
Kiedy znikną Ząbkowice? W zeszłym roku urodziło się tam pięcioro dzieci: trzy dziewczynki i dwóch chłopców. W tym samym czasie, w tym małym miasteczku leżącym na południowy zachód od Wrocławia, odnotowano 363 zgony. Co Ząbkowice powiedzą nam na temat sytuacji demograficznej Polski?
Frankenstein wymiera.
Ząbkowice, które do 1945 znane były pod swoją niemiecką nazwą, będącą inspiracją dla słynnej postaci z powieści Mary Shelley, borykają się z poważnym problemem liczby narodzin.
To nieduże miasteczko ma powierzchnię ok. 13 km kw. Jest siedzibą powiatu Ząbkowickiego i działa w nim Klub Sportowy "Orzeł". Ostatnio o Ząbkowicach pisano ze względu na brytyjską fabrykę pieczywa (największą inwestycję tego typu w regionie, która powstała na terenie miasta) oraz z powodu zaskakująco niskiej liczby narodzin.
Choć w rejestrze GUS widnieje kilkadziesiąt dzieci urodzonych na terenie miasta, jeżeli odliczymy te, które urodziły się za granicą i są automatycznie dopisywane w statystykach, okaże się, że było ich tak naprawdę pięcioro: trzy dziewczynki i dwóch chłopców.
Jest wiele przyczyn spadku liczby urodzeń: od kryzysu kosztów życia, przez sekularyzacje, aż po sytuację na rynku mieszkaniowym. Większość ekspertów zgodzi się jednak co do jednego – dzieci są drogie.
– Dziecko to ogromna inwestycja. Teraz ludzie najpierw inwestują w siebie, a na koniec w dzieci – mówi mi Beata Mirek, dyrektor Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie w Ząbkowicach.
Ząbkowice są również na 14 miejscu w kraju pod względem ilości singli. Ponad 30 proc. mieszkańców nie jest obecnie w związku: 27 proc. kobiet i 38 mężczyzn. To istotna informacja, zważywszy, że wyżej w tabeli znajdziemy raczej duże ośrodki miejskie. Wyróżniają się również na poziomie bezrobocia. W powiecie, którego są siedzibą, wynosi ono ok. 10 proc. To zdecydowanie wyżej od średniej regionu oscylującej na poziomie 5 proc.
Dzieci miast i wsi
O spadku liczby urodzeń w krajach zachodnich słyszał już chyba każdy. Publicznie komentowali go ostatnio i Elon Musk (który nazywa go egzystencjalnym zagrożeniem dla naszej cywilizacji) i Szymon Hołownia (który wspominał go niedawno w kontekście uchodźców z Ukrainy). Jednak jak duży jest to problem?
– W projekcji ONZ z 2024 r. stwierdzono, że jeżeli w Polsce nie zmieni się nic do 2100 roku, liczba mieszkańców naszego kraju zmniejszy się z ok. 37,5 mln, które mamy obecnie, do 14,5 mln – tłumaczy mi Mateusz Łakomy, ekspert ds. demografii i autor książki "Demografia jest przyszłością".
Ten sam raport przedstawia spadek liczby mieszkańców Europy z ok. 745 mln obecnie do poniżej 600 mln z końcem XXI wieku. Szczególnie dotknięta tymi zmianami okaże się Europa Wschodnia, gdzie spadek wyniesie z ponad 310 do ok. 200 mln mieszkańców.
W 2020 roku w Polsce urodziło się ok. 355 tys. osób. W 2024 było to już ok. 255 tys. W trakcie ubiegłego roku odnotowano natomiast ponad 400 tys. zgonów.
Wykresy, na które patrzę, pokazują wyraźny wzrost liczby ludności w drugiej połowie XX wieku, która niemal jednostajnie spada z początkiem milenium.
– Sytuacja w kraju, warunki materialne, sytuacja mieszkaniowa, brak środków na własne mieszkanie – wymienia Beata Mirek z PCPR w Ząbkowicach. Jej zdaniem kluczowa jest jednak sytuacja na rynku nieruchomości. – Problem ze znalezieniem mieszkania jest pierwszym i podstawowym powodem. To poważny problem dla młodych, żeby utrzymać się z pensji i jeszcze otrzymać kredyt na mieszkanie.
