Polacy znów podzielili się na dwa wrogie plemiona. Jedno mówi, że CPK to dla Polski rozwojowy skok, drugie, że to kolejny megalomański i drogi pomysł. Oba plemiona pytają ciebie i mnie, czy jesteśmy za CPK, czy przeciw niemu. Jak usłyszysz coś takiego, odwróć się i odejdź. Zaraz powiem ci dlaczego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Jesteś za CPK czy przeciw? W obecnych czasach nie można być obojętnym, trzeba albo popierać CPK, albo być jego wrogiem. Bo jak jesteś przeciw, to nie chcesz, żeby się Polska rozwijała, a jak jesteś za – to popierasz megalomański projekt PiS.
Zalewają mnie setki sond, sondaży, agitacja i propaganda. Szczerze mówiąc mam już tego mocno dosyć. Bo nie mam pojęcia, czy popieram CPK, czy nie. Wiem za to, że dyskusja, która dziś się toczy, powinna była się odbyć jakieś 8 lat temu. Czyli przed tym, jak rząd pod światłym przewodnictwem Mateusza Morawieckiego zdecydował, że CPK ma być w Baranowie. Dziś jest na to za późno.
Tak naprawdę o całym wielkim projekcie CPK nie wiemy nic. Nie wiemy, ile będzie kosztował, bo władze od dawna żonglują cenami. Cała wartość projektu to ponoć 155 mld zł, z czego ponad 67 mld zł ma pochłonąć budowa lotniska z drogami wokół. To potężne pieniądze, kwota wręcz astronomiczna. A pojawiają się też szacunki, że CPK miałoby kosztować nawet 240 miliardów. Albo 300, a może 600. Którą kwotę mam sobie wybrać? Bo każda z nich jest równie mało wiarygodna.
Złote góry kontra spalarnia pieniędzy
Czytam różne teorie popieraczy CPK. Mówią, że przez nasze nowe lotnisko mają się przewijać dziesiątki milionów pasażerów. Że zarobimy na przewozach cargo i że takiego lotniska potrzebuje armia. Potem okazuje się, że prognozy liczby pasażerów są przeszacowane. Inni mówią, że na cargo wcale dużo nie zarobimy.
A armia, jak to armia, podpina się do projektu i mówi, że może się przydać. Ale wiadomo też, że armia potrzebuje wielu małych lotnisk w całej Polsce, a nie jednego wielkiego, które będzie można sparaliżować kilkoma bombami, rakietami, albo atakami terrorystycznymi. NATO już od dawna ma opracowane plany przerzutu wojsk do Polski i CPK w nich nie ma. Bez niego i tak sobie poradzą.
Za ile? Kto zarobi, kto zbuduje?
Czego jeszcze nie wiem? Nie wiem, kto miałby sfinansować ten cały projekt, kto będzie na nim zarabiał, jakie będą koszty jego utrzymania. Jakie są szanse, jakie zagrożenia? Gdyby CPK weszło dziś na giełdę, to nie kupiłbym jego akcji, bo nie znam żadnych założeń tego biznesu! Nawiasem mówiąc, CPK z takim poziomem organizacji na giełdę nie zostałoby dziś dopuszczone...
Nie wiadomo też, kto by to lotnisko i linie kolejowe budował. W Polsce już teraz brakuje rak do pracy. Skąd weźmiemy kilkadziesiąt albo i kilkaset tysięcy osób do realizacji tych inwestycji? Dziś nie ma kim robić nowych autostrad a rozbudowa i remonty linii kolejowych się ślimaczą. Jak nie będzie ludzi, to projekt się wydłuży i podrożeje.
Do tego dochodzi jeszcze nieufność wobec wszystkiego, co promuje PiS. Wszyscy mamy w pamięci wszystkie spaprane inwestycje poprzedniej ekipy. A to przekop mierzei, który kosztował dwa razy więcej, niż planowano i prowadzi donikąd. Rdzewiejącą stępkę promu. Słynną elektrownię w Ostrołęce, na której straciliśmy pewnie ok. 2 miliardów złotych.
Budowali ją po to, by ją rozebrać, choć na początku było pewne, że ten projekt nie spina się biznesowo. Widzimy lotnisko w Radomiu, z którego prawie nikt nie chce latać, a kosztowało wagon pieniędzy.
Do tego dochodzi jeszcze słynny PiS-owski centralizm. Za rządów tej ekipy wszystko musiało być "narodowe" i "centralne". Zauważam to jako mieszkaniec Warszawy, ale mający związki z różnymi regionami naszego pięknego kraju. Może w końcu coś powinno być lokalne, niekoordynowane przez rząd, ale robione oddolnie.
Można nawet pójść dalej, bo ten centralizm nie był nawet warszawski, on był Kaczyński. To prezes decydował o tym, co robimy, a czego nie robimy. Wola prezesa była ważniejsza, niż dobro Polaków.
Wiemy też, że lotnictwo się zmienia. Nowe technologie sprawiły, że rośnie znaczenie bezpośrednich lotów z punktu A do punktu B, bez przesiadek w hubach. Wiemy, że testowane są nowe rodzaje połączeń samolotami elektrycznymi, wzrośnie więc rola lotnisk naprawdę małych, które nie będą potrzebowały kilometrów pasów startowych. My naprawdę nie wiemy, co przyniesie przyszłość w lotnictwie. Ale tych dwóch kwestii, o których wspomniałem, próżno szukać w publikacjach dotyczących CPK.
Co ja wiem o CPK?
Dlatego, kiedy ktoś mnie pyta, czy jestem za, czy przeciw CPK, mówię, że nie wiem. Nie mam pojęcia. Bo może nam się przyda, a może nie. Może na nim zarobimy, a może będzie wielką spalarnią pieniędzy. Nie wiem, bo brakuje mi wiedzy. Za ten projekt nikt nie ponosi odpowiedzialności, nie ryzykuje własnymi pieniędzmi.
A ten projekt musi się spinać biznesowo. Statystyczny mieszkaniec Polski lata samolotem raz w roku. Większość ludzi nie odczuje więc żadnego pozytywnego efektu jego istnienia. Ważne więc, żeby nie musiała do niego dokładać.
Odnoszę wrażenie, że budowa lotniska i linii kolejowych za 200 czy 300 mld zł byłaby absurdem, szczególnie w sytuacji, gdy ponad 6 mln Polaków żyje w miejscach, w których nie ma żadnego transportu publicznego. I nie przekonują mnie argumenty, że dzięki temu wstanę z kolan i pokonam odwieczny polski niedasizm.
Nie podoba mi się też pomysł przepuszczania niemal wszystkich nowo planowanych tras kolejowych przez CPK. Jadąc z Warszawy do Gdańska pociągiem, będę musiał przejechać przez przystanek pod lotniskiem? I nie wiem, czemu wszystkie te nowe linie miałyby być kolejami wysokich prędkości. Wydać miliard, żeby być w Gdańsku 10 minut wcześniej?
Mnie oczywiście obchodzi, czy pociąg z Warszawy do Gdańska będzie jechał 3 godziny czy 6. Ale obchodzi mnie też, ile będzie kosztował bilet. Już dawno zauważyłem, że na wielu trasach pociągi Pendolino jeżdżą słabo wypełnione. Za to na tych samych trasach ekspresy czy pospieszne są już pełne. Dlaczego? Bo jadą niewiele dłużej, za to o wiele taniej.
Gdybym chciał teraz zaraz jechać do Gdańska, mogę wybrać Pendolino i zapłacić za bilet 169 zł, albo wsiąść w InterCity i zapłacić 71 złotych. Ten drugi pociąg jedzie 44 minuty dłużej. Mógłbym też wsiąść w samochód i być na miejscu za 4 godziny, kosztowałoby mnie to jakieś 130 złotych, ale mógłbym od razu jechać tam, gdzie chcę. Bo rzadko kiedy ktoś chce dojechać po prostu na dworzec, traci się więc kolejne pieniądze i czas na dotarcie do punktu docelowego.
Dziś problemem większości ludzi w Polsce jest to, jak dotrzeć do pracy, jak dojechać do innego miasta, jak dostać się tam, gdzie nie jeżdżą pociągi i autobusy. I możemy sobie budować nowe duże lotnisko, ale nie zapominajmy o tym, że może być ono jak wielki węzeł komunikacyjny pośrodku pustyni. I więcej ludzi przyjedzie je z ciekawości obejrzeć, niż się z niego gdzieś wybrać. Dokładnie tak jest z przekopem Mierzei Wiślanej.