dwie puszki Coca Coli, lód na patyku "Kaktus", lody i mała chałka kosztowały ok. 50 zł. Jak przekazuje nam Joanna Lastovska, PR manager PanParagon (aplikacji do przechowywania paragonów) wartość na nich rośnie, ale za to z każdym rokiem maleje ilość pozycji. Oznacza to, że choć Polacy starają się kupować mniej, i tak wydają więcej niż w poprzednich latach.