Nie wszyscy zdają sobie sprawę, że w najlepsze trwa jeden z najkosztowniejszych wyścigów świata – ambicje kilku narodów znowu wysyłają ludzi na Księżyc. Najwięksi zawodnicy to USA i sojusznicy oraz koalicja Chińsko-Rosyjska ze zwolennikami. Obie strony chcą po 2030 roku postawić bazy księżycowe na południowym biegunie Srebrnego Globu. Dlaczego akurat teraz? Na te pytania odpowiada Jarek Juszkiewicz.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W lipcu NASA promuje program Artemis nagraniem z Metallicą. Indie wysyłają sondę Chandryaan-3, 1 sierpnia br. opuściła już orbitę Ziemi. Chiny we współpracy z Rosją rozwijają program CLEP. Czemu potrzeba było aż pół wieku, aby ludzkość znowu zainteresowała się powrotem na Księżyc?
Na te pytania odpowiada Jarek Juszkiewicz. Dla wielu z was może być znany jako głos nawigacji Google i zawodowy lektor. To dziennikarz naukowy związany od 2000 roku z Planetarium Śląskim w Chorzowie, rzecznik prasowy tej placówki i autor kilkunastu seansów popularnonaukowych. .
Zachęcamy do subskrybowania nowego kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ. A wkrótce jeszcze więcej świeżynek ze świata biznesu, finansów i technologii. Stay tuned!
Sebastian Luc-Lepianka, INNPoland.pl: Czemu teraz, po pół wieku, wszyscy się rzucają się na Księżyc?
Jarosław Juszkiewicz: Odpowiedź jest krótka - hel-3. To jest pierwiastek, który również występuje na Ziemi, ale właściwie śladowych ilościach. Jest udowodnione, że znajduje się w pyle Księżycowym i jego szczątkowej atmosferze. Jeśli opanujemy technologię fuzji jądrowej Hel-3 w połączeniu z deuterem będzie w stanie wygenerować dwukrotnie większą energię elektryczną niż w elektrowni jądrowej i węglowej. Co więcej, nie ma tutaj potrzeby podgrzewania wody czy budowania turbin, ponieważ ta energia jest bezpośrednio przekładana na energię elektryczną. I, co chyba najważniejsze, w tym procesie nie powstaje radioaktywne promieniowanie.
Tylko o to chodzi?
Są też powody polityczne i prestiżowe. Kiedyś mieliśmy tych graczy dwóch - czyli Związek Radziecki i Stany Zjednoczone - tym razem doszło kilka innych krajów, które również mają swoje motywacje. Powrót po ponad pół wieku na Księżyc to na pewno wydarzenie, które odbije się szerokim echem w opinii publicznej. Tak samo, jak w latach 60., będzie pokazywało technologiczną supremację któregoś kraju.
Jakich mamy teraz graczy w wyścigu?
NASA, ESA i kraje, które z nimi współpracują to oczywiście jedna strona. Druga to Rosja, która od kilkunastu lat mówi, że w końcu – bo Rosjanie nie wylądowali na Księżycu – wyślą kogoś na Księżyc. Także pewne zapewnienia składają Chińczycy, którzy realizują swój program bardzo konsekwentnie. Indie także realizują swój program. Swoje ambicje ma również Izrael.
A jaki jest polski wkład w ten wyścig?
Kierunki są takie, w których Polska zawsze była dobra - czyli spektrometry i urządzenia działające na podczerwień. Polskie instrumenty latały już w misjach marsjańskich. Zresztą chyba Mars Orbiter ma polski system.
Dokładnie. A wie pan ile mamy polskich firm działających w branży kosmicznej?
Zgaduję, że więcej, niż można się spodziewać.
Czterysta! To są w większości podwykonawcy, którzy robią różne elementy. Polska staje się ważnym graczem.
Mamy np. rodzime SpaceForest, z planem własnych rakiet komercyjnych.
Tak! Dzięki Elonowi Muskowi nawet studenci mogą sobie zrobić rakietę i ją wysłać. Już nie tylko giganci i molochy mają ekskluzywnym dostęp do kosmosu. Jest jeszcze jeden polski fajny akcent - myśmy mieli duży udział w programie księżycowym w 1971 roku. Mam na myśli Mieczysława Bekkera. Jego zespół zaprojektował słynny Lunar Rover, czyli łazika, którym amerykanie jeździli po powierzchni Księżyca w misjach Apollo 15, 16 i 17. Także my mamy bardzo mocny akcent, jeśli chodzi o podbój kosmosu.
