INNPoland_avatar

Limuzyny to za mało. Rząd PiS wydał ćwierć miliona złotych na taksówki

Paweł Orlikowski

05 maja 2023, 07:53 · 3 minuty czytania
Wysoka inflacja, dobijające koszty życia, liczenie każdej złotówki – to nie dla rządu. Urzędnicy i ministrowie rozbijają się taksówkami, a z kasy państwa, czyli z naszych pieniędzy, poszło na to ćwierć miliona złotych. Ministerstwa tłumaczą się ciężką pracą.


Limuzyny to za mało. Rząd PiS wydał ćwierć miliona złotych na taksówki

Paweł Orlikowski
05 maja 2023, 07:53 • 1 minuta czytania
Wysoka inflacja, dobijające koszty życia, liczenie każdej złotówki – to nie dla rządu. Urzędnicy i ministrowie rozbijają się taksówkami, a z kasy państwa, czyli z naszych pieniędzy, poszło na to ćwierć miliona złotych. Ministerstwa tłumaczą się ciężką pracą.
Rząd wydał ćwierć miliona złotych na taksówki dla pracowników ministerstw. Fot. Marek Kudelski/Agencja SE/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Urzędnicy i ministrowie rozbijają się taksówkami za pieniądze podatników. Widocznie limuzyny i służbowe auta to za mało. Kasa państwa została uszczuplona o 250 tysięcy złotych na przejazdy taxi.


To wszystko w sytuacji, gdy do dyspozycji urzędników jest ponad 500 samochodów, w tym luksusowe BMW, Audi, Volkswageny, Skody i inne.

Ministerstwo Finansów nie oszczędza

Kto umie liczyć pieniądze, ten jest z reguły oszczędny. Nie dotyczy to resortu finansów – ten jest absolutnym rekordzistą. Urzędnicy i ministrowie w dobiegającej końca kadencji wydali na ten cel ponad 150 tys. zł.

Jak podaje "Fakt", to m.in. przejazdy po mieście, ale także kursy poza miasto m.in. do Mińska Mazowieckiego, Wołomina czy też oddalonego od Warszawy o niemal 100 km Żelechowa.

Resort tłumaczył to m.in. pandemią i ograniczeniami w korzystaniu z komunikacji zbiorowej, a także pracą urzędników do późnych godzin nocnych i koniecznością przetransportowania ich do domów.

Ministerstwo Funduszy też nie stroni od taksówek

Ministerstwo Finansów, jak się okazuje, to nie jedyny resort, który ani myśli oszczędzać pieniędzy w trudnych dla podatników czasach i jest rozrzutny.

Chętnie po taksówki dzwoni się także w Ministerstwie Funduszy. To w tej kadencji wyjeździło taksówkami blisko 70 tys. zł.

"Przejazdy realizowane były na terenie Warszawy oraz gmin sąsiadujących w związku z realizacją obowiązków służbowych do miejsca wykonywania pracy, na lotnisko oraz do miejsca zamieszkania w godzinach nocnych" – wyjaśnia wiceminister Małgorzata Jarosińska-Jedynak w odpowiedzi na interpelację posłanki Hanny Gill-Piątek.

Taxi były zamawiane nie tylko dla urzędników/pracowników ministerstwa, ale też dla jego kierownictwa, czyli m.in. ministra i wiceministrów. A tym przysługują przecież służbowe auta z kierowcami.

Resort kultury wśród liderów

Niechlubne trzecie miejsce, czyli wciąż na podium wydatków związanych z zamawianiem taryf dla urzędników jest Ministerstwo Kultury. W trzy lata na przejazdy taksówkami wydano ponad 57 tys. zł, niemal połowa tej kwoty poszła w 2022 r.

W "Fakcie" czytamy, że resort rolnictwa w ciągu czterech lat wyjeździł 9 tys. zł. Jak przekonuje minister Robert Telus, po taryfę dzwoni się w ostateczności, a jeśli już to po to, by... lepiej pracować.

"Pracownicy Ministerstwa mogą korzystać z usług korporacji taksówkowej na terenie m.st. Warszawy oraz gmin ościennych, o ile jest to uzasadnione ekonomicznie, a użycie taksówki skróci czas podróży i przyczyni się do efektywniejszego wykonywania obowiązków służbowych" – wyjaśnia minister Robert Telus.

– Te 250 tys. zł dla zwykłego Polaka to ogromne pieniądze. I pomyśleć, że można je było przeznaczyć np. na transport dzieci z niepełnosprawnościami, zorganizować wycieczki. Radość i pożytek byłby większy – powiedziała "Faktowi" Hanna Gill-Piątek, na której to interpelację posleską odpowiedziały ministerstwa, zdradzając, ile wydają na taksówki.

Czytaj także: https://innpoland.pl/193253,pulapka-populizmu-kuczynski-pis-otworzyl-grecka-droge

Czeka cię przegląd samochodu? Możesz nie mieć gdzie go zrobić

Wracając z rządu na ziemię, jak to mawiają ministrowie – "zwykli" obywatele muszą jeździć za swoje, a do tego, jeśli jeżdżą własnym autem, muszą raz w roku robić jego przegląd. Jak pisaliśmy niedawno w INNPoland, może być z tym niemały problem.

Do tej pory za przegląd samochodu trzeba zapłacić średnio 100 zł. Diagności chcą podwyżek i oszacowali, że cena przeglądu powinna wynieść co najmniej 200 zł. Takie samo zdanie ma Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów (PISKP).

Ministerstwo Infrastruktury odmawia wprowadzenia nowych stawek i to nawet mimo akcji protestacyjnych. Dlatego niektóre stacje kontroli pojazdów decydują się na strajki.

Tak było już 26 kwietnia br., m.in. w Warszawie, gdy do protestu przystąpiła zdecydowana większość stacji kontroli, żądając właśnie uchwalenia wyższej, 200-złotowej stawki za przegląd samochodu osobowego. Podobne akcje odbywały się też oddolnie w innych regionach Polski.

W przypadku badania technicznego pojazdów nadal obowiązują ceny z 2004 r. Tak więc w przypadku samochodu osobowego trzeba zapłacić 98 zł. Jeśli posiada instalację gazową, kwota rośnie do 162 zł. Przegląd motocykla kosztuje 62 zł, a ciężarówki 153 zł.

Z kolei brak przeglądu to groźba wysokiego mandatu. Zgodnie z nowym taryfikatorem, kierowcy bez aktualnego badania technicznego zapłacą nawet 3 tys. zł kary.