Przez ostatnie dni nasza waluta leżała na deskach po ciosie, jaki zadała jej Rada Polityki Pieniężnej pod wodzą Adama Glapińskiego. Ale dziś przed południem jej kurs nagle podskoczył. Niewiele, ale zawsze coś. Analitycy zastanawiają się, kto wahnął kursem złotego. Czy to Glapiński? A może Paweł Borys, człowiek cienia, ale dysponujący sporą władzą w polskich finansach?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przed południem doszło do gwałtownego umocnienia złotego, który przez ostatnie kilka dni głównie tracił. Zmiana kursu zastanowiła analityków. Ewidentnie na rynku walutowym ktoś zainterweniował. Ale kto i jak?
Jak pisze Krzysztof Kolany z Bankier.pl, spekuluje się, że za tym ruchem stać mogła interwencja Narodowego Banku Polskiego. Ale czy na pewno? Cóż, NBP ma narzędzia do interwencji. Nie wiadomo za to, czy Glapiński zdecydował się naprawić to, co zepsuł.
Krzysztof Kolany zwraca uwagę na czas i dane. Przez ostatnie dni kurs złotego w odniesieniu do dolara i euro spadł o ponad 20 groszy.
Ale dziś ok. 9:40 podskoczył. Notowania euro spadły o 2 grosze. Dokładnie godzinę później znów spadły o kolejne 3 grosze. "Był to bardzo duży i szybki ruch w dół, zwykle niespotykany na polskim rynku walutowym" – pisze Krzysztof Kolany.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ.
Ale nie musi to oznaczać interwencji NBP. Bo dokładnie w tym samym czasie interwencji, ale słownej, dokonał Paweł Borys, prezes Polskiego Funduszu Rozwoju.
– Na razie by wyhamować przecenę polskiej waluty wystarczają słowa. W środę złotego umocniły przede wszystkim wypowiedzi Pawła Borysa. Prezes PFR podkreślał, że rząd dysponuje narzędziami mogącymi wesprzeć złotego, które z powodzeniem stosowane były w 2022 r. – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Bartosz Sawicki, główny analityk Cinkciarz.pl.
Dodaje, że rozpoczęty niemal przed rokiem trend umocnienia złotego był potęgowany przez Ministerstwo Finansów, które w znacznym stopniu walutowe środki rządu kierowało na rynek, zamiast wymieniać je w banku centralnym.
– Taki instrument ogłoszono po napaści Rosji na Ukrainę. Czasowo obniżano również płynność w złotym, co sprawiało, że utrzymywanie wycelowanych w osłabienie złotego pozycji stawało się bardziej kosztowne. Za optymalny poziom EUR/PLN podano przedział 4,40-4,60, który nie szkodzi eksporterom i odgrywa pomocniczą rolę w wygaszaniu inflacji – mówi Bartosz Sawicki.
I faktycznie, tuż po tym jak w ubiegłą środę RPP ogłosiła obniżkę stóp procentowych o 75 pb. (rynek oczekiwał obniżki o 25 pb.) złoty stracił kilka, kilkanaście groszy do najważniejszych walut. Podobnie było w trakcie czwartkowej konferencji prezesa NBP Adama Glapińskiego.
– Nie wygląda to dobrze. Mam wrażenie, że rynek testuje wolę lub brak woli NBP i BGK do interwencji na rynku walutowym. Sam prezes NBP powiedział, że nie będą interweniować, mimo że w komunikacie po posiedzeniu RPP pada zdanie, że NBP może interweniować na rynku walutowym. Myślę, że to jest przeciąganie liny i czekanie, kto pierwszy zrezygnuje i czy pojawi się chęć do interwencji walutowej na skutek krytyki względem poczynań NBP i RPP ze strony już niemal wszystkich – podkreśla analityk.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Zdaniem Kuczyńskiego taka interwencja byłaby "wskazana".
– Niestety interwencje nie zmieniają trendu, ale zmieniają tempo trendu. Oznacza to, że interwencja nie zahamuje osłabienia złotego w dłuższym okresie, ale szybkość osłabienia też ma znaczenie dla wielu graczy na rynku. Eksporterom odpowiada, kiedy złoty traci, importerom wręcz odwrotnie – wyjaśnia Kuczyński.
Złoty podskoczył, po czym... spadł
Wykresy pokazują, że domniemana interwencja bądź słowa Pawła Borysa nie wystarczyły na długo. Kurs złotego zaczął ponownie spadać. Jest wyższy, niż rano, ale do zeszłotygodniowej formy dużo mu brakuje.
Coraz więcej analityków i ekonomistów zaczyna mówić o tym, że w walce z inflacją wcale nie osiągnęliśmy przełomu. Pojawiają się prognozy mówiące o tym, że po chwilowym spadku jej tempa, ceny znów zaczną rosnąć.
Przypomnijmy, że według Ministerstwa Finansóww tym roku ceny konsumpcyjne wzrosną średnio o 12 proc. Dopiero w 2024 spodziewany jest spadek średniorocznej inflacji o 6,6 proc.
Wedle analizy resortu średnia inflacja w 2025 roku ma wynieść 4,1 proc. Cel inflacyjny na poziomie 2,5 proc. państwo zrealizuje dopiero w... 2027 roku. Inflacja od pasma odchyleń od celu wejdzie dopiero w 2026 r., kiedy ma wynieść średniorocznie 3,1 proc. To jednak prognozy sprzed obniżki stóp, a więc... bardziej optymistyczne.