Wracają do pańskiej wcześniejszej wypowiedzi – z regolitu, księżycowej skały i pyłu, będziemy pozyskiwać hel-3, czyste źródło energii?
Tak twierdzą naukowcy. Pytanie, tak jak mówimy: jesteśmy ciągle w sferze testów. O tym pyle księżycowym mówi się, że można go wykorzystać po ponownej obsłudze jako swoisty rodzaj filamentu (materiału do druku 3D, dop. red.) i drukować np. bazy księżycowe i elementy tych baz. To daje naprawdę dużo możliwości. Jestem przekonany, że kiedy już wrócimy na Księżyc, to zostaniemy tam na długo. Taki długoterminowy plan to właściwie ma tylko NASA.
Oj, chyba nie. Chiny i Rosja mają podpisaną razem umowę i długoterminowe plany założenia bazy. Również na biegunie południowym Księżyca, w trochę innym regionie niż NASA.
Rosja ma trochę inne rzeczy na głowie w tej chwili.
Tak, ale są jeszcze Chiny.
Jeśli sprawdzi się to, co przepowiadają politolodzy, a mianowicie mocniejsze niż do tej pory ekonomiczne zbliżenie Chin i Rosji, to możemy o takim programie pomyśleć. Ja jestem przekonany, z tego, co wiem, że technologicznie na pewno i NASA i ESA są o wiele, wiele bliżej. Po Rosji i Chinach bardziej bym się spodziewał takiego "political stunt" – wylądowania, zatknięcie jednej czy dwóch flag i tyle.
To również mają w planach.
Rosjanie będą musieli zjeść własny język. Chociaż powiedzą pewnie, że to był język radziecki, a nie rosyjski. Mam na myśli to, że kiedy nie udało im się wylądować na Księżycu, a przecież wiemy dziś, że przecież były radzieckie programy lądowania. Zresztą statek kosmiczny Sojuz jest jednym z elementów tego programu. Amerykanie ćwiczący do misji Sojuz-Apollo w latach 1974-1975 trenowali przy parawanie, za którym stały prototypy lądowników księżycowych radzieckich, które nigdy nie poleciały.
I wtedy Rosjanie powiedzieli, że nie ma sensu wysyłać ludzi na Księżyc, bo to jest niebezpieczne, bo to jest drogie. I sprowadzili próbkę gruntu sondą Łuna. Podzielili się tą mikroskopijną ilością z amerykanami którzy przywieźli dobre 190 kilogramów skał. Więc będą musieli teraz to trochę odszczekać.
Związek Radziecki miał plany tworzenia baz Księżycowych. Zvezda miała być jedną z pierwszych, potem były kolejne dwie jeszcze.
Zwykle to właśnie kończyło się na takich planach. Pamiętajmy, że radziecki program kosmiczny ma korzenie w technologii wojskowej. Myślę, że magazyny na Bajkonurze, a raczej pola, zasiane są różnymi reliktami radzieckiego programu kosmicznego. Wystarczy wspomnieć prom kosmiczny Buran, którego poszczególne prototypy znajdują na całym świecie miłośnicy Google Earth czy Google Maps. W miasteczku na terenie Bajkonuru ze szczątków rakiety M1 zbudowano chlewiki i muszlę koncertową.
(śmiech) Tego nie widziałem.
Ja uwierzę, jak zobaczę te efekty radzieckiego programu księżycowego.
Jasne. A dlaczego po pięćdziesięciu latach wysyłają kogoś na Księżyc? Technologia przecież już była.
Jeżeli pan pyta, dlaczego technologicznie powinniśmy wrócić na Księżyc: to są ku temu w końcu sensowne powody. Po pierwsze te informacje o lodzie na biegunach się potwierdziły, więc nie musimy już wysyłać astronautów z wodą. Jeżeli mamy wodę to już dużo mamy, bo dzięki różnym procesom chemicznym wystarczy dostarczyć energii i można produkować energię elektryczną. Można produkować tlen do oddychania i tak dalej.
