– Jako komentator polityczny, który chodził do Telewizji Polskiej, jeszcze raz chcę powiedzieć: przepraszam. Przepraszam za to, że firmowałem to swoją twarzą. Nie byłem w żaden sposób wynagradzany, można to sprawdzić, bo odmówiłem. Chcieli mnie przekupić, miałem propozycję komentowania za pieniądze – mówi nam Roman Mańka, politolog i analityk. Nie tylko on dziś żałuje, że za rządów PiS pokazywał się w Telewizji Polskiej jako ekspert. – Brałem za występy pieniądze i dziś tego żałuję – przyznaje inny były komentator.
Reklama.
Reklama.
Roman Mańka od lat zajmuje się komentowaniem bieżących wydarzeń politycznych w ogólnopolskich mediach. Jest też wykładowcą na uniwersyteckim. W czasie tzw. "dobrej zmiany" kilkukrotnie był gościem w programach emitowanych na antenie TVP Info.
Dziś nie jest dumny ze swoich występów. Twierdzi, że po drodze pojawiały się sygnały, które powinny wzbudzić jego podejrzliwość. Jednym z nich, jak mówi, były oferty opłacania go jako komentatora przez telewizję.
– Większość z ekspertów była hojnie wynagradzana. Doskonale znam ich nazwiska. Powiem wprost: pieniądze proponował mi Paweł Zalewski, szef wydawców w TVP Info. Żeby sytuacja była czysta, to trzeba mówić o nazwiskach – mówi nam Mańka.
Jak miało wyglądać złożenie propozycji ?
– Powiedział mi (Zalewski - red.) wprost: "Ponieważ pan dużo przychodzi, to jesteśmy w stanie za to zapłacić. Jakoś to panu wynagrodzimy". Wówczas odmówiłem. Zaznaczyłem, że moim zdaniem komentator, który bierze pieniądze, nie może być obiektywny, jest niewiarygodny. Czułbym się jak prostytutka – opowiada Mańka.
– To była próba sprawdzenia mojej reakcji. Propozycja niby rzucona w powietrze, którą odebrałem jako chęć zaproszenia mnie do płatnych komentarzy. Stanowczo, ale kulturalnie odmówiłem – dodaje Mańka.
"Próba wymacania i PiS-owskie doły". Moment przełomowy
Mimo że nie przyjął gratyfikacji finansowej za komentowanie bieżących wydarzeń politycznych, wciąż był obecny na antenie TVP Info. Propozycje pieniędzy za komentarze miały się jeszcze powtarzać, jednak Mańka pozostał nieugięty. Jak zaznacza, choć zdarzało mu się chwalić PiS, nie bał się jednak wytykać błędów, jakie ta partia popełnia.
Podczas jednej z debat w studio TVP pokusił się o krytykę samego Jarosława Kaczyńskiego.
– To był szok dla wszystkich i nagle od razu po programie odezwały się PiS-owskie doły, domagając się usunięcia mnie z anteny, jako częstego komentatora – twierdzi.
Wspomniane doły PiS-owskie to oddolni działacze związani z partią Kaczyńskiego, którzy według Mańki mieli wywierać naciski na TVP, aby ta ostatecznie wyrzuciła go z listy zapraszanych ekspertów.
To jednak stało się dopiero po kolejnym "występku". – Pamiętam, że gdy szedłem tego dnia do telewizji, to Macierewicz spowodował wypadek. Powiedziałem wówczas na antenie, że powinien zostać wyrzucony z rządu. Jego nie wyrzucili, ale mnie przestali już zapraszać – mówi nam Mańka.
Zaznacza, że dziś żałuje tego, że swoją twarzą firmował propagandę w TVP. – Chcę powiedzieć: przepraszam – dodaje.
"Brałem i dzisiaj tego żałuję"
Mańka to nie jedyna osoba, która udzielała komentarzy w rządowej telewizji, a teraz tego żałuje. Popularny muzyk, który był częstym gościem na antenie TVP Info, twierdzi, że "decyduje się na rozmowę z nami w ramach pokuty". Nie wyraża jednak zgodny na opublikowanie nazwiska.
– To był taki czas, że na YouTube nie można było zarabiać tak jak teraz, a tantiemy były małe. Ciągle dzwonili z TVP z prośbą o komentarz, co dawało chwilowe piki w statystykach w sieci, aż nagle wprost zapytali, czy nie byłbym zainteresowany kwotą 500 złotych za komentarz – opowiada nam "ekspert".
Przyznaje, że zapisy w takich umowach były bardzo konkretne. Zgodnie z nimi każdego miesiąca miał pokazać się w studio TVP Info minimum 15 razy, a maksymalnie 26. Za każdy komentarz dostawał 500 zł.
– Chodziło tylko o to, aby uwiarygodnić setki do "Wiadomości" w TVP Info. Widz miał mieć przekaz o 19:30, który potem ja i inni sprzed kamery serwisu informacyjnego potwierdzaliśmy w dłuższych komentarzach – twierdzi muzyk. Podkreśla, że dziś żałuje tego, że występował w rządowej telewizji i jeszcze brał za to pieniądze.
Jak dają, to trzeba brać
Skontaktowaliśmy się z innym ekspertem TVP, który też prosi o zachowanie anonimowości. To pracownik jednej z ogólnopolskich prawicowych gazet.
– Nie ma co ukrywać, że mieliśmy podpisane umowy. Trzeba być niepoważnym, aby się nie zgodzić na otrzymywanie uczciwej wypłaty za poświęcony czas na wykonywanie pracy w charakterze komentatora. Nie widzę w tym nic dziwnego, że wycinając ze swojego grafiku 2 godziny dziennie, po prostu dostawałem wypłatę – twierdzi.
Dlaczego skoro to tak oczywiste nie chce pan podpisać się pod tymi słowami? – dopytuję.
– Straszny skandal z tego wyszedł po poście Brejzy i lojalnie wobec kolegów nie mam zamiaru oficjalnie tego komentować. Wiem, że ci z nas, którzy otrzymywali pieniądze zgodnie z umową, nie czują żadnego zażenowania, a robienie skandalu w imię tego, że dostaje się pieniądze za pracę, nie leży w moim interesie – twierdzi znany publicysta.
Przypomnijmy, że w styczniu bieżącego roku europoseł Krzysztof Brejza ujawnił część listy osób, które regularnie otrzymywały apanaże za swoje występy w mediach publicznych.