Zapowiedzi apokalipsy – od Zegara Zagłady przez modele klimatyczne aż po przewidywania futurologów – odgrywają coraz większą rolę w przestrzeni publicznej.
Zapowiedzi apokalipsy – od Zegara Zagłady przez modele klimatyczne aż po przewidywania futurologów – odgrywają coraz większą rolę w przestrzeni publicznej. Fot.: Joshua Earle / Unsplash

Od starożytnych proroctw po zaawansowane modele klimatyczne – wizje końca świata towarzyszą ludzkości od zawsze. Dzisiaj jednak na nowo nabierają na znaczeniu. Również jako chwyt marketingowy.

REKLAMA

Zostało nam 89 sekund.

Tak stwierdzili przedstawiciele Rady Nauki i Bezpieczeństwa przy "Bulletin of the Atomic Scientists" odpowiedzialni za ustawianie wskazówek Zegara Zagłady. Specjaliści m.in. w dziedzinie technologii nuklearnej i klimatu spotykają się dwa razy w roku, żeby stwierdzić, jak blisko końca świata jesteśmy.

Ich zdaniem jeszcze nigdy zagłada nie była tak prawdopodobna.

Ani w trakcie pandemii COVID-19, ani po atakach na WTC, ani nawet w trakcie Kryzysu Kubańskiego – ludzkość nigdy wcześniej miała nie stać tak blisko krawędzi, jak w 2025 roku.

Czytaj także:

Przepowiednie końca świata towarzyszą nam od zawsze. Ale ich znaczenie robi się znowu coraz większe. Zapowiedzi apokalipsy – od Zegara Zagłady przez modele klimatyczne aż po przewidywania futurologów – odgrywają coraz większą rolę w przestrzeni publicznej.

Coraz częściej stają się też narzędziem marketingowym. W końcu kto nie zainwestuje w produkt, który uratuje ludzkość?

Ile minut do północy?

Naukowcy odpowiedzialni za symboliczny Zegar Zagłady (Doomsday Clock) uzasadniali swoją decyzję przebiegiem ostatniej rewolucji technologicznej, pogłębiającym się kryzysem klimatycznym i eskalacją napięć nuklearnych.

Rozwój technologii AI przebiega w ramach bardzo ograniczonych regulacji zwłaszcza w kontekście zastosowań militarnych, dezinformacji czy autonomicznych systemów decyzyjnych. Wiąże się również z rozwojem mechanizmów dezinformacji, które pogłębiają kryzys zaufania do faktów.

Kwestia kryzysu klimatycznego wciąż pozostaje nierozwiązana, a każdy kolejny rok przynosi nowe rekordy temperatur i klęski żywiołowe. Trwający konflikt w Ukrainie wiąże się natomiast z eskalacją napięć nuklearnych i groźbą zaangażowania zbrojnego innych państw.

Czytaj także:

To w końcu wizja konfliktu nuklearnego tak niepokoiła twórców Zegara Zagłady. Inicjatywa naukowa stworzona w 1947 roku przez "Bulletin of the Atomic Scientists", zrzeszała grupę fizyków, którzy brali udział w słynnym Projekcie Manhattan.

W momencie powstania zegar został ustawiony na 7 minut do północy.

Od początku miał to być czytelny, symboliczny sposób komunikowania zagrożeń dla przetrwania cywilizacji – początkowo tych związanych z bronią atomową, a później także zmianami klimatu, biotechnologią i sztuczną inteligencją.

"Północ" oznacza moment globalnej katastrofy, a im bliżej niej ustawiona jest wskazówka zegara, tym bardziej niepewna i niestabilna staje się sytuacja na świecie.

To jednak jeden z wielu wskaźników zagrożenia ludzkości. Obecnie, uzbrojeni w modele przewidywania, możemy coraz skuteczniej przewidywać naszą przyszłość, jak i ostateczny koniec cywilizacji.

Granice nie do przekroczenia

Najczęściej pojawiającą się w przestrzeni publicznej wizją końca świata jest zapewne katastrofa klimatyczna. Naukowcy od lat biją na alarm, starając się wytłumaczyć, jakie mogą być konsekwencje niszczenia ekosystemów przez człowieka.

Istnieje więc wiele modeli, które wskazują różne punkty graniczne, których przekroczenie może mieć katastrofalne skutki dla ludzkości. Skupmy się więc na dwóch: "Punktach krytycznych" prof. Lentona i "Granicach planetarnych" prof. Rockströma.

"Punkty krytyczne" wyznaczają granice w zmianach ekosystemów, których przekroczenie może mieć katastrofalne skutki. Według założeń zespołu badaczy pod okiem Tima Lentona teraz przekroczyliśmy większość z nich. Już dzisiaj widzimy np. zanikanie lodu morskiego Antarktyki, co redukuje zdolność Ziemi do odbijania promieniowania słonecznego.

Czytaj także:

Po przekroczeniu kilku z tych punktów możliwy jest efekt domina – kiedy jedna zmiana pociąga kolejne. W najgorszym przypadku może dojść do globalnej destabilizacji systemu klimatycznego.

Podobny schemat przedstawia zespół pod wodzą Johana Rockströma, który wskazuje 9 granic klimatycznych. Według badaczy ze Sztokholmu przekroczyliśmy już 6.

Utrata różnorodności biologicznej i zanieczyszczenie chemiczne w formie mikroplastiku są faktem. Przekroczenie wszystkich granic może, podobnie do punktów granicznych, mieć efekt kaskadowy.

