Huawei reklamuje swój nowy flagowiec przede wszystkim jako telefon wydajny i wyposażony w niezwykły aparat. Ten chiński producent, mimo nałożonych na niego ograniczeń, stara się "przesunąć fotograficzne granice w branży".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Charakteryzuje się potężnym aparatem z fizyczną przesłoną
Smartfon działa w oparciu o procesor Qualcomm Snapdragon 8+ Gen 1, czyli praktycznie ten sam co w poprzednim modelu
Do wyboru są dwie wersje - z pamięcią 8 GB i 12GB oraz w kolorach perły rokoko i matowo czarnym
Pierwszy kolor, imitujący masę perłową, ma na każdym egzemplarzu inny wzór
Wersja podstawowa kosztuje 5499 złotych, a ta z rozszerzoną pamięcią 6299 złotych.
W tym roku Unia Europejska wykluczyła Huawei z sieci 5G. W 2019 roku Googlewpisały firmę na swoją czarną listę. A jednak mimo jednej ręki związanej za plecami, chińska marka nie rezygnuje z europejskiego rynku i uderza na topowe półki. Jak udała im się ta sztuka i czy warto dla niej przecierpieć odczuwalne ograniczenia? Mówię: sprawdzam!
Zachęcamy do subskrybowania nowego kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz możesz w nim oglądać naszą istotną społecznie debatę na temat rzucania palenia. A wkrótce jeszcze więcej świeżynek ze świata biznesu, finansów i technologii. Stay tuned!
Jak prezentuje się Huawei P60 Pro?
Recenzencki smartfon otrzymałem w wersji "perły rokoko". Nie da się ukryć, wygląd telefonu wręcz krzyczy luksusem. Grzbiet z imitacji masy perłowej wywołuje u mnie mieszane uczucia. Jednocześnie przyjemnie kojarzy mi się z marmurem, bardziej niż z faktycznym stylem rokoko. Z drugiej strony zalatuje troszkę wzornictwem z PRL-u.
Dla niektórych to może być nawet zaleta i wielu osobom P60 Pro rzeczywiście się podoba. Słyszałem też opinie, że to zwyczajna tandeta. Oceńcie sami. Ciekawym rozwiązaniem jest, że każdy wzór plecków ma być niepowtarzalny, ze względu na ręczny sposób produkcji.
Podobnie ozdobiono wyspę aparatu, która wyraźnie odstaje od profilu telefonu. Tutaj wzór widać dopiero z bliska i jest inny, a mi osobiście podoba się nawet bardziej niż ten normalny. Nie obraziłbym się, jakby to on pokrywał grzbiet. Dla osób z dylematem jak mój zostaje zawsze wersja matowo czarna. Cena ta sama, więc za wzorek nie przepłacamy.
Z przodu zagięte ramy telefonu i małe okno frontowego aparatu. Możemy nacieszyć się też funkcją Zawsze na ekranie. 6,67-calowy wyświetlacz OLED LTPO o rozdzielczości 2700 x 1220 (444 ppi) jest bardzo czytelny, dynamicznie odświeżany w zakresie 1-120Hz. Obsługuję paletę 1 miliarda wiernie odwzorowanych kolorów i ma certyfikat TÜV Professional Color Accuracy.
Obie strony wzmocnione są szkłem Kunlun, mającym gwarantować urządzeniu wysoką odporność na uszkodzenia. Wymiary to 161 mm x 74,5 mm x 8,3 mm, w dłoni leży dobrze i mimo swojej płaskości ma odczuwalną wagę. Przyciski są wyraźnie namacalne i satysfakcjonujące do klikania. W zestawie dostajemy również silikonowe etui oraz 88 W ładowarkę, z gniazdami na USB-A i USB-C.
Jak działa smartfon Huawei?
Z góry zaznaczę, że nie jestem fanem ekosystemu Huawei ani systemu operacyjnego EMUI, bazującego na Androidzie. Huawei P60 Pro moich przekonań nie zmienił.
