"Blokowanie ulic według niektórych również jest terrorem wobec społeczeństwa, które oczywiście może, zamiast tego wybrać powolną śmierć w katastrofie klimatycznej".
"Blokowanie ulic według niektórych również jest terrorem wobec społeczeństwa, które oczywiście może, zamiast tego wybrać powolną śmierć w katastrofie klimatycznej". fot. Ania Maksymiuk
Reklama.

"Nie bójmy się rozmawiać o problemach, które dręczą tzw. Ostatnie Pokolenie" – mówił w trakcie obchodów wyzwolenia Auschwitz Marian Turski, który przeżył pobyt w obozie.

"Naruszają, co prawda, ci młodzi ludzie nasz porządek społeczny i system prawny, ale sędzia, wydając wyrok, wypowiedział znamienne słowa: być może dziś skazuję jutrzejszych bohaterów".

Nawiązywał do uzasadnienia wyroku w sprawie blokowania ulic przez aktywistów Ostatniego Pokolenia. Na jego słowa zareagowała jedna z aktywistek zaangażowana w ruch. 

"Marian Turski wsparł nasze obywatelskie nieposłuszeństwo. Za mało go było, kiedy świat szykował Zagładę Żydów. Jego słowa rozumiem jako wezwanie do działania, tu i teraz, zaraz" – napisała w poście na X Helena Datner, sama żydowskiego pochodzenia, działająca w ruchu od niemal roku. 

"Moje własne zaangażowanie w Ostatnie Pokolenie wyniknęło z narastającej wściekłości" – dodaje we wpisie. 

Czytaj także:

Datner nie jest stereotypową aktywistką tej organizacji. Jako osoba starsza nie tylko wyłamuje się z wyobrażenia o przedstawicielkach inicjatywy ekologicznej, ale ma też inną perspektywę na ten ruch.

Postanowiłem z nią porozmawiać.

Pożar antysemityzmu 

– Wciąż nie rozumiemy, czym tak naprawdę jest katastrofa klimatyczna. Chcemy, żeby wszyscy zrozumieli, że każdy z nas jest w jakimś sensie ostatnim pokoleniem. Jasne, niektórzy z nas umrą w spokoju i to jest wielki przywilej. Jednak nie wszyscy doświadczą tego luksusu – opowiada mi Datner. 

Rozmawiamy w kawiarni na warszawskiej Woli. Jest koniec stycznia, ale na dworze jest kilkanaście stopni. To piękny, słoneczny dzień. Z miejsca, w którym siedzimy, widzę przechodniów w samych bluzach. Unijny program obserwacji i monitorowania Copernicus poinformuje zaraz, że był to najcieplejszy pierwszy miesiąc roku w historii pomiarów. 

– Ja najprawdopodobniej umrę we własnym łóżku, ale pokolenie moich wnuków? Jak oni będą umierać?  Siedząc przy tym stole, nie musimy się nawzajem przekonywać, że świat płonie. Tylko ludzie mają różnoraką świadomość i często nie chcą do niej dopuścić niektórych informacji. Bo się boją, bo mają w tym jakiś interes itd. To ogromny problem: jak zmieniać ludzką świadomość. 

– O tym mówił Marian Turski?

– Jego głos w Auschwitz jest niesłychanie ważny dla ruchu klimatycznego. Myślę, że pokazał, że istnieją katastrofy kosmicznej skali i za taką uznał również katastrofę klimatyczną. 

Czytaj także:

Datner oprócz zaangażowania w Ostatnie Pokolenie jest działaczką społeczności żydowskiej. Jej partnerka – Agata Patalas – dyrektorką żydowskiego liceum imienia Zuzanny Ginczanki. To ją Datner zacytowała w swojej odpowiedzi na słowa Turskiego: 

"Wspominamy dziś tych wszystkich, którzy znaleźli się więcej niż 80 lat temu w pożarze antysemityzmu, zdrady, opuszczenia, jaki szalał z nie mniejszą energią niż dzisiejszy ogień pustoszący hektary ziemi".

– Zestawienie katastrofy klimatycznej i Holokaustu jest uzasadnione? – pytam Datner. 

– Dziesiątki lat antysemityzmu w końcu przerodziły się w otwarte działania antyżydowskie. Zareagowaliśmy na nie opieszale albo wcale. Część przyklaskiwała, część wybierała święty spokój, a część nie chciała wierzyć, mówiła, że to tylko słowa szaleńca. A potem poszło bardzo szybko – mówi mi aktywistka. 

