
W Polsce nadal toczy się walka o zakaz hodowli zwierząt na futro. Chociaż 17 października Sejm większością poparł wprowadzenie zakazu takiej działalności, branża futrzarska nie składa broni. W sieci da się również usłyszeć niezadowolone głosy o pominięciu z zakazu królików. O nowy zakaz i wykluczenie niektórych futrzaków pytamy Stowarzyszenie Otwarte Klatki.
W piątek 17 października Sejm przegłosował zakaz hodowli zwierząt na futro w Polsce do końca 2033 roku. Decyzję podjęto większością głosów, ponad podziałami, nie licząc przeciwnej wprowadzeniu zakazu Konfederacji. Jednak jest to dopiero pierwszy etap działań, bo zmiany musi zaakceptować Senat i prezydent, mogący zawetować ustawę. Co ma sugerować mu jeden z jego doradców. Porozmawiałem ze Stowarzyszeniem Otwarte Klatki o ich spojrzeniu na dalsze losy zakazu, pytając również o narrację hodowców i pominięcie królików w zakazie.
Oburzenie o króliki
Kontrowersje wywołała informacja, że przegłosowany zakaz nie obejmuje hodowli królików. Lisów i norek jednak nie jemy, są one trzymane stricte na futro.
W dyskusje o królikach wkradają się też osoby krytykujące likwidację hodowli na futro. "Uderzenie w przemysł"; "Cała ta ustawa to cios w plecy polskiej gospodarki"; "Ja chętnie spróbuję mięsa z lisa i norki". Taka dyskusja wykipiała pod apelem Stowarzyszenia Pomocy Królikom, który takie komentarze zmieniły w platformę do wyrażania sprzeciwu wobec zakazu, a w domyśle pochwały branży hodowli futerkowej. Dyskusję zablokowano, wskazując na wysyp treści prowokacyjnych.
Stowarzyszenie zostało zmuszone uzupełnić swój komunikat: "Chcemy jednak mocno podkreślić jedną rzecz: to, że ubolewamy nad brakiem królików w ustawie, nie oznacza, że jesteśmy jej przeciwnikami. Wręcz przeciwnie – całym sercem ją popieramy (...) Dlatego apelujemy – nie bojkotujcie ustawy tylko dlatego, że nie objęła królików."
Dlaczego króliki nie objęto zakazem hodowli?
Jakie są powody pominięcia królików? Sprawę kompleksowo opisała na mediach społecznościowych posłanka Koalicji Obywatelskiej Małgorzata Tracz – w skrócie, zakaz obejmuje zwierzęta hodowane wyłącznie na futro.
–- Jeśli chodzi o to, że króliki nie zostały objęte ustawą, to mamy podobny pogląd, jak posłanka Tracz: chcieliśmy skupić się na zwierzętach, które w Polsce są hodowane wyłącznie na futro, czyli norkach, lisach, jenotach i szynszylach. Króliki są hodowane głównie na mięso – gdybyśmy dołączyli je do listy zwierząt objętych zakazem, spowodowałoby to wiele kontrowersji i protestów ze strony branży mięsnej, ponieważ dotyczyłoby produkcji żywności – wyjaśnia Joanna Joanna Stiller ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
– W Polsce hodowla królików na futro jest marginalna i choć nie sprawia to, że cierpienie tych zwierząt jest mniej istotne, to skala hodowli samych tylko norek jest nieporównywalnie większa. Chcieliśmy jak najbardziej zwiększyć szansę na wprowadzenie zakazu hodowli na futro i podeszliśmy do tematu praktycznie – wynik prac nad zmianą przepisów i tak jest już kompromisem, chociażby ze względu na dłuższy niż w pierwotnej wersji okres przejściowy – dodaje Stiller.
W czasach gdy media społecznościowe zdominowane są przez armie komentujących botów, dyskusje online na tak kontrowersyjne tematy budzą we mnie sygnały alarmowe. Zwróciłem na to uwagę w rozmowie. Stowarzyszenie pokłada jednak wiarę w Polaków ponad ataki maszyn. Joanna nie jest przekonana, że po stronie komentujących negatywnie los królików istniała zła wola.
Co robi branża hodowlana po przegłosowaniu zakazu?
Zakaz nie jest jeszcze prawomocny. Jeśli zostałby przyjęty, daje osiem lat na zamknięcie już działającej farmy futrzarskiej. Do zrobienia tego wcześniej ma motywować zapis, że zamknięcie hodowli do 2031 r. uprawni do odszkodowania. Za wygaszenie działalności do 1 stycznia 2027 r. będą mogli liczyć na odszkodowanie w wysokości 25 proc. średniego rocznego przychodu, a im później, tym bardziej ta kwota będzie malała. Pracownicy dostaną odprawę w wysokości 12-miesięcznego wynagrodzenia.
Zapytałem Otwarte Klatki, czy obawiają się o lobbingi i wpływy na decyzję Senatu i prezydenta Karola Nawrockiego, zadeklarowanego przeciwnika tzw. Piątki dla Zwierząt, która obejmowała zakaz. W odpowiedzi odwołało się do wypowiedzi Daniela Żurka, członka zarządu Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych. W Radiu Szczecin skomentował on, że zakaz jest akceptowalnym kompromisem, o ile przez osiem lat rząd dotrzyma obietnicy. Stwierdził również, że nie będą zabiegać o weto prezydenta.
Jednak prezes stowarzyszenia, Daniel Chmielewski, w komentarzu dla PAP mówił, że termin dziesięcioletni byłby dla branży optymalny (pierwotnie apelowano nawet o 15-lat), a zawarte w ustawie odszkodowania są niewystarczające. Powodem mają być pozaciągane kredyty i duży koszty przebranżowienia.
Czy branża hodowców futra ma duże kredyty?
– Temat ten powraca już co najmniej od 10 lat. Przedstawiciele branży futrzarskiej informują o tym, że mają zaciągnięte kredyty. Gdy dopytujemy ich o szczegóły, nigdy nie otrzymujemy informacji o tym, na jaką kwotę zostały wzięte i ile jeszcze mają do spłacenia. Mieliśmy sytuację, gdy hodowca norek pytany o to w Sejmie oświadczył w końcu, że tak naprawdę kredyt już spłacił. Inny, mówiąc o kredycie, miał na myśli kredyt uzyskany na hodowlę krów, a nie norek. Przede wszystkim nie otrzymujemy odpowiedzi na pytanie, kto udzielił im takiego kredytu – mówi Joanna Stiller ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
– Warto bowiem pamiętać, że od co najmniej 5 lat banki unikają kredytowania branży futrzarskiej. Bank ING ma nawet na swojej stronie internetowej informację o tym, że ich środki nie mogą być przeznaczone na udzielanie kredytów zakładom produkującym broń chemiczną czy miny przeciwpiechotne oraz hodowcom zwierząt futerkowych. Widzimy więc, że branża ta ma naprawdę złą reