Znany youtuber motoryzacyjny Budda zatrzymany przez CBŚP. Rok po aferze Pandora Gate, w środowisku polskich influencerów wychodzą na jaw nieprawidłowości finansowe. Jakub Wątor, autor książki "Influenza", twierdzi, że influencerzy, którzy organizowali loterie podobne do tych Buddy, mogą również obawiać się zatrzymań.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Youtuber Kamil L. "Budda" został zatrzymany w Warszawie w poniedziałek 14 października. CBŚP w komunikacie wyjaśniło, że chodzi o "sprawę dot. grupy przestępczej zajmującej się nielegalnym hazardem oraz loteriami internetowymi". Budda znany był m.in. ze swoich hojnych loterii 7aut, gdzie losy nabywało się przez zakupy e-booków.
Zachęcamy do subskrybowania kanału INN:Poland na YouTube. Twoje ulubione programy "Rozmowa tygodnia", "Po ludzku o ekonomii" i "Koszyka Bagińskiego" możesz oglądać TUTAJ.
Rozmawiamy z Jakubem Wątorem, dziennikarzem portalu Goniec.pl i autorem książki "Influenza. Mroczny świat influencerów".
Sebastian Luc-Lepianka: Co było nie tak z loteriamii Buddy?
Jakub Wątor: Budda rozsławił loterie organizowane przez influencerów. Miał ogromną publiczność. Wielu widzów chciało brać udział w jego loteriach podczas transmisji na żywo. Miał rekord polskiego YouTube'a – jeden z finałów loterii oglądało w zaokrągleniu 700 tys. osób. Za jego przykładem inni influencerzy zaczęli robić swoje loterie. Natomiast moja ocena tych loterii – nie tylko loterii Buddy – jest negatywna.
Dlaczego?
Chodzi o sposób, w jaki są organizowane. Polegały one na tym, że internauta za określoną kwotę kupował e-booka, czyli elektroniczną książkę. Do tego e-booka dołączony był los biorący udział w loterii promocyjnej. Można było w niej wygrać samochody. I właśnie tu tkwią dwa szczegóły, które decydowały o tym, że warto było takie loterie robić.
Po pierwsze przy sprzedaży losu sprzedający musi zapłacić 23 proc. podatku VAT. Natomiast przy sprzedaży e-booka jest to już tylko 5 proc. VAT. A więc można było zaoszczędzić z podatkami. Po drugie były to tzw. loterie promocyjne, czyli takie, w których sam los kosztuje 0 zł. Bo faktycznie przecież internauta kupował e-booka, a nie los. A skoro jest to loteria promocyjna, to nie ma podatku od gier hazardowych, przy określonych warunkach może w niej uczestniczyć niepełnoletni. Bo na te loterie zwykłe, niepromocyjne monopol ma totalizator.
Budda posługiwał się mechanizmem, który jest używany przez sklepy – oferują przy zakupach na przykład vouchery.
Generalnie, prowadzenie loterii, czy konkursów to ryzykowna sprawa. Trzeba spełnić mnóstwo reguł, może przyjść kontrola i sprawdzić, czy my mamy spełnione wymagania. Influencerzy stąpali więc cały czas po cienkim lodzie. No i u Buddy coś nie zagrało.
Jak wspomniałem, Budda był jednym z tych, na których wzorowali się inni. Pytanie więc, czy innych influencerów też odwiedzą służby? Jeszcze nie wszystko wiemy.
A co wiemy?
Budda i 9 innych osób dostało zarzuty. Dotyczą kierowania i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, wystawiania nierzetelnych faktur VAT oraz prania pieniędzy.
Razem z nim zatrzymano 10 osób. Zarzuty dotyczą kierowania i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, wystawiania nierzetelnych faktur VAT oraz prania pieniędzy. Policja zabezpieczyła 51 luksusowych i sportowych aut o łącznej szacunkowej wartości około 38 mln PLN. Ustaliła też nieruchomości (grunty, działki, domy, mieszkania) o szacunkowej wartości około 30 mln złotych. Generalny Inspektor Informacji Finansowej dokonał blokad na kontach bankowych na łączną kwotę około 77 mln zł. Trzeba przyznać, że to pokaźne sumy.
Czy inni influencerzy naśladujący Buddę mogą już się pocić?
Tak uważam. Oczywiście, korzystali z kancelarii prawniczych oraz z profesjonalnych firm, które takie loterie organizują. Ale Budda też korzystał z takiej pomocy. Pytanie – na ile same te firmy były uczciwe. Jedna kancelaria prawna przyklepie organizacje, bo chce zarobić, a inna będzie miała więcej skrupułów.
Influencerzy od lat korzystają z tego, że cyberprzestrzeń jest dla służb i polityków na dalekim planie. To jest ostatnie miejsce, w którym reguluje się zasady, przepisy, prawo… Prawo za internetem nie nadąża.
