
Seriale oparte na materiale źródłowym postępują z nim bardzo różnie. My wybraliśmy pięć ekranizacji science fiction, które nie dość, że świetnie przeniosły treść na mały ekran, to czasami wręcz przerosły swój oryginał.
Ekranizacje rządzą się swoimi prawami.
Na ogół dobry serial będzie po prostu dobrym serialem, niezależnie od materiału źródłowego. Jednak niektóre książki nie mają szczęścia (biedny "Wiedźmin"). W tym zestawieniu przyglądam się jednak takim pięciu produkcjom, które nie dość, że cieszą się dobrymi ocenami, to jeszcze wzbogacają swoje oryginały.
Kieruję się obserwacją, czy serial pogłębia znajome mi materiały źródłowe, ale też nie odchodzi od nich za daleko. Z tego powodu z listy wykluczyłem np. "Problem Trzech Ciał" Netflixa, który przeniósł lwią część historii na angielski grunt i bardziej streszcza książki Liu Cixina, niż dodaje coś od siebie.
Zaczynam listę od tych seriali, które zmieniły najmniej i zamykam tą produkcją, która wprowadziła najwięcej zmian. To nie jest ocena jakości samych seriali. Moje odczucia są subiektywne, ale wsparte argumentami z fanowskich dyskusji.
5. "The Expanse"
Adaptacja cyklu powieści Daniela Abrahama i Ty Francka (piszących pod pseudonimem James S.A. Corey) jest praktycznie tą samą historią, co w książce, tylko... opowiedzianą inaczej.
Bez wątpienia, jest to zasługa mocnego zaangażowania autorów w produkcję. Wykorzystali ten czas, by wprowadzić zmiany wzbogacające narrację. Jakby seriali był dla nich szansą, by napisać parę rzeczy na nowo z bardziej doświadczonej perspektywy.
Który twórca nie chciałby skorzystać z takiej okazji? Efekty widać od razu: wcześniejsze wprowadzenie kluczowych postaci, wzbogacenie świata przez wgląd w międzyplanetarną politykę oraz pogłębienie portretów postaci (nawet jeśli czasem są hybrydą kilku książkowych bohaterów).
Fani książki oceniają zmiany jako przemyślane. Niektóre lepiej dopasowują historię do formuły serialowej, inne podkreślają kluczowe motywy. Czasem zmieniają strukturę zdarzeń, ale zawsze zachowują przy tym ducha oryginału.
4. "The Last of Us"
Serial HBO oparty na grze studia Naughty Dog jest wierną adaptacją. Podobnie jak w przypadku "Expanse", cieszy się wsparciem jednego ze współtwórców gry, Neila Druckmanna. Sama gra była już jak angażujący, interaktywny film.
Niedawno miała miejsce premiera drugiego sezonu i podobnie jak przy kontynuacji gry, widzowie podzielili się już na początku fabuły. Więc nawet ten element został oddany...
A co dodano do serialowej wersji? To np. pogłębienie świata sprzed pandemii oraz przedstawienia zdarzeń oczami innych bohaterów niż Joel i Ellie. Chwalony jest wątek poświęcony Billowi i Frankowi, których relacje znacznie rozszerzono w stosunku do oryginału.
Innymi słowy, elementy, które w grze stanowiły odległe tło, zdaniem niektórych widzów stały się esencją serialowej adaptacji. A przy tym zupełnie nie naruszają struktury fabularnej – a zdaniem niektórych kilka zmian w tym aspekcie również wypada na korzyść produkcji HBO.
3. "Fallout"
Długo się zastanawiałem, czy umieścić tutaj "Fallout". Nie jest to ekranizacja żadnej z części gier, ale jeśli spojrzymy na nią jako przeniesienie mitologii serii gier "Fallout", to spisuje się na medal.
Dla mnie osobiście wręcz deklasuje produkcje od Bethesdy.
