Ministerstwo Infrastruktury dało zielone światło dla wniosku związku zawodowego egzaminatorów i instruktorów prawa jazdy. Ich zdaniem zbyt wiele osób ma problem ze zdaniem prawa jazdy, co chcą rozwiązać obowiązkowymi jazdami doszkalającymi dla tych, którym regularnie podwija się noga. To może kosztować nawet 1000 złotych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rząd przystał na postulaty środowiska Ośrodka Szkoleniowego Kierowców. W grudniowej petycji związkowcy przekonywali, powołując się na dane NIK, że za dużo osób cyklicznie powtarza egzaminy, co może przyczyniać się do spadku umiejętności między próbami. Pojawią się przepisy, które nałożą limit na podejścia do egzaminu, po którego przekroczeniu trzeba będzie obowiązkowo zapłacić za 10 godzin jazd doszkalających.
Tylko trzy podejścia do egzaminu na prawo jazdy
Wedle propozycji złożonej we wniosku związkowców, jak informuje branżowy portal brd24.pl, "kandydat na kierowcę po każdych trzech państwowych egzaminach praktycznych zakończonych wynikiem negatywnym będzie zobligowany do odbycia 10 godzin jazd w Ośrodku Szkolenia Kierowców".
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Od teraz Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia" i "Po ludzku o ekonomii" możesz oglądać TUTAJ.
Portal podaje, że taka propozycja przekłada się na koszty do 1000 złotych. Średnia godzina jazdy doszkalającej kosztuje obecnie w Polsce ok. 80 zł. Branżowy serwis zauważa, że to gwarantowany dodatkowy dochód dla ośrodków kształcenia kierowców. Jak pisaliśmy na INNPoland, w ubiegłym roku wzrosła również cena samych egzaminów na prawo jazdy. Średnio trzy razy tyle, co inflacja.
Wiceminister infrastruktury Paweł Gancarz poinformował, że wnioskowana propozycja zostanie podjęta przy stosownej nowelizacji przepisów rozporządzenia i redakcji pod względem legislacyjnym. Pod lupę pójdzie też proponowana liczba godzin obowiązkowych jazd.
"Wygląda więc na to, że zamiast zmiany wadliwego systemu szkolenia i egzaminowania kierowców w Polsce zacznie się od zmian, które zmienią tylko status majątkowy podmiotów w niej działających" – czytamy na br24.pl
Czy polscy kierowcy są uczeni źle?
Tego zdania jest portal branżowy, wskazując, że dowodem na to jest analiza Najwyższej Izby Kontroli, na którą powołali się związkowcy.
Z raportu wynika, że praktyczny egzamin na prawo jazdy kategorii B (samochody osobowe) zdaje w Polsce za pierwszym podejściem zaledwie 30 proc. kandydatów na kierowcę. Na Zachodzie proporcje są odwrotne, a zdawalność za pierwszym podejściem wynosi 70 proc.
"Kilka lat temu ówczesny minister infrastruktury Andrzej Adamczyk postanowił zablokować egzaminatorom liczbę egzaminów dziennie. Bez względu więc na wynik egzaminu, miesięcznie WORD-y miały zarabiać mniej więcej tyle samo. Okazało się, że zdawalność egzaminów w Polsce wcale nie wzrosła. Jest na podobnym poziomie. Sednem problemu jest więc fatalnie zorganizowany system, zły egzamin i źle prowadzone szkolenia, a nie chęć zysku" – argumentuje dziennikarz br24.pl
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
"Od dawna mówimy o tym, że system kształcenia kierowców w Polsce jest zły. Człowiek na kursie uczy się tego, jak zdać egzamin. Nikt nie pokazuje, co się dzieje w momencie utraty kontroli nad samochodem. Kierowcy nie wiedzą, jak działa ABS, ESP i inne systemy bezpieczeństwa. I nie znają podstaw fizyki. Bo przypomnijmy: prędkość faktycznie nie zabija. Ale jej gwałtowne wytracenie na drzewie lub murze już tak" – pisze w felietonie na INNPoland Konrad Bagiński.