Pracowało mi się z nim średnio wygodnie. A przecież czego tu nie ma! Asystent taki, siaki, przesuwanie ekranu na kilka sposobów, przyklejanie do krawędzi, dynamiczne widgety... jest ładnie i dużo możemy dopasować pod siebie.
Niestety w tym bogactwie zagięte ramy bardziej mi zawadzały, niż dodawały estetycznych wrażeń, bo zwyczajnie utrudniały mi precyzyjne ruchy, przez co telefon łatwo mylił poleceń, bo mi się przy krawędzi kciuk omsknął.
Czułem, że wygląd i bajery kosztowały mnie wygodę. Zdaję sobie jednak sprawę, że to może być wyłącznie kwestia gustu i przyzwyczajeń. Telefon zabezpieczymy standardowo kodem, biometrycznie z pomocą odciskiem palca albo rozpoznawania twarzy i poprzez Bluetooth, z pomocą zaufanych urządzeń.
Samo jego działanie jest za to bez zarzutu, wszystko płynne, szybkie, z dobrą jakością wyświetlania. Dodatkową zaletą jest system automatycznie dopasowujący ostrość ekranu do natężenia światła.
Mogę też pochwalić dźwięk na P60 Pro. Dzięki podwójnym głośnikom mogłem spokojnie traktować go jako mobilną stację muzyczną, dzięki czemu też na dużym ekranie równie przyjemnie się ogląda czy gra.
Bebechy telefonu napędza procesor Qualcomm Snapdragon 8+ Gen 1. Ma on już rok na karku i siedzi we flagowcu ze względu na restrykcje od UE dotyczące dostępu do sieci 5G, Huawei nie mogli zastosować nowego procka dostosowanego pod ten standard. Nie jest to jednak wielka strata. Do grania w dynamiczne gry, jak Diablo Immortal, nadaje się bez żadnych problemów.
W recenzenckiej wersji dostałem telefon z pamięcią 8GB RAM i pamięcią wewnętrzną 256 GB. O ile nie próbuje się wyciskać obrotów telefonu do ostatniej kropli, to wszystko wygląda cacy i działa elegancko, nawet przy kilku apkach otwartych naraz. Dodatkowo jest wejście kartę Dual Sim, a naraz wsadzimy jedną kartę SIM.
Huawei P60 Pro niestety się nagrzewa. Może to była kwestia wyjątkowych upałów, ale przy intensywnym użyciu cała górna połowa plecków była cieplutka, podczas gdy u konkurencji dotyczy to np. jednego punktu w okolicy procesora.
Jak jest z wydajnością P60 Pro?
Bateria dobrze trzyma. Przy intensywnym użyciu przez cały dzień nie zeszła mi poniżej 50 proc., a zasilanie z mocą 88 W przebiega błyskawicznie. Możliwa jest też opcja indukcyjnego ładowania, max 50 W.
Jest więc super, ale z drugiej strony, w porównaniu do innych chińskich telefonów, w takim codziennym użytkowaniu zauważyłem nieznaczną różnicę w wydajności. Można jednak na maszynie Huawei polegać, jeśli wiemy, że przez kilka dni nie będziemy mogli jej naładować.
W zasilaczu mamy dwa rodzaje portów USB. To niezłe zabezpieczenie na przyszłość, standardy zaczną się zmieniać za rok. Warto zauważyć, że ze względu na bliskie osadzenie gniazd, nie skorzystamy z ładowarki do dwóch urządzeń naraz.
Jakie są ograniczenia nałożone na Huawei?
Nie da się ukryć, że ograniczenia narzucone na firmę są odczuwalne. Na starcie nie dostaniemy powszechnych w Polsce usług Google i Android, zamiast tego są chińskie odpowiedniki, jak apki spod marki Petal. Jeśli jesteście z nimi oswojeni, więcej mocy dla was. Z drugiej strony, dostęp do zewnętrznych apek nie jest trudny.