Tego typu prognozy mają za zadanie zwrócić naszą uwagę na kryzys klimatyczny. Obecnie ich znaczenie zeszło jednak na dalszy plan, ustępując innym zagrożeniom dla naszej cywilizacji. Rewolucja AI, choć bezpośrednio związana z kwestiami klimatycznymi, stanowi osobne wyzwanie dla ludzkości. Co istotne, o zagrożeniach związanych ze sztuczną inteligencją nie mówią najgłośniej naukowcy, a sami producenci systemów AI.

Zanim nadejdzie osobliwość

Jeden z najsłynniejszych żyjących futurologów – Ray Kurtzweil – ma własne predykcje dotyczące końca świata. W jego ujęciu byłby to raczej "koniec świata, jaki dotychczas znaliśmy". Jednak dla wielu z nas jego wizja brzmi katastroficznie.

Według Kurtzweila już w 2045 nadejdzie "technologiczna osobliwość". Wówczas tempo postępu technologicznego stanie się tak szybkie, że przekroczy zdolność człowieka do jego zrozumienia i kontroli. W tym momencie sztuczna inteligencja przewyższy ludzką inteligencję we wszystkich aspektach, prowadząc do wykładniczego wzrostu innowacji.

Wówczas mięlibyśmy doświadczyć wzrostu dobrobytu, a zunifikowana cywilizacja miałaby zrezygnować z granic geograficznych. W kolejnym kroku zaczęlibyśmy rozwijać systemy przekraczające granice między człowiekiem a maszyną. Wizja Kurtzweila opisana w książce "Singularity is nearer" przedstawia m.in. systemy łączące mózg człowieka ze sztuczną inteligencją.

Nie tylko on wieszczy, że AI doprowadzi do końca ludzkości.

Czytaj także:

Pod koniec 2023 roku, na chwilę po wydaniu słynnego modelu ChatGPT 3.5, po którym system zyskał globalną popularność, grupa naukowców i przedstawicieli Doliny Krzemowej napisała list otwarty.

"Ograniczenie ryzyka wyginięcia spowodowanego przez sztuczną inteligencję powinno być globalnym priorytetem, obok innych zagrożeń o zasięgu społecznym, takich jak pandemie czy wojna nuklearna" – czytamy w liście.

Jednym z jego sygnatariuszy był Sam Altman – dyrektor naczelny OpenAI, które wydało ChatGPT.

Obecnie producenci nowych technologii coraz częściej mówią o niej albo w kategoriach największego zagrożenia ludzkości, albo jedynego rozwiązania w obliczu nadchodzącej apokalipsy.

Dlaczego szefowi OpenAI może zależeć na popularyzowaniu wizji końca świata?

Jeżeli sztuczna inteligencja stanowi tak poważne zagrożenie, powinniśmy stworzyć system surowych ograniczeń dla jej producentów. To może utrudnić wprowadzenie nowych systemów AI i ugruntować pozycję lidera OpenAI. Dodatkowo jeśli ta technologia jest tak potężna, nawet jeśli nie zakończy naszej cywilizacji, doprowadzi do jej gruntownej zmiany. Warto więc w nią inwestować.

Z podobnego założenia wyszedł Elon Musk, który niemal wszystkie swoje przedsięwzięcia przedstawia, jako próbę ratowania świata. Tesla miałaby uchronić nas przed katastrofą klimatyczną, a SpaceX i projekt kolonizacji Marsa – zapewnić alternatywę dla Ziemi w obliczu globalnej katastrofy.

Komu zależy na końcu świata?

Przewidywania końca świata mają więc kilka funkcji – nie tylko kładą nacisk na wyzwania współczesności, ale są też wykorzystywane jako chwyt marketingowy. Ich głównym zadaniem jest jednak wpływ na opinię publiczną.

Ta zasada dotyczy zarówno tekstów religijnych, jak i kampanii reklamowych, czy wieców politycznych. Dlatego też Demokraci nazywali w swojej kampanii zwycięstwo Donalda Trumpa "egzystencjalnym zagrożeniem".

Nie oznacza to jednak, że te przewidywania nie mają w sobie ziarna prawdy. Współczesny świat faktycznie stoi przed skumulowanymi wyzwaniami, które jeśli nie zostaną szybko zaadresowane, mogą przynieść druzgocące konsekwencje.

Czytaj także:

Zagrożenie to wzmacnia sieć globalnych powiązań, przez które kryzys po jednej stronie planety, może gwałtownie rozlać się na resztę świata. Dobrym przykładem jest wspomniany Donald Trump. Jego decyzje przyniosły od dekad niespotykane wahania na globalnych rynkach, a ingerencja w wojnę w Ukrainie dodatkowo utrudniła sytuację polityczną w regionie.

Dostrzega to również "Bulletin of the Atomic Scientists", odpowiedzialny za Zegar Zagłady. "Skutki wielu działań zatwierdzonych przez Biały Dom były natychmiastowe i miały katastrofalne konsekwencje dla zdolności rządu do zrozumienia i skutecznego stawienia czoła globalnym zagrożeniom, takim jak zagrożenie nuklearne, zmiana klimatu i pandemie" – pisze Thomas Gaulkin, wydawca newslettera śledzącego działania Trumpa w kontekście globalnych zagrożeń, wydawanego przez "Biuletyn".

To ich zespół na tydzień po inauguracji Trumpa ustawił wskazówki Zegara Zagłady na 89 sekund do północy.

Nie przegap żadnej wiadomości i obserwuj nas w Google News!