Paliwo, chłodziwo i tak dalej.
Tak. Ta woda to był prawdziwy gamechanger. Ona znajduje się w miejscach, w których nie docierają promienie słoneczne, więc w dużej mierze na biegunach. To jest nowość. Program Artemis będzie skoncentrowany na lądowaniach biegunowych, a wszystkie misje programu Apollo to były lądowania wzdłuż równika, bo najłatwiej było taką orbitę zaprojektować.
Można też zrealizować pewne projekty.
Czytaj także:
A jakie?
Jeżeli przepowiednie naukowców się sprawdzą, możemy mieć bazy na Księżycu, które będą samowystarczalne energetycznie. Na Księżycu można też z dużym powodzeniem stosować panele słoneczne.
Jest jeszcze jeden powód, który mnie od strony astronomicznej bardzo się podoba, a mianowicie budowa radioteleskopu. To pewnie dalszy plan. Byłby po drugiej stronie Księżyca, tej niewidocznej z Ziemi.
Zdaje się, że radioteleskop jest w planie NASA?
Tak. Dlaczego? To jest jedno z niewielu miejsc w Układzie Słonecznym, a na pewno jedyne blisko Ziemi, do którego nie docierają emitowane przez nas zakłócenia. Transmisje radiowe i tak dalej i tak dalej. Taki teleskop byłby fajny. I jeszcze jedna rzecz! Pamiętajmy jeszcze, że Księżyc jest doskonałym przystankiem do podróży na Marsa.
Jeżeli będziemy mieć bazę na Księżycu i stworzymy rodzaj takich pośrednich portów… to jedna szósta naszej grawitacji, brak atmosfery, jest o wiele łatwiej startować. O tym trzeba pamiętać. Więc Księżyc daje możliwości technologiczne. To tak pół na pół, motywacje polityczne również są bardzo silne.
Czyli brakowało takiego prozaicznego czynnika - opłacalności?
To na razie na pewno nie będzie opłacalne. To nie będzie też takim wydatkiem, jakim był program Apollo. Pamiętajmy jeszcze o jednej rzeczy - ważna jest też obecność sektora prywatnego. Byli podwykonawcy, prywatne firmy, ale jednak Apollo był programem rządowym. Natomiast wejście Elona Muska i SpaceX, to też był gamechanger. Dzięki rakietom Falcon obniżyła się cena transportu ładunków na orbitę.
To nasuwa pytanie – a jak dużo można zrobić na wydobyciu z Księżyca? Na rynku hel-3 kosztuje 16,6 miliardów dolarów za tonę.
To jest dobre pytanie. Jeżeli weźmiemy pod uwagę koszty. Nie podam panu liczb. Myślę, że kiedy zaczną się na poważnie prace nad technologią wykorzystania helu-3 wtedy będziemy wiedzieć. Na razie to jest teoretyczna podstawa.
Mamy ambitne i realnie wyglądające plany dwóch światowych potęg, jakby nie patrzeć. Jak to uregulować, by nie wchodziły sobie w drogę?
Tak naprawdę sprawa jest uregulowana. Z 1967 roku jest akt prawny, to jest dokument ONZ. Każdy, kto widzi ten dokument, wie, że sprzedawanie czy kupowanie działek na Księżycu jest czystym oszustwem (śmiech). On określał bardzo wiele rzeczy. Przede wszystkim tam jest taki zapis - zasada niezawłaszczalności kosmosu. Flaga Armstroga i Aldrina - pominę już, że się przewróciła przy starcie - nie oznacza tego, że to jest kawałek Stanów Zjednoczonych. To tak nie działa w kosmosie. I chociaż są pewne luki, to jednak ten akt prawny to reguluje. Pytanie oczywiście jak on jest przestrzegany.
Właśnie. Raczej nie możemy oczekiwać, że Chiny się tak zwyczajnie dostosują.
To jest ten sam problem, który jest przy globalnym ociepleniu. Przy zmniejszaniu emisji gazów cieplarnianych. I tak dalej i tak dalej. Zawsze znajdzie się ktoś, kto z tego wyjdzie. Mamy do czynienia z dwiema krystalizujacymi się potęgami kosmicznymi. Jedna to jest dla mnie trochę kolos na glinianych nogach, chociaż mam bardzo dużo podziwu dla Chińskiej myśli technologicznej. Oni swój program realizują bardzo konsekwentnie, chociaż powoli.