W huaweiowskim AppGallery możemy znaleźć zewnętrzne apki, a telefon poinstruuje, co trzeba zrobić, by je zainstalować – głównie z wykorzystaniem emulatora GBox. Proces jest banalny. Należy pamiętać, że mimo to nie wszystkie apki mogą kompatybilne, albo potrzebne będą dodatkowe kroki do instalacji.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Nieco gorzej z samym ich działaniem. Pracując na apkach z emulatora, odczułem odrobinę rosnące zużycie baterii i doświadczyłem błędy, jak np. okazjonalne rozłączanie z kont Google w czasie pracy. W sumie to drobiazgi, z którymi dałoby się żyć, ale przy telefonie za ponad pięć tysięcy złotych takie doznania mogą być rozczarowujące.
Czy Huawei ma dostęp do 5G?
Huawei P60 Pro nie ma dostępu do sieci 5G. Na chwilę obecną w Polsce to praktycznie niezauważalne, chociaż warto mieć na uwadze, że standardy łączności się zmieniają. Już teraz dostawcy telekomunikacyjni informują, że odchodzą od 3G. Niemniej, chwilowo nie martwiłbym się tym, o ile rzeczywiście nie zależy wam na najszybszej transmisji. Raz, że trochę zajmie nim w Polsce spowszechnieje 5G, a dwa, zawsze jest szansa, że zakazy zostaną kiedyś zniesione.
Jak dotąd w najnowszym flagowcu Huawei nie znalazłem niczego, czego by nie oferowała konkurencja. Wydajność jest faktycznie super, ale to w końcu nic rewolucyjnego. Wśród efektów ograniczeń dla Huawei pojawiło się też zerwanie współpracy niemieckiego Leica, które tworzyło dla tej firmy aparaty fotograficzne. Jak sprawuje się ich następca, XMAGE?
Cóż, wszystko zmieniło się właśnie, gdy zacząłem robić zdjęcia.
Jaki jest aparat fotograficzny w telefonie?
Tutaj trzeba oddać Huaweiowi, że nie przesadza w swoich obietnicach i mimo kłód rzucanych pod nogi, wybija się na europejski rynek z czymś o wyjątkowej jakości.
Główny aparat dominuje wyspę dużym obiektywem. Ma automatyczną, zmienną fizyczna przesłonę F1.4-F4.0, którą możemy obejrzeć w działaniu. Charakteryzuje go wysoka czułość na światło z matrycą RYYB SuperSensing o rozdzielczości 48 MP. Po bokach mamy teleskopowy obiektyw i szerokokątny.
Dzięki wrażliwości kamery zdjęcia wychodzą świetne, cieszą oko szczegółami. Zdarzało mi się zaliczyć opad szczęki, kiedy zobaczyłem jak cudownie lśni kocia sierść albo swoje odbicie w oczach psa. Kolory oddane są autentycznie i aparat radzi sobie z dowolnym światłem, czy ustawiamy go ręcznie, czy zdajemy się na automat.
Do tego dochodzi masa opcji, asystent AI i tryb Pro oraz specjalistyczne funkcje, dla bardziej wymagających. Nocny tryb to również perełka, wyciągająca czasem więcej niż widzą nasze oczy i doskonale radzący sobie ze słabym światłem. Jak wyglądają, możecie sami obejrzeć w recenzji.
Ta maszyna nawet z nudnego otoczenia wyciągnie coś fajnego. W rękach amatora P60 Pro jest jak czarodziejska różdżka, który trzaska eleganckie obrazki jednym przyciskiem, dzięki mądrym narzędziom ułatwiającym nam pracę. Osoby zaznajomione z fotografią będą mieć z kolei dostęp do wielu ręcznych ustawień i wielozadaniowe urządzenie, dające pełną kontrolę nad efektem.
Mniej pochwał mam dla kamery od selfie. Frontowy obiektyw jest wyraźnie słabszy niż pozostałe, 13 MP, i nie wyróżnia się jakością na tle konkurencji.
Wiele powyższych doświadczeń przekłada się także na jakość filmów, a przybliżenie na nich ma limit 20x. Mamy dodatkowo tryb wydajnego formatu wideo, dzięki czemu nasze pliki nie będą za duże i nie zapełnią smartfona za szybko, więc nawet pojemniejsza wersja starczy na długo. Przy pracy z aparatem nie odczułem dużego zużycia baterii, za to szybko się nagrzewa, szczególnie w letnim słońcu. Mimo to ciągle chciałem robić kolejne zdjęcia.
Jak silny zoom ma P60 Pro?
Huawei trochę przesadza z możliwościami zoomu, choć i tak jest o czym pisać. Przybliżenie w normalnym trybie bywa reklamowane jako 200x, w praktyce to "tylko" 100x, jeśli nie liczymy szerokokątnych zdjęć. Zoom jest bezbłędny od 10x, a powyżej to już zależy od fotografowanego obiektu i odległości. Powyżej dychy pojawia się wygodny mini-ekran, pomagający nam celować.
Przy powiększeniu 50x fotografując zapracowane pszczoły, zauważyłem pierwsze ślady rozmycia, a maksymalne przybliżenie przydatne może być do robienia zdjęć dużych i oddalonych obiektów. Niby wystarczy, by zobaczyć pupę trzmiela, ale z powodu rozmycia pojedynczych włosków nie policzymy. Lekka mgła widoczna jest też na krawędziach szerokokątnych zdjęć, kiedy przyglądamy się im z bliska.
Ten telefon nie jest reklamowany jako cameraphone. W praktyce nim właśnie się dla mnie stał, bo też tutaj leżą największe zmiany w serii Huawei. Nowy producent aparatu, nowe rozwiązania, a jakość potwierdzona jest przez laboratoria DxO Mark, przyznające modelowi 156 punktów w kategorii kamery, stawiając go na pierwszym miejscu zestawienia.
Jakie wsparcie AI ma smartfon?
Na pokładzie telefonu jest asystent Celia. Sztuczna inteligencja pomoże nam komunikować się telefonem z pomocą głosu, usprawni surfowanie po sieci i zakupy. Podoba nam się obiekt na zdjęciu? Przytrzymamy dwa palce, a Celia poszuka, gdzie go można kupić.
Z aparatu mamy dostęp do specjalnych funkcji obiektywu: skanu kodów, translatora tekstu, wyszukiwarki cen i identyfikatora obiektów. Przyznaję, rewolucji nie ma, bo w innych telefonach wystarczy poszukać odpowiednich apek do tych funkcji, a i działanie na P60 Pro pozostawia trochę do życzenia. Chociażby tłumacz - telefon możemy obsługiwać po polsku, ale w translatorze naszego języka brak.
Przekład na angielski wychodzi różnie. Celia dobrze poradziła sobie, bez zdziwienia, z językiem chińskim. Identyfikator i wyszukiwarka cen również mają swoje lepsze i gorsze momenty, z czego bardziej mogłem polegać na tym pierwszym.
Czy warto kupić Huawei P60 Pro?
Huawei P60 Pro w wersji recenzenckiej, 8 GB RAM i 256 GB pamięci wewnętrznej, kosztuje 5499 złotych. Powiększona wersaj z 12 GB RAM i 512 GB wewnętrznej, to 6299 złotych. Umiejscawia to telefon w kategorii ultra-premium. Czy jest wart swojej ceny?
Według mnie potężny aparat jest tutaj głównym czynnikiem decydującym. Liczy się dla mnie też obsługa, wygoda i praktyczność, a tutaj już lepiej mi się pracowało na konkurencyjnym chińskim telefonie z tej samej półki.
Chociaż niesamowicie dobrze bawiłem się z aparatem XMAGE, jestem gotów poświęcić odrobinę jakości zdjęć i szmery-bajery wyglądu za cechy w obsłudze, jakich mi zabrakło w produkcie Huawei. Na moje prywatne potrzeby zdjęcia były satysfakcjonujące nawet na urządzeniach o 20 punktów niżej w rankingach DxO. Telefony o porównywalnej wydajności baterii również da się odnaleźć. Znów, wszystko rozbija się o wasze preferencje i wymagania.
Jeśli nie macie problemów z EMUI i specyfiką środowiska, w jakim operuje Huawei, a aparat robi na was wrażenie, to będzie z pewnością warty ceny.