Posłowie i partie wymyślają nowe sposoby na promowanie się poza ustalonymi zasadami. Póki nie ma ciszy wyborczej, komitety mają prawo do agitacji, na zasadzie wyłączności. Jak się okazuje, nie brakuje sposobów na wejście w szarą strefę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najbliższe wybory parlamentarne odbędą się już 15 października, a 28 sierpnia upłynął termin rejestracji komitetów wyborczych. Do niedawna wyłącznie ich rolą było kupienie tzw. kiełbas wyborczych oraz ustalenie, co kandydaci będą mówić przy grillu.
Ciekawe, ilu wyborców zdaje sobie sprawę, jak ciekawe rzeczy działy się na tle Kodeksu Wyborczego. Efekty oglądamy w tej kampanii wyborczej, gdy politycy reklamują się na social media, a fundacje Spółek Skarbu Państwa będą emitować wyborcze spoty.
Sprawę nagłośniła "Rzeczpospolita", przyglądająca się profilowi Janusza Cieszyńskiego, ministra cyfryzacji i PiSowskiej "jedynki" w okręgu olsztyńskim. Jeśli wejdziemy w jego profil na Facebooku i w zakładce "Informacje" wybierzemy opcję transparentności strony, ujrzymy, kiedy szef resortu się reklamuje i jak często.
Żebyście nie musieli daleko szukać, poniżej znajdziecie zrzut z mojego ekranu.
Jak widać, Janusz Cieszyński tak dobrze bawił się pod koniec wakacji na dożynkach w Jordanowie Śląskim, że aż zapłacił, aby świat na pewno tej informacji nie przegapił. Czy jest coś w tym dziwnego? I tutaj wchodzimy w szarą strefę, gdzie najwyżej można rozłożyć ręce w geście niezrozumienia.
Każdy wyborca (a pod tę definicję podciągany jest kandydat) ma prawo do agitacji, jeśli jego działania nie wiążą się z ponoszeniem przez niego kosztów. Sam post na social mediach problemem by nie był, gdyby nie fakt, że Meta sobie za promowanie treści liczy.
– Nie wykupuję reklam na Facebooku, odkąd wiem, że kandyduję. W okresie od rejestracji komitetu wyborczego nie promowałem treści związanych z działalnością KW. Zrobiliśmy nawet przerwę w emisji reklam do czasu pozyskania opinii prawnej potwierdzającej, że działamy zgodnie z kodeksem wyborczym – tłumaczył się dla "Rz" Janusz Cieszyński.
Ostatnia reklama była do 31 sierpnia br i zgodnie z tym, co powiedział minister, do dziś pozostaje grzeczny, a na pewno na tej platformie.
To niejedyna metoda, którymi wspomagają się kandydaci na listach okręgowych. Na stronie referendum.gov.pl pojawiła się lista podmiotów uprawnionych do nieodpłatnej kampanii wyborczej w mediach publicznych.
Obok samych partii politycznych widzimy też stowarzyszenia i fundacje. Na liście widnieją organizacje utworzone przez Spółki Skarbu Państwa jak Fundacja PGE czy Fundacja Giełdy Papierów Wartościowych. Czyli z pieniędzy państwowych, naszych, idą kwoty na kampanię wyborczą dla partii rządzącej.
Na liście znajdą się też takie stowarzyszenia jak Straż Narodowa, o jasno ustalonym kompasie politycznym. Tak opisuje siebie samą: "jest organizacją pozarządową zrzeszającą Polaków, którzy dostrzegają zagrożenia płynące z ideologii sączonej nam przez elity antykultury."
To nie pierwszy raz, gdy za pośrednictwem fundacji spółek skarbu państwa przekazuje się pieniądze w taki sposób. O śledztwie OKO.Press i nowych ustaleniach z TVN24 w sprawie muzeum Magdaleny Ogórek pisaliśmy już na INNPoland.
Furtka w Kodeksie Wyborczym
O sprawie pisał portal Prawo.pl i chodzi o art. 106 par. 1 Kodeksu Wyborczego. Problem nazywano "wędrującym przecinkiem". W 2018 roku usunięto przecinek, zmieniający brzmienie przepisu tak, że pozwalał na agitację każdemu wyborcy niepowiązanego z komitetem wyborczym.
Mała zmiana tworzyła większy problem, bo pozwalało to na wykupienie m.in. reklam w Internecie za prywatne pieniądze, bez uwzględniania wydatków w kampanii wyborczej. W artykule Prawo.pl czytamy jeszcze o przypadkach, gdy za prowadzenie takiej "obywatelskiej" kampanii wyborczej ludzie dostawali intratne posady w państwowych przedsiębiorstwach.
Zapis został zmieniony 29 sierpnia br., ale nadal nie ogranicza uczestnictwa w kampanii wyborczej osób prywatnych. Tak brzmi obecnie:
§ 1. Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenia kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego.
§ 2. Podpisy, o których mowa w § 1, można zbierać w miejscu, czasie i w sposób wykluczający stosowanie jakichkolwiek nacisków zmierzających do ich wymuszenia.
§ 3. Zbieranie lub składanie podpisów w zamian za korzyść majątkową lub osobistą jest zabronione.
Przed 2018 rokiem przecinek znajdował się przed zapisem "po uzyskaniu pisemnej zgody…"
Minister Cieszyński nie jest jedynym politykiem korzystającym z takich metod. "Rz" sprawdziła profile 21 kandydatów na posłów PiS. Znaleziono trzy przykłady, które nadal korzystają z płatnych reklam. Robił to też wiceminister cyfryzacji Adam Andruszewicz.
Da się w ogóle sprawdzić, czy komitet wyborczy PiS rzeczywiście płaci za takie usługi? Niestety wychodzi na to, że chociaż konsekwencje mogłyby być wysokie – w tym utrata subwencji budżetowych na wybory – to jest to trudna sztuka. Informuje o tym niewesoła analiza z Prawo.pl.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
"Eksperci wskazują, że PKW niewiele może zrobić, bo prawo nie wyposażyło organu w odpowiednie narzędzia. Przytaczają treść wspomnianego art. 106 który w par 3 brzmi "zbieranie lub składanie podpisów w zamian za korzyść majątkową lub osobistą jest zabronione", czyli czyn ten nie zawiera żadnych sankcji. Przypominają, że w 2018 r. nowelizując art. 106 uchylono jednocześnie art. 499 kodeksu wyborczego, który wprowadzał sankcje (karę grzywny lub aresztu) za tego rodzaju działania, prowadzone bez zgody pełnomocnika" – czytamy na portalu.