Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk na konferencji prasowej. Rusza pilotaż skróconego czasu pracy
5 tys. szczęśliwców? Pilotaż skróconego czasu pracy rusza i... wzbudza kontrowersje Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.pl

W Polsce rusza pilotaż skróconego czasu pracy, który obejmie ponad 5 tys. pracowników i kosztować będzie niemal 50 mln zł. Opublikowana lista beneficjentów wywołała burzę w sieci – nie brakuje kontrowersji wokół tego, kto otrzyma wsparcie i jak może wpłynąć to na wykonywane obowiązki. Zauważono, że wśród szczęśliwców, którzy będą pracować krócej za tę samą pensję, wyjątkowo dużo jest reprezentantów pewnej grupy.

REKLAMA

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej opublikowało listę podmiotów, które zakwalifikowały się do pilotażowego programu "Skrócony czas pracy – to się dzieje!". To łącznie 90 jednostek, a wśród nich zarówno prywatne firmy, samorządy, jak i instytucje publiczne. Szacowany koszt całego przedsięwzięcia to niemal 50 mln zł, a w rządowym programie weźmie udział łącznie ponad 5 tys. pracowników.

Pilotaż skróconego czasu pracy. Co zakłada program?

Ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk podkreślała, że krótszy czas pracy to "krok cywilizacyjny", ponad sto lat po wprowadzeniu ośmiogodzinnego dnia i ponad pięćdziesiąt lat po wywalczeniu wolnych sobót.

Celem pilotażu jest stopniowe skracanie czasu pracy przy zachowaniu wynagrodzenia. W pierwszej połowie roku pracownicy mają pracować o około 10 proc. krócej, a w drugiej – co najmniej o 20 proc. Każdy z uczestników może otrzymać do 1 mln zł wsparcia, co w przeliczeniu daje średnio 20 tys. zł na pracownika.

Jednak od razu po opublikowaniu listy uczestników programu w internecie zawrzało.

Na liście beneficjentów ponad połowa to sektor publiczny

Publikacja listy wywołała w sieci spore emocje, bo większość funduszy trafi do sektora publicznego – urzędów i jednostek podległych, takich jak domy kultury, MOPS-y czy wodociągi.

Jak zwraca uwagę Andrzej Andrysiak, prezes Rady Wydawców Stowarzyszenia Gazet Lokalnych w poście na platformie X:

"Na 90 podmiotów 53 to urzędy lub jednostki podległe. [...] To 58,88 proc. zakwalifikowanych podmiotów. Suma finansowania pilotażu to 49 999 291 zł. Urzędy i jednostki podległe dostały razem 37 242 193 mln zł. Czyli 74,48 proc. całej kasy".

Skrócony czas pracy. Jest lista uczestników

Pilotaż obejmuje podmioty zatrudniające kilku pracowników, jak i duże instytucje:

  • Mniejsze firmy (do 9 pracowników) – np. Spółka Wodno-Ściekowa „Młynówka” otrzymała 80 tys. zł, Zakład Rolny w Sieńsku – 78 248 zł.
  • Średnie firmy (10–249 pracowników) – np. Hydrodukt Sp. z o.o. – 788 792 zł, KAJ Sp. z o.o. – 982 tys. zł.
  • Duże podmioty (250 i więcej pracowników) – np. Wodociągi Chrzanowskie – 443 tys. zł, Pol-Elektra Sp. z o.o. – 1 mln zł.
  • Lista obejmuje również samorządy i instytucje publiczne, takie jak Miasto Leszno, Urząd Miasta Ustka czy Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej w Łodzi, otrzymujące od kilkuset tysięcy do niemal miliona złotych.

    Skrócony czas pracy. W pilotażu bierze udział wyjątkowo dużo urzędników

    Prof. Adam Gendźwiłł z UW określa eksperyment jako "szaleństwo":

    "Pomysł, żeby przy napiętym budżecie pilotować skrócony czas pracy, jest kontrowersyjny. Ale szaleństwem jest to, że prawie 60 proc. podmiotów zakwalifikowanych do pilotażu to jednostki sektora publicznego – urzędy! Gruby selection bias (dobór mogący prowadzić do błędnych wniosków – red.), który nie pozwoli wyciągnąć uprawnionych wniosków" – napisał na X.

    Również doradczyni podatkowa Małgorzata Samborska wskazuje, że niektóre branże mogłyby wymagać innego podejścia do skróconego czasu pracy, sugerując potrzebę lepszego dopasowania kryteriów.

    Źródło: money.pl