Ale nadeszły inne czasy i mamy kres potęgi influencerów. Ich zarobki, te dziesiątki milionów złotych, zmuszają wreszcie śledczych, żeby się internetem zająć. A i sami influencerzy chyba wreszcie zaczynają sobie uświadamiać, że kończy się era, w której wolno dosłownie wszystko – można łamać ustawy hazardowe, czy oszukiwać ludzi. To koniec samowolki w sieci.
Polski YouTube i w ogóle internet od tego czasu wydoroślał. Zaczyna się traktowanie tego środowiska jak dorosłego. Influencerzy zaczynają w końcu odpowiadać za te wszystkie głupoty, które wyczyniali przez ostatnie kilkanaście lat.
Dlaczego akurat teraz? Czemu nie wcześniej?
Myślę, że wcześniej nie było powszechnej świadomości, jak wielkie to zjawisko. Jak olbrzymią siłę mają twórcy internetowi. Przez długi czas internetowi influencerzy byli ignorowani, lekceważeni, traktowani jako "coś dla dzieciaków".
"Tam dzieciarnia w tym internecie siedzi i ogląda sobie te YouTubie, te śmieszne filmiki". Tak odbierali go też politycy.
Ale przyszła pandemia, trzeba było zostać w domach, a influencerzy rośli i rośli. A TikTok dosłownie wybuchł na początku lockdownu. Nagle cały świat wylądował w internecie. Dziś influencerzy organizują gale freakfightowe, które ogląda pół miliona widzów, które generują dziesiątki milionów złotych z jednego wydarzenia. To ogromne przedsięwzięcia, a oni rządzą całym tym biznesem.
Przez ostatnie 3-4 lata tak się rozrośli, że nawet politycy, nawet służby w końcu się zorientowały, że to poważne zjawisko. Pandora Gate rok temu to był punkt zapalny. Rozświetlił się przed społeczeństwem ten świat.
I co zobaczyliśmy?
Polacy ujrzeli, że twórcy sieciowi to prawdziwi ludzie ze swoimi wadami, często bardzo poważnymi. I że to nie są dzieci, tak jak się wszystkim wydawało. Że zarabiają dużą kasę. I że mogą czasem wykorzystywać widzów. Na różne sposoby - naciągać na loterię albo na wizyty w hotelach, sam na sam. I teraz wracamy do Buddy – od kilku miesięcy już sami internauci włączyli się do śledztwa. Podawali różne ciekawostki i informacje wskazujące na wątpliwość działań Buddy.
Zapoznałem się ze stroną budda777cc.
No właśnie. Ta strona to jest dość świeża, wisi miesiąc, ale już wcześniej było dużo podejrzeń. Może śledczy poszli tropem internautów? A może sami to badali. Budda jest największym motoryzacyjnym influencerem i jego loterie przyciągały ogrom ludzi. Także nietrudno było wpaść na celownik służb. Ale to jest efekt ostatnich trzech lat, że w końcu zaczęły kierować wzrok w stronę internetu.
Czytaj także:
Budda mówił, że chce się wycofać z działalności.
No, pewnie...
Poczuł dym?
Pewnie podejrzewał, co się dzieje. Myślę, że zdawał sobie sprawę, co się wokół niego dzieje. Nie chcę tutaj makiawelistycznie podchodzić do jego postaci… ale myślę, że to jego "odejście" z sieci w niedzielę oraz jego ostatnie akcje charytatywne, powódź… to była próba ratowania swojego wizerunku. Myślę, że on albo wiedział, co się szykuje albo podejrzewał.
Myślisz, że zobaczymy kolejnych influencerów na celowniku służb w najbliższym czasie?
Czy w najbliższym? Nie wiem. Ale wiem, że śledczy powinni się zainteresować wieloma influencerami w Polsce.
Podobne afery mają też miejsce na Zachodzie, na przykład ta z największym youtuberem świata, Mr. Beastem.
Influencerka polska to jest wciąż Dziki Zachód. I ten świat się właśnie kończy. Dlatego zacznie wychodzić coraz więcej różnych przekrętów. Influencerzy będą oskarżani, pozywani. Wyciągnie się im stare sprawy. Widzimy w przypadku Sylwestra Wardęgi – są pozwy, ludzie mu wypominają różne rzeczy, choćby to, że molestował obce kobiety na ulicy.
Do tej pory to był rynek, działający niemal bez zasad. Było wolno dużo więcej niż w świecie realnym.
To czyszczenie, które się zaczęło, zmieni polski internet?
