
Niedawna awaria "połowy internetu" zatrzymała na kilka godzin działalność wielu firm. A co, gdyby internetu miało nie być znacznie dłużej? Nasza zależność od usług chmurowych to jedno z największych zagrożeń w czasie awarii sieci. Coraz mocniej opiera się na niej bankowość, opieka zdrowotna, administracja państwowa, ale i my sami. Czy bylibyśmy w stanie funkcjonować, gdyby ekrany naszych smartfonów i komputerów zgasły?
"Firmy powinny mieć papierowe plany awaryjne na wypadek cyberataków" – zalecił ostatnio rząd Wielkiej Brytanii. Jednak nie tylko ataki hakerów mogą spowodować, że jedyne co zobaczysz po odpaleniu strony internetowej to Error. Dowiodła tego zeszłotygodniowa awaria "połowy internetu" spowodowana problemami chmury danych Amazon Web Services (AWS). Przez kilka godzin nie działał m.in. sklep i streaming Amazona, Slack, Canva, Snapchat, Roblox, Zoom czy Signal. A co, gdyby miało to trwać przez tydzień?
Plany awaryjne na papierze na wypadek ataku cyberprzestępców
Polska jest drugim najczęściej atakowanym przez cyberprzestępców państwem na świecie. Informuje o tym Eset Threat Report za II połowę 2024 r. Drudzy na świecie, ale pierwsi w Unii Europejskiej – znaleźliśmy się na celowniku głównie hakerów z Rosji oraz Białorusi.
Polskie firmy atakowane są średnio 250 razy dziennie, wynika z raportu Check Point Research. Czasem znikają dane klientów, innym razem na kilka godzin przedsiębiorstwa muszą zawiesić swoją działalność. To jednak nie tylko problem polskich firm, bo wzrost liczby ataków hakerskich odnotowano globalnie.
Jak donosi BBC, Brytyjskie Krajowe Centrum Cyberbezpieczeństwa (NCSC) od razu zasugerowało, żeby plany awaryjne firm były przechowywane w formie papierowej lub jakiejkolwiek innej offline i zawierały informacje o tym, jak zespoły będą się komunikować bez służbowych e-maili i jakie analogowe metody zastępcze będą stosować. Znaczenie tej strategii było mocno podkreślane.
To wskutek ostatniej fali cyberataków, które wywołały chaos – zatrzymanie linii produkcyjnych i puste półki, a nawet poważne problemy w londyńskich szpitalach, w tym zakłócenia kliniczne i śmierć pacjenta. Te ostatnie z powodu ataku na dostawcę usług badań krwi.
Co, kiedy internet przestanie działać
Nasza zależność od usług chmurowych to jedno z największych zagrożeń w czasie awarii internetu. Coraz mocniej opiera się na niej bankowość, opieka zdrowotna, administracja państwowa, ale i my sami. Czy bylibyśmy więc gotowi, gdyby ekrany naszych komputerów zgasły? Jak się przygotować do takiego scenariusza w świecie, gdzie wszystko jest ze sobą połączone cyfrowo?
Działająca sieć to nie tylko Netflix i przeglądanie Instagrama. Dziś to również często kwestia codziennego funkcjonowania czy nawet przetrwania. Jeśli korzystasz z kalendarza Google, zamiast numerów telefonów przyjaciół znasz jedynie namiary na ich profile w mediach społecznościowych, na dysku masz zapisaną listę leków, które przyjmujesz czy jedynym sposobem na dostanie się do konta w banku jest zalogowanie w aplikacji – tracisz wszystko.
Kiedy sieć przestaje działać, tracimy również dostęp do służb ratunkowych, systemów finansowych i kluczowych informacji.
Warto więc najważniejsze dane przechowywać lokalnie i offline'owo – spisz wszystko na kartce papieru lub jeśli wolisz zrobić to, korzystając z komputera, zapisz wszystko w dokumencie Word. Stracisz jednak do niego dostęp, jeśli dojdzie również do przerw w dostawie prądu.
W twojej "awaryjnej księdze" mogą znaleźć się numery telefonów alarmowych i namiary na bliskich, ważne adresy czy nawet spisane właściwości suplementów, które przyjmujesz czy porady techniczne. Warto skompletować takie dokumenty, jak papierowa wersja dokumentacji medycznej czy polisa ubezpieczeniowa, a nawet umieścić tam gotówkę – bez internetu nie skorzystasz z funkcji przelewów internetowych, nie zapłacisz też kartą.
Co jeśli centrum danych zostanie zniszczone lub ulegnie awarii?
A nie tylko ataki hakerskie mogą spowodować, że nagle dostęp do codziennych usług stanie się niemożliwy. W poniedziałek przez "zwiększone błędy i opóźnienia" w krytycznym węźle infrastruktury AWS w Wirginii w USA, swoją pracę musiało wstrzymać wiele osób na całym świecie.
Co jeśli jednak taka awaria, nie zostałaby naprawiona po kilku godzinach, a całych długich dniach wskutek, chociażby zniszczenia konkretnego centrum danych? I tu należałoby się wyjaśnienie, czym takie miejsce jest. To ogromne hale pełne serwerów, kabli i infrastruktury, niezbędnej do tego, by mogły działać serwisy i platformy internetowe. Co więcej, to na umieszczonych tam komputerach wykonywane są wszystkie obliczenia, które są niezbędne do tego, żebyśmy mogli korzystać, chociażby z ChatGPT.
A taka awaria może się wydarzyć, co pokazał ostatni poniedziałek. Znacznie bardziej skrajnym przypadkiem jest to, o czym pisze Sylwia Czubkowska w książce "Bóg techy. Jak wielkie firmy technologiczne przejmują władzę nad Polską i światem". W Ukrainie przed rozpoczęciem wojny wszystkie dane publiczne i szczególnie wrażliwe były przechowywane na serwerach znajdujących się w budynkach rządowych w Kijowie. Władze, z wicepremierem i ministerem do spraw transformacji cyfrowej Michajłem Fedorowem na czele szybko zareagowali, kiedy sytuacja zaczęła robić się coraz bardziej niebezpieczna. Zmienili prawo i od razu przeprowadzili migrację danych poza kraj.
I rzeczywiście jednym z pierwszych celów rosyjskich ataków było rządowe centrum danych. Wcześniejsze przeniesienie danych umożliwiło w miarę normalne administrowanie państwem.
Zobacz także
