Benjamin Netanjahu ogłasza aneksję Strefy Gazy, a w sieci izraelskie media sieją kontrowersyjne spoty.
Izraelskie spoty propagandowe trafiają do użytkowników jako reklamy. Fot. YouTube/Ambasada Izraela/Adam Stępień/Agencja Wyborcza.pl/kolaż naTemat.

Od kilku dni użytkownicy YouTube w Polsce słyszą komunikaty o tym, jak ONZ rzekomo odmawia pomocy w Strefie Gazy. Ten przekaz szerzy się jak pożar przez reklamy. Tak Izrael od lat prowadzi agresywną ofensywę w sieci.

REKLAMA

Oglądając YouTube bez adblocka albo konta premium można usłyszeć nagle zdanie: "Izrael dopuścił setki ciężarówek, które wjechały do Gazy. A ONZ odmawia rozdzielenia pomocy." Tego typu propagandowe treści zbierają milionowe odsłony i YouTube wyświetla je jako spoty reklamowe w kilku językach. Propaganda wyświetla się jako reklamy w kategorii "sztuka i rozrywka", omijając restrykcje YouTube.

Propagandowe reklamy Izraela?

Krótki spot kończy się nawoływaniem, aby ONZ rozdzieliło pomoc. Te materiały wyrosły jak grzyby po deszczu, gdy Izrael oskarżany jest o celowe głodzenie ludności palestyńskiej. Z innego materiału dowiemy się, że pokazywane w mediach zdjęcie wygłodzonego chłopca jest fejkiem. "Kłamstwo w służbie nienawiści" - opisano spot. Inny film mu poświęcony wprost atakuje, że wszystkie media roznoszą "propagandę Hamasu".

Niezależnie od wersji językowej, widzimy te same treści z identycznym, jednostronnym przesłaniem. Chociaż filmy są obecne na oficjalnym kanale ambasady Izraela i Izraelskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, za puszczanie ich jako reklam ma odpowiadać rządowa izraelska agencja reklamowa.

Wyświetlenia całościowo sięgają już kilku milionów. O problemie tych spotów pisała m.in. "Gazeta Wyborcza", a Kanał Zero stworzył materiał.

Dlaczego propaganda pojawia się jako reklamy?

Ustalono, że reklamy zostały oznakowane, jako "sztuka", aby jako materiały polityczne nie podlegały ścisłej moderacji. Ale to, co widzimy na obrazie, sztuką nie jest. Filmy na oficjalnych kontach Izraela można raportować i chociaż takie są wysyłane (tak przynajmniej deklarują internauci dyskutujących mediach społecznościowych), to efektów nie widać.

Automatyczna moderacja treści na platformach społecznościowych (YT i nie tylko) od dawna wykazuje się płytkością, reagując na słowa klucze i konkretne obrazki. Omijając je i dodając bezpieczne oznakowania, za opłatą przejdzie wszystko, od oszustw z deepfake po propagandę.

logo
Wyświetlenia niektórych spotów sięgają kilku milionów. Fot. zrzut ekranu/YouTube/Israel's Foreign Affairs Min.

Dostawcy usług mediów społecznościowych mają bardzo restrykcyjne przepisy dotyczące targetowania reklamami podczas kampanii wyborczych (co, swoją drogą, też obchodzone jest na różne sposoby), ale nie ma podobnych regulaminów wobec krajów zaangażowanych w konflikty zbrojne... z wyjątkiem treści zawierających przemoc.

Izraelska kampania w sieci

Nie jest to pierwszy raz, zapewne nie będzie ostatni. Izrael od dawna przenosi wojnę informacyjną do sieci. Podobne informacje padały dwa miesiące wcześniej, gdzie "reklamy" straszyły Europę irańskim programem nuklearnym.

"Izrael robi, co musi zostać zrobione" – słyszymy na końcu.

W 2023 roku powstał raport Business & Human Rights Centre podsumowujący kampanię "reklamową" Izraelskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych: w ciągu tygodnia platforma X została zalana 30 spotami, które obejrzano 4 mln razy. Na YouTube wypuszczono 75 różnych materiałów, niektóre z graficznymi scenami. Wyświetlały się nawet w materiałach dla dzieci. To ostatni było argumentem, by zdjąć 30 z nich z platformy, bo dopiero to uznano za naruszenie regulaminu usług Google.

W tym samym czasie oskarżono Metę o blokowanie treści propalestyńskich w 60 krajach. Iran i Palestyna nadal nie są objęte Programem Partnerskim YouTube, z którego korzysta Izrael.

Spoty reklamowe nie ograniczają się tylko do sieci. W sierpniu Izrael umieścił materiał na Times Square w Nowym Jorku. Pokazała sytuację zakładnika porwanego przez Hamas, trzymanego w nieludzkich warunkach. Jednocześnie oskarżające media o roznoszenie propagandy Hamasu, chociaż jego zbrodnie nie są negowane.

Jednym z argumentów izraelskiej narracji jest rzekome fabrykowanie zdjęć głodujących ludzi w wytwórni nazywanej "Pallywood" albo "Gazawood".

Co się dzieje w strefie Gazy?

W Gazie panuje chaos i organizacje humanitarne donosiły o skrajnym głodzie wśród ludności cywilnej. Podczas zawieszenia broni między styczniem a marcem dziennie wpuszczano do Gazy setki ciężarówek z pomocą. Po fiasku dalszych rozmów pokojowych Izrael niemal całkowicie wstrzymał dostawy – również żywności, paliwa i leków – na ponad dwa miesiące. Dopiero w maju konwoje wróciły, choć dane izraelskie pokazują, że w czerwcu pomoc docierała w znacznie mniejszej skali niż wcześniej.

ONZ alarmuje, że Izrael nadal stawia "biurokratyczne, logistyczne, administracyjne i inne operacyjne przeszkody" w skutecznym dostarczaniu pomocy. Udzielanie jej powstrzymuje także zagrożenie dla ludności cywilnej. "New York Times" informował o ostrzale na konwój Światowego Programu Żywnościowego. Oficjalnie izraelscy żołnierze oddali strzały ostrzegawcze. Media mówią wprost o zbrodniach wojennych.

Tymczasem izraelskie władze twierdzą, że nie ograniczają liczby ciężarówek wjeżdżających do Gazy i że to ONZ nie jest w stanie rozprowadzić zgromadzonych zapasów. Co dokładnie wybrzmiewa w komunikatach propagandowych sprzedanych jako reklamy, mające wybielać wizerunek Izraela. Ten kraj zaprzecza również, że działania w Strefie Gazy pochłonęły życia 50 tys. ludzi, w tym dzieci.

Premier Benjamin Netanjahu w poniedziałek 4 sierpnia zadeklarował plan całkowitego zajęcia obleganego spornego terytorium. Miroslav Jenča, zastępca sekretarza generalnego ONZ ostrzega, że takie działania zagrażają życiu kolejnych Palestyńczyków i zakładników przetrzymywanych przez Hamas. Izraelski gabinet bezpieczeństwa ma spotkać się w tej sprawie w czwartek 7 sierpnia.

Premierowi sprzeciwia się sztabu gen. Ejal Zamir, wysnuwając od ponad miesiąca podobne argumenty co przedstawiciele ONZ.

Źródło: Gazeta Wyborcza, Kanał Zero, naTemat, New York Times