Sytuacje, jak Pandora i sprawa Buddy przede wszystkim kształtują odbiorców. I to jest największy plus tej sytuacji. Bo influencerzy odejdą, przyjdą następni. Natomiast widzowie zostają ci sami. Polacy od czasu Pandory są dużo bardziej wyczuleni, nie wierzą we wszystko, co widzą.
Widownia polska będzie coraz mądrzejsza dzięki tym aferom i być może w przyszłości takich afer będzie mniej albo po prostu będą szybciej wykrywane. To jest plus tych wszystkich skandali, jakie wychodzą, co jakiś czas.
"Co jakiś czas"… chwilowo zrobiła się z tego doroczna jesienna tradycja. Trochę wolno to działa.
Kiedy się to śledzi świat influencerów codziennie, jak ja, to grube sprawy wychodzą częściej, niż co jesień.
Co jeszcz się dzieje w tym środowisku? Ja nie śledzę go tak dokładnie.
Tydzień, dwa tygodnie temu ujawniliśmy człowieka [Megakota, dop. red], którego kilka byłych dziewczyn nie żyje. Dlaczego? Bo je dosłownie zaćpał. Dymy są w świecie freakfightów, bo federacje się pożarły między sobą. Jedna próbuje przejąć drugą. Do tego wszyscy nagrywają się na telefony, a potem pokazują, "zobaczcie, jak chcieli nas przekupić".
Brzmi jak straszne bagno.
Bo to jest bagno. Małoletnie. Bo ile polski biznes internetowy ma lat? Fame MMA ma 6 lat. Taki Wardęga czy Boxdel ile lat działalności w sieci? 15? Czyli według starego systemu właśnie kończyliby gimnazjum. Pewne zjawiska, normy muszą się ukształtować.
Choćby freak fighty – tam nadal biznes prowadzony jest głównie na emocjach, na sympatiach, antypatiach, zamiast na faktach i analizach. To po prostu dojrzewa. YouTube w polskiej wersji językowej ma 17 lat, zaraz dopiero osiągnie pełnoletniość. Tak jest z tymi zjawiskami w sieci – powstają, jest szamotanina, aż w końcu się uformują albo znikną całkiem.
Mówisz "uformują". Czyli Freak Fighty, loterie – to z nami zostanie, prawda? Tylko w innej formie.
Freak Fighty – myślę, że tak. Loterie? Nie wiem.
Loterie mogą nie przetrwać choćby przez akcję CBŚP. Natomiast jeśli chodzi Freak Fighty to jeżeli środowisko przestanie się kłócić, to zjawisko przetrwa. I stanie się stałym elementem polskiej popkultury, jak "Taniec z gwiazdami" albo KSW.
Myślę, że freak fighty mogą mieć w Polsce taką pozycję za kilkanaście lat, jaką ma wrestling w Stanach Zjednoczonych. O ile wezmą się za to ludzie stabilni emocjonalnie.
A czego się boją polscy influencerzy?
Największym trendem, którego się boją, jest TikTok. Boją się, czy pochłonie ich całkowicie. I cały internet.
Można powiedzieć, że w najbliższym czasie trendsetterem mogą być służby śledcze.
Bardzo ładnie ujęte, tak. Kiedyś nawet proponowałem, żeby w policji zrobili fuchę dyżurnego policjanta do spraw internetu.
Masz propozycję tematu? Chcesz opowiedzieć ciekawą historię? Odezwij się do nas na kontakt@innpoland.pl
Jak to miało działać?
Niech siedzi taki policjant, który ma internet małym palcu i go przegląda. Widzi jakiegoś live'a, gdzie się biją, albo wódę łoją – to się tym zajmuje.
Albo widzi takiego Buddę, który piątą loterię z rzędu robi na e-booki. Przecież takiemu policjantowi powinno coś zaklikać w głowie I kontaktuje się z CBŚP i mówi, słuchajcie, jest taki koleżka...
Właśnie. Przecież Budda zrobił już przedcież kilka takich loterii i o każdej było głośno. Pisaliśmy o nich również w grupie naTemat.
Jak sam zauważyłeś, nie było reakcji aż do tej pory. A przecież mówiliśmy my, dziennikarze, internauci. Ale dobrze – lepiej późno niż wcale. Oby to był początek.
Prokurator zachodniopomorskiego pionu PZ PK przedstawił Kamilowi L. oraz 9 innym osobom zarzuty dotyczące kierowania i udziału w zorganizowanej grupie przestępczej, której celem było popełnienie przestępstw karno-skarbowych związanych z organizowaniem uczestnictwa w grach losowych, wystawianiem nierzetelnych, poświadczających nieprawdę faktur VAT oraz praniem brudnych pieniędzy (art. 258 § 1 kk, art. 271a § 1 kk 1 i 2 kk, art. 299 § 1 i 5 kk).
prok. Katarzyna Calów-Jaszewska z Działu Prasowego Prokuratury Krajowej.