Serial zawiera wszystkie promieniotwórcze fundamenty uniwersum, jednak buduje na nich nową historię. Świeża narracja z nowymi bohaterami pozwala każdemu wczuć się w klimat bez bagażu dekad opowieści z gier. Ale elementy utrwalone przez gry cały czas nam towarzyszą.
Serial Amazona odsłania przy tym nowe karty, pokazując naturę korporacji Vault-Tec oraz tło wojny, która doprowadziła do apokalipsy.
To fantastyczny kierunek dla adaptowania gier, które nie są tak filmowe jak "The Last of Us", ale oferują świat, w którym można wykuć nowe historie. Jak w przypadku sieciowego "League of Legends", z którego powstało fantastyczne "Arcane" (nie jest sci-fi, więc nie załapało się na listę – ale warte wyróżnienia).
2. "Altered Carbon"
W tym wypadku najpierw poznałem serial Netflixa, a potem z wypiekami na twarzy sięgnąłem po książki i… nie poczułem wiele.
"Modyfikowany węgiel" i jego kontynuacje pióra Richarda Morgan to bynajmniej nie są fatalne dzieła, ale ekranizacja po prostu zrobiła świetną robotę. Przynajmniej w pierwszym sezonie.
Cyberpunkowy serial o pogoni za nieśmiertelnością odchodzi od pierwszoosobowej perspektywy Takeshiego Kovacsa, pogłębia świat przedstawiony i rozbudowuje bohaterów drugoplanowych. Wprowadzone zmiany bywają istotne, ale dodają głębi, a niektóre kupiły serce fanów bardziej, niż oryginały (jak serialowy AI – Poe).
Wszystko o wzbogacono świetną stroną wizualną, wprowadzając wizję Morgana na nowe wyżyny.
Fani oczywiście mają swoje granice tolerancji dla zmian. Pierwszy sezon to był strzał w dziesiątkę, a drugi – już bardziej w okolicę kolana. Pomijając znaczne odejście od materiału źródłowego, mamy tu produkcję wykonaną przez zupełnie inny zespół. I to widać. Spadek jakości jest odczuwalny boleśnie. Ostatecznie miało to odzwierciedlenie w fatalnych wynikach i anulowaniu dalszej produkcji.
1."Fundacja"
Czy można stworzyć ekranizację klasyki gatunku, odchodząc znacznie od oryginału? Czy można opowiedzieć historię na nowo, ale jednocześnie być wiernym duchem?
Moim zdaniem "Fundacja" – adaptująca powieści Isaaca Asimova – odhacza wszystkie punkty. W przeciwieństwie do wspomnianego na wstępie "Problemu Trzech Ciał" nie próbuje całkiem przenieść historii do innego środowiska.
Zmiany są dość radykalne i budzą kontrowersje wśród fanów książek, ale jednak sam kierunek i najważniejsi bohaterowie są przeniesieni wiernie.
Przełożenie sagi dziejącej się w tak ogromnej skali czasowej na serial wyszło bezboleśnie, dzięki postawieniu na odważne przeróbki i dodaniu zupełnie nowych wątków (jak dynastia imperatora Cleona i podzielenie go na trzy klony), które spajają całość.
Zobacz także
Nie przeszkadza też wzbogacenie historii o szczyptę dramatyzmu i położenie większego nacisku na emocje bohaterów.
Z kolei wizualny rozmach zastępuje z powodzeniem futurologiczne wizje i opisy technologii. Do tego mały polski bonus: zdjęcia sezonu trzeciego (premiera 11 lipca 2025 roku) były również kręcone w Warszawie – w Świątyni Opatrzności Bożej na Wilanowie.
Oryginalny cykl Isaaca Asimova, popularyzatora m.in. słynnych trzech praw robotyki, dalej można czytać z przyjemnością, nawet mimo nieuniknionych anachronizmów (jak np. zachwyty bohaterów nad powszechnością ruchomych schodów) – pierwszy tom miał premierę w 1951 roku. Ale podobnie jak trylogia napisana przez innych autorów po śmierci Asimova, superprodukcja Apple TV sięga po potencjał oryginału, przenosząc go w zupełnie nową jakość.