A Rosja?
W przypadku Rosji myślę, że to nie jest coś, czym należałoby się bardzo przejmować. Oczywiście Rosjanie i Chińczycy mogą mówić, że to jest amerykanizacja kosmosu i oni nie podpiszą. Dla mnie to jest tylko pretekst. Chociaż, kiedy patrzę na ten dokument, to jest on ewidentnie pisany pod program Artemis.
Czyli on się łączy z Artemis Accords?
Artemis Accords jest rozwinięciem traktatu z 1967 roku, który precyzuje działania Stanów Zjednoczonych, współpracy z Europejską Agencją Kosmiczną i innymi krajami. Rosjanie i Chińczycy powiedzieli, że ich nie podpiszą. Papier jest cierpliwy. Żyjemy w bardzo dynamicznych czasach i po pierwsze, trudno będzie zweryfikować czy nadzorować coś takiego. To nie jest Ziemia.
Czytaj także:
Właśnie.
Poza tym mogą powiedzieć, że im się to nie podoba albo że dokument został podpisany, kiedy były zupełnie inne realia polityczne i inne kraje na mapie świata. Wszystko jest możliwe. Uważam, że takie dokumenty są potrzebne.
A jakie konsekwencje można wobec nich zastosować, jeśli postanowią złamać traktat? Co można zrobić?
Ech, no właśnie (śmiech). Można zrobić, to co zwykle - czyli sankcje, embargo. Jeżeli próbuje mnie pan skłonić do stwierdzenia, że powstaną kosmiczne siły zbrojne, to chyba jeszcze jesteśmy daleko od tego.
Przypomnę, że 405 kilometrów nad naszymi głowami krąży Międzynarodowa Stacja Kosmiczna, gdzie w dalszym ciągu jest rosyjska i amerykańska załoga. I jakoś do siebie nie strzelają.
Rosjanie chcą wycofać swoją załogę.
No tak… a prezydent Trump chciał prywatyzować ISS. Zresztą, ta stacja powoli dochodzi do kresu swojej technologicznej żywotności. Program Artemis ma być jej naturalnym rozwinięciem.
Ach, stacja Gateway. NASA chce ją umieścić w późniejszych misjach programu.
Dokładnie.
Chodzi mi o sytuację, kiedy Stany Zjednoczone i Chiny interesują się biegunem południowym Księżyca. Mówię o misji chińskim programie Chang’e. On i program Artemis celują w założenie tam baz księżycowych, praktycznie po sąsiedzku.
Tak, z powodu wody, może jej być tam bardzo dużo.
Mogę sobie łatwo wyobrazić, że będzie to sąsiedztwo pełne napięć.
Ja sobie nie wyobrażam, szczerze mówiąc. Lot na Księżyc to nie jest przejażdżka z Katowic do Warszawy. To jest potężne przedsięwzięcie logistyczne. Była taka sytuacja w czasie słynnego lotu Apollo 11 na Księżyc. Mniej więcej w tym samym czasie Rosjanie wysłali sondę Łuna 15. I mimo tego, że to rywalizacja, że ściśle tajne przez poufne, że środek Zimnej Wojny… to jednak mimo tego między sobą porozumiewali się astronomowie, którzy np. wytyczali trajektorie lotów. Chodziło o to, by nie doszło do kolizji. Więc myślę, że trochę tego zdrowego rozsądku zostanie (śmiech).
Mówimy teraz o czymś, co działo się pół wieku temu. Jak pan sam zauważył - inne nastroje polityczne, inne kraje na mapie świata.
Ja myślę, że to, o czym w tej chwili rozmawiamy, czeka nas właśnie dopiero za połowę wieku.
Według oficjalnych planów czeka nas za sześć i pół roku. Wszyscy chcą po 2030 roku ruszyć z kopyta.
To jest taka bezpieczna, okrągła data. Wcześniej taką datą był 2020 rok.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
To prawda.
Już za długo żyję, żeby wierzyć w te daty, które się pojawiają. Każdy amerykański prezydent zaraz po podjęciu fotela robi jedną rzecz - obcina budżet agencji NASA. Więc pytanie, czy będzie tak tym razem. Przypomnę, ESA nie ma w dalszym ciągu swojego pojazdu kosmicznego. Amerykanie w tym wyścigu stracili bardzo dużo na początku tego tysiąclecia, a właściwie trochę później po katastrofie Columbii. Przez ładnych kilka lat jedynymi statkami, które były w stanie wysyłać ludzi w kosmos były Sojuzy.
Już z nich nie korzystają?
Rozeszły się te drogi. Warto pamiętać, że Rosjanie czarterowali po 20 milionów dolarów, potem po 40. Nie oszukujmy się, będzie ta rywalizacja, ale z korzyścią dla nas. Prezydent Kennedy mówił wówczas, że "teraz nie zdajemy sobie sprawy, jakie to nam przyniesie korzyści, ale to wyzwanie, które musimy podjąć". I proszę co mamy, cała rewolucja technologiczna w Krzemowej Dolinie to jest również pokłosie, rzecz jasna Zimnej Wojny i wyścigu rakietowego, ale bez dwóch zdań programu Apollo.
Pewnie kojarzy pan cytat z Buzza Aldrina z 2012 roku - "obiecaliście mi kolonie na Marsa, a dostałem Facebooka".
Ten Mars będzie. To jest nasz naturalny kierunek ekspansji. Człowiek jest gatunkiem ekspansywnym, z mojego punktu widzenia jest to tylko kwestia czasu.
Buzz odnosił się do Kennedy’ego, do tego, że jego rząd przestał rozwiązywać "duże problemy".
Ja bym się nie zżymał na miejscu Buzza Aldrina. Swoją drogą, to ostatni żyjący członek załogi Apollo 11… Szczerze wolę nowoczesne technologie informacyjne, może mniej samego Facebooka, niż flagę zatkniętą na Marsie. W latach minionych, nawet jeśli by ktoś tam poleciał, to by wrócił i tak jak przypadku Księżyca nie wrócilibyśmy tam przez kilka dekad.
A myśli pan, że Unia Europejska też założy w przyszłości swoją bazę?
Nie. Patrząc na jej filozofię i na program Artemis, myślę, że będziemy działali ręka w rękę z Ameryką. Co jest oczywiście sensowne. Europejscy astronauci zresztą niemal wszyscy lecieli w kosmos wahadłowcami czy teraz latają w kosmos statkami Elona Muska, Space Dragon. ESA się rozwija i w tej różnorodności jest bardzo wielka siła. Był u nas niedawno pan Artur Chmielewski, syn słynnego papcia Chmiela, który pracuje w JBL [ośrodku badań napędów rakietowych, dop. red] NASA.
Opowiadał, że w przeliczeniu na koszty inżynierowie z Europy są bardzo dobrze widziani w strukturach NASA. Bo to są fachowcy. To dzięki różnorodnego podejścia do nauki i ilości uniwersytetów. Europa jest potęgą, ale nie na tyle, by samodzielnie wysyłać statki kosmiczne. Zresztą nie ma takiego sensu, tak mi się wydaje.
Jeśli się okaże, że hel-3 jest rzeczywiście tak powszechny na Księżycu, to czy pojawi się jakiś prywaciarz - korporacja, a może miliarder, który postanowi prowadzić własne wydobycie?
Czytaj także:
Nie mam ku temu żadnych wątpliwości i jestem pewien, że taka korporacja powoła najlepszych prawników na tej planecie, by próbowali coś wykroić. Ponieważ jeśli się okaże, że tam jest coś bardzo cennego, to rozmowa będzie zupełnie inna.
Czyli możemy się de facto spodziewać trzech sił w przyszłości.
I zapewne tak to będzie wyglądało.
***
Jarosław Juszkiewicz: Od stycznia 2021 roku związany z Radiem 357, gdzie prowadzi między innymi audycje poświęcone nowoczesnym technologiom. Ambasador Śląskiego Festiwalu Nauki Katowice. W 2021 roku laureat nagrody Silesia Press za cykl podcastów "Boskie Równanie – W poszukiwaniu Teorii Wszystkiego". Na YouTube prowadzi kanał "Kieruj się na południe".