6 stycznia 2024 r. zostanie rozegrany ostatni konkurs w ramach Turnieju Czterech Skoczni. To zmagania na skoczniach w Niemczech i Austrii, które są rozgrywane w systemie KO (w pierwszej serii skoczkowie rywalizują w parach).
Ten turniej uchodzi za jeden z najbardziej prestiżowych w skokach narciarskich. Na zwycięzcę TCS czekają dość spore pieniądze.
Portal sport.se.pl przypomina, że w 2001 r. te zmagania wygrał Adam Małysz i otrzymał wówczas 90 tys. franków szwajcarskich i ponad 100 tys. marek (50 tys. euro). Dodatkowo zgarnął samochód Audi A4 quatrro za 25 tys. euro.
Po latach organizatorzy postanowili uszczuplić pulę nagród. Dawid Kubacki, który triumfował w TCS w 2020 r., zainkasował 20 tys. franków szwajcarskich (wówczas było to mniej niż 80 tys. zł). Premier Mateusz Morawiecki postanowił dorzucić mu dodatkowe 100 tys. zł.
– Te zawody są medialnie napompowane pod niebiosa, a jeśli chodzi o premie, my, zawodnicy, tego nie odczuwamy – uskarżał się kilka lat temu Kamil Stoch, trzykrotny triumfator TCS. Jednak w tym roku skoczkowie mają o co powalczyć także w kontekście finansowym.
Zwycięzca turnieju otrzyma 100 tys. franków szwajcarskich (około 468 tys. zł). To pięć razy więcej niż jeszcze kilka lat temu.
Poza nagrodą za zwycięstwo skoczkowie odbierają premię za każdy wygrany konkurs – tak samo, jak w przypadku innych rywalizacji w ramach Pucharu Świata. To 13 tys. franków szwajcarskich (około 61 tys. zł).
Ostatni konkurs w ramach TCS odbędzie się w Bischofshofen. W odróżnieniu od poprzedniej edycji do ostatniego skoku będziemy czekali na wyłonienie zwycięzcy.
Po trzecim konkursie (w Innsbrucku) pierwsze miejsce w klasyfikacji generalnej stracił Niemiec Andreas Wellinger. Koszulkę lidera nosi teraz Japończyk Ryoyu Kobayashi. Dzieli ich zaledwie pięć punktów. Szanse na zwycięstwo ma także triumfator konkursu w Innsbrucku Austriak Jan Hoerl, który zajmuje trzecie miejsce w klasyfikacji i do lidera traci ponad 20 punktów.
W tym roku Polacy nie mają co marzyć o wygranej. W "generalce" najwyżej klasyfikowany jest Kamil Stoch (15. miejsce). Na dalszych pozycjach są Piotr Żyła (18. miejsce), Aleksander Zniszczoł (26. miejsce), Dawid Kubacki (34. miejsce), Paweł Wąsek (39. miejsce) i Maciej Kot (50. miejsce).
Finałowy konkurs w ramach TCS rozpocznie się o godz. 16:30. Będzie transmitowany w TVN, Eurosporcie i Playerze.
Same skoki narciarskie również nie należą do najtańszych dyscyplin sportowych. Jak już pisaliśmy w INNPoland.pl, sporo pieniędzy pochłaniają kombinezony i wyposażenie.
– Kadra A zużywa na sezon około 180 kombinezonów. Na tym poziomie to nie dziwi. Co jeden-dwa konkursy są one wymieniane. Finalnie składa się to na bardzo duża liczba – tłumaczył Tomasz Grzywacz, sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego (PZN).
Nowe narty do skakania to wydatek rzędu około 2,5 tys. euro (niecałe 11 tys. zł). Kombinezon kosztuje około 2 tys. zł, a buty – od 500 do 600 euro (2,1–2,6 tys. zł). Do tego dochodzi kask z goglami za 1–3 tys. zł, strój pod kombinezon za około 500 zł, rękawice i skarpety za kilkaset, a czasami nawet 500 zł. Za buty i wkładki trzeba zapłacić ponad 2 tys. zł, a za zapięcia – maksymalnie 1,5 tys. zł. To wszystko średnie kwoty.
Były dyrektor sportowy PZN Marek Siderek wyliczał, że sprzęt liderów polskiej kadry Stocha, Kubackiego i Żyły jest wart ponad 10 tys. zł. Za same narty z zapięciem trzeba zapłacić 4–5 tys. zł, a za kombinezon – 2 tys. zł. Poza tym trzeba wyłożyć dodatkowe pieniądze na malowanie nart i kasków.