Wątek mieszkaniowy w rozmowie na temat kryzysu demograficznego dostrzega również Mateusz Łakomy.
– To jeden z największych problemów w dużych miastach: mieszkania są mało dostępne, a jeżeli są, to są małe. Żeby było nas stać na mieszkanie, musimy długo zbierać na wkład własny a do tego mieć umowę na czas nieokreślony. W dużych miastach jest też znacząco więcej młodych kobiet, niż mężczyzn, co w oczywisty sposób utrudnia założenie rodziny. Jest w nich również zdecydowanie więcej osób z wyższym wykształceniem, które z założeniem rodziny czekają do ukończenia edukacji. To wszystko wymaga czasu, który jest bardzo ważny w planowaniu rodziny.
– Jak ta sytuacja różni się w miasteczkach i wsiach? – pytam.
– Dużym problemem jest rynek pracy. Trudniej ją nie tylko znaleźć, ale częściej pracujemy na czas określony, co nie daje nam poczucia stabilności i bezpieczeństwa. W mniejszych miejscowościach żyje również zdecydowanie więcej ludzi z wykształceniem średnim, zawodowym czy nawet podstawowym. Te osoby mają statystycznie mniejszą skłonność do wchodzenia w trwałe związki. Łączy się to również z mniejszą partycypacją mężczyzn z tej grupy w wykonywaniu obowiązków domowych, w tym opieki nad dziećmi – mówi.
Frankenstein nie jest jedyny
W moich rozmowach ze specjalistami problemy z dostępnością mieszkań pojawiał się jako najważniejsza przyczyna spadku liczby urodzeń. Według raportu Komisji Europejskiej ceny domów między 2010 a 2021 wzrosły o 37 proc.
To jednak nie wyjaśnia tak trudnej sytuacji demograficznej w Polsce.
– Co jest specyficznego w sytuacji naszego kraju? Czy w Polsce ta sytuacja jest wyjątkowa? – pytam autora książki "Demografia jest przyszłością".
– Te problemy widzimy w każdym kraju rozwiniętym. W Polsce po prostu występuje jednocześnie wiele barier o silnym negatywnym oddziaływaniu na dzietność. Mamy na przykład poważny problem z umowami czasowymi, bardzo często oferowanym dwudziestoparolatkom, zwłaszcza w porównaniu z innymi krajami regionu, gdzie pod tym względem jest znacznie lepiej. Brak stabilnego zatrudnienia przekłada się na poczucie bezpieczeństwa i na planowanie rodziny.
– I zapewne na możliwość zakupu mieszkania – dodaję.
– Drugi problem dotyczy oczywiście dostępności mieszkań i ich powierzchni. Powierzchnia mieszkań z pewnością różni Polskę od krajów zachodnich, takich jak np. Belgia czy Holandia. Kiedy mieszkania są łatwo dostępne i o dużej powierzchni, młodzi się chętniej wyprowadzają i zakładają rodziny. Należy jednak zaznaczyć, że od innych krajów pozytywnie różni nas fakt, że znaczny odsetek młodych ludzi chciałoby mieć trójkę dzieci.
– Słyszał Pan o przypadku Ząbkowic? W zeszłym roku miało się urodzić tam pięcioro dzieci.
– Takich Ząbkowic w Polsce jest wiele. Według danych GUS w Polsce jest oficjalnie 7 gmin, w których urodziło się nie więcej niż pięcioro dzieci, z czego w dwóch – Dubiczach Cerkiewnych i Mielniku – odnotowano zaledwie 3 urodzenia. A jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę, że GUS oficjalnie w swoich statystykach dla Ząbkowic dopisuje kilkadziesiąt dzieci urodzonych za granicą i przyjmiemy, że może to mieć też miejsce także w innych gminach – w tym gminach o tak dużej emigracji jak Dubicze Cerkiewne czy Mielnik – to być może już żyjemy w Polsce w rzeczywistości, w której są gminy, w których przez cały rok nie urodziło się ani jedno dziecko.
Nie, to nie
Najważniejszym zabytkiem w Ząbkowicach jest Krzywa Wieża. Naprzeciwko "śląskiej Pizy" mieści się cały kompleks przedszkoli i żłobków.
– Mamy 130 miejsc i z tego co mi wiadomo, wszystkie są zajęte – mówi mi skonsternowana pracownica sekretariatu jednego z nich. O spadku liczby urodzeń słyszała, jednak nie w kontekście samych Ząbkowic. – Ale dzieci przyjeżdżają do nas też z innych gmin – dodaje po chwili.
Ten komentarz przywodzi mi na myśl jeden z kluczowych wątków rozmowy na temat spadku liczby urodzeń w Polsce i Europie – migracje.
"Polska się dramatycznie wyludnia" – mówił pod koniec stycznia Szymon Hołownia w kontekście programów socjalnych dla uchodźców z Ukrainy. "Kiedyś będziemy bardzo potrzebować tych dzieci na polskim rynku pracy, i dlatego to, że teraz nauczą się polskiego i będą mogły żyć w naszym kraju, widzę nie jako stratę, ale inwestycję".
– Czy migracja może wypełnić tę lukę? – pytam Mateusza Łakomego.
– Z analiz ZUS z 2023 roku wynika, że zatrzymanie procesu starzenia się populacji w Polsce wymagałoby pozyskiwania średnio 280 tysięcy migrantów rocznie przez 10 lat. Realizacja tego celu jest niemożliwa, biorąc pod uwagę ograniczenia w absorpcji tak dużej liczby osób na rynku pracy – tłumaczy mi Mateusz Łakomy. – Długofalowo, licząc w dekadach, przyjmowanie tak znaczących ilości migrantów jest nierealne. Choć punktowe pozyskiwanie wysoko wykwalifikowanych specjalistów, takich jak naukowcy, jest możliwe i pożądane, natomiast masowe zasiedlanie wszystkich segmentów rynku pracy imigrantami jest zwyczajnie niemożliwe.
– Patrząc na te wszystkie statystyki, można odnieść wrażenie, że sytuacja jest niemożliwa do rozwiązania.
– To nie prawda. Wszystkie czynniki, które wpływają na dzietność, są w zasięgu naszego oddziaływania. Oczywiście zmiany nie zaczną oddziaływać następnego dnia, ale wszystko jest w naszych rękach. Jeżeli będziemy systematycznie pracować w tych wszystkich obszarach, to dzietność wzrośnie, jeśli nie, to nie.
SPROSTOWANIE
W artykule błędnie podano, że w Gminie Ząbkowice Śląskie w 2024 roku urodziło się zaledwie 5 dzieci, podczas gdy zgodnie z danymi Urzędu Stanu Cywilnego w Ząbkowicach Śląskich, liczba zarejestrowanych urodzeń w tym okresie wyniosła 85 (37 dziewczynek i 48 chłopców).
Ponadto w publikacji wskazano, że w gminie odnotowano 363 zgony, podczas gdy rzeczywista liczba zgonów wyniosła 307. Poza tym dane przedstawione w artykule nie uwzględniają faktu, że część osób zmarłych pochodzi spoza Gminy Ząbkowice Śląskie.
W artykule pominięto również istotną informację, że na terenie powiatu ząbkowickiego nie funkcjonuje oddział położniczy, co ma wpływ na miejsce rejestracji urodzeń i może powodować, że dzieci urodzone przez mieszkanki gminy są rejestrowane w innych miejscowościach.
Nieścisłości występują także w zakresie przedstawienia danych dotyczących żłobków — wbrew sugestiom zawartym w artykule, jednostki samorządowe posiadają dokładne informacje o liczbie dzieci objętych opieką żłobkową.
Ponadto błędne są informacje dotyczące budownictwa mieszkaniowego — w artykule pominięto fakt, że obecnie w Ząbkowicach Śląskich realizowana jest budowa 24 mieszkań komunalnych na wynajem, a kolejne inwestycje są planowane. Dodatkowo na terenie gminy prowadzone są inwestycje mieszkaniowe przez prywatnych deweloperów.
Urząd Miejski Ząbkowice Śląskie