I dodaje: – Żeby zapobiec katastrofom o kosmicznej skali, trzeba korzystać z wszelakich środków. A jednym z najbardziej efektywnych jest nieposłuszeństwo obywatelskie. 

Poczucie bezpośredniego zagrożenia

– Moja pierwsza manifestacja klimatyczna była w ramach Młodzieżowego Strajku Klimatycznego. Ale wtedy już od kilkunastu lat ten temat był dla mnie powodem rosnącego niepokoju. Na niej przez przypadek spotkałam moją wnuczkę. Miała wtedy pewnie 12 lat – opowiada Datner.

– Rozmawia pani z nią o kryzysie klimatycznym? 

– Tak, ona bardzo dużo czasu poświęcała tej inicjatywie. Ale przestała. Nigdy niestety nie odbylysmy glebszej rozmowy na ten temat.

– To ona powiedziała pani o Ostatnim Pokoleniu? 

– Nie, to był akurat mój syn. W kwietniu ubiegłego roku powiedział mi o spotkaniu na Pradze. I tak się zaczęło. 

Czytaj także:

– Skąd pani zdaniem bierze się różnica pokoleniowa w myśleniu o katastrofie klimatycznej? W końcu większość z nas raczej nie chodzi na strajki całą rodziną. 

– Myślę, że chodzi o poczucie bezpośredniego zagrożenia. Młodzi ludzie są szczerze i dogłębnie przerażeni tym, co będzie za pięć i dziesięć lat. Boją się o życie swoje i swoich dzieci, bo to ich przyszłość jest tutaj na szali.

Faza akcyjna

Jak wyjaśnia mi Helena Datner w Ostatnim Pokoleniu nie funkcjonują ściśle przypisane role. 

– Zajmuję się "rzecznikowaniem", choć ta rola jest rozdzielona na wiele osób. Nie ma u nas ścisłej struktury. Mamy różne predyspozycje, ale każdy może po odpowiednim treningu robić wszystko. Ale chyba najważniejsze jest dla mnie działanie w ramach "pionu troska". 

– Troska o kogo? – pytam. 

– O członków ruchu. Jestem z wykształcenia socjolożką, z praktyki zawodowej historyczką, ale zajmowałam się też psychologią społeczną. Wiem więc jaką rolę odgrywa w organizacji troska o uczestników. Wyzwania psychologiczne związane z każdą akcją są poważne. Nawet jeżeli nic się nie wydarzyło, bo kierowcy nie atakowali, a policja była spokojna, to jest i tak wycieńczające, również psychicznie. Dlatego zawsze po akcjach spotykamy się i rozmawiamy o tym doświadczeniu. 

Czytaj także:

– Jak wygląda przygotowanie do takiej akcji? 

– Każdy uczestnik przechodzi wielogodzinne treningi. Przypominamy sobie na nich również o naszych celach, o roli obywatelskiego nieposłuszeństwa. Uczymy się, jak się zachowywać na akcji. Dowiadujemy się, jak formować korytarz życia, czyli co zrobić, jeśli ktoś musi nagle przejechać ulicą, która jest akurat zablokowana. Dlatego śmieszą mnie te pretensje, że blokując przez kilkanaście minut drogę narażamy życie ludzkie. To nie jest tak, że zwołujemy się o siódmej rano i idziemy usiąść na ulicy. Takie szkolenie jest bezwzględnym warunkiem wzięcia udziału w akcji  – mówi Helena Datner. 

– Jednak na tym de facto się kończy. 

– Nieposłuszeństwo obywatelskie to nasza podstawowa metoda. Marian Turski nazwał to "naruszaniem istniejącego ładu i systemu prawnego". Mówimy jednak o nieposłuszeństwie, a nie jakiejś chuliganerii. Dla nas kluczowy jest cel społeczny. 

– Czy to dobra droga, żeby go osiągnąć?

– Doświadczenie uczy, że inne sposoby niż krzyk, nie mają żadnego znaczenia. To są jedyne metody, bo łagodniejsze nie działają, a bardziej agresywne są nie do przyjęcia

Jak bardzo przeszkadzamy

– Jednak czy wasze metody nie zniechęcają do inicjatywy klimatycznej? – pytam. 

– Katastrofa klimatyczna jest tak straszna, że trudno spojrzeć jej w twarz. To jest apokaliptyczna wizja, ale musimy zrozumieć, że jest prawdziwa. W tym kontekście trzeba zdać sobie sprawę z tego, jak w rzeczywistości wygląda nasza akcja. Przecież te strasznie przeszkadzające blokady trwają 10-15 minut. Potem przyjeżdża policja i wszystko wraca do normy. Mam wrażenie, że krytyka naszych metod to rodzaj zasłony. Nie wierzę, że chodzi o to, jak bardzo przeszkadzamy. 

– W takim razie o co? 

– To wynika z niedostatecznego zrozumienia skali problemu. Ale myślę, że chodzi też o brak wiary w czystość intencji. To trudne, żeby uwierzyć, że my organizujemy się i działamy z troski o klimat; że za akcjami nie stoi potrzeba rozróby, ale faktyczna desperacja i głęboka depresja, z której wydostajemy się poprzez działanie – mówi Helena Datner. 

– Jednak to staje się amunicją dla polityków i krytyków.

– Oczywiście, że tak. Stąd słowa premiera Tuska, że blokady dróg są “zagrożeniem dla państwa”. Ale równocześnie krytyka polityków budzi reakcje społeczeństwa. Po każdej akcji dołączają do nas nowi ludzie, ale pojawiają się też inne inicjatywy. Bardzo ważny był dla nas tzw. List poprzednich pokoleń. W nim mowa była nie tyle o klimacie, ile właśnie o obywatelskim nieposłuszeństwie. 

Mowa o liście otwartym do Donalda Tuska podpisanym przez ponad 180 działaczek i działaczy związanych z ruchem Solidarności, ale również ze świata kultury czy biznesu, w tym Jacka Kuronia czy Agnieszkę Holland. "One i oni się nie ugną" – piszą sygnatariusze o Ostatnim Pokoleniu. "Tak jak nie ugięliśmy się my – ich rodzice, dziadkowie i pradziadkowie". 

Czytaj także:

– Ale czy przez działania Ostatniego Pokolenia Polacy nie odwrócą się od inicjatywy klimatycznej? Przez to politycy nie będą chcieli być z nią kojarzeni – dopytuję.

– Politycy i tak nie wprowadzają żadnej zmiany. Najgorsze i zarazem najgroźniejsze jest to, że szkodzą w ten sposób społeczeństwu – mówi Datner.

– Zatrzymywanie ruchu na 15 minut wystarczy, żeby wywołać w ludziach gniew. Czy dalej wierzycie, że frustracja kierowców to sposób na zwrócenie uwagi decydentów na katastrofę klimatyczną? 

– Nie ma przeszkód, żeby każda osoba, która chce troszczyć się o klimat, korzystała z takich metod, które uznaje za najskuteczniejsze. My też pisaliśmy petycje i organizujemy spotkania. Tylko doświadczenie uczy, że inne metody, niż darcie się, niż ten wielki krzyk, nie mają żadnego znaczenia. Są na to precedensy historyczne, jak ruch obywatelski w Stanach Zjednoczonych. O nim też mówiono, że pogarsza sytuację czarnych społeczności w USA. Aż w pewnym momencie coś pękło. 

Niepodważalna zasada

– To dlaczego Ostatnie Pokolenie nie podejmuje się bardziej odważnych inicjatyw? Skoro faktycznie jesteśmy ostatnim pokoleniem, czy powinniśmy ograniczać się do blokowania drogi na kwadrans? – pytam. 

– Naszą najważniejszą zasadą jest non-violence. Pytanie o rezygnacje z tego postulatu jest dla mnie zupełnie abstrakcyjne. To jest rdzeń naszej działalności. Choć blokowanie ulic według niektórych również jest terrorem wobec społeczeństwa, które oczywiście może, zamiast tego wybrać powolną śmierć w katastrofie klimatycznej. Natomiast jakiejś grupie ludzi nie wolno o tym informować społeczeństwa. 

Czytaj także:

– Ostatnie Pokolenie oskarżane jest o wandalizm. 

– Dwie dziewczyny oblały farbą pomnik syrenki w Warszawie na znak protestu i mają teraz proces o wandalizm na kwotę 360 tysięcy złotych. Wie pan, jak się robi taką farbę? Miesza się skrobię z wodą i barwnikiem spożywczym. Przecież to można zmyć zwykłą szmatką. To jest proces polityczny, który ma na celu manipulowanie opinią publiczną – mówi Datner.

– Takie kwoty pewnie potrafią zniechęcić do angażowania się w akcje. 

– Wręcz przeciwnie. W tym sensie rządzący nam niesłychanie pomagają. Ruch dzięki temu rośnie. Rozgłos jest w końcu jednym z naszych zadań. A spektakl, jaki zapewniają nam rządzący, tylko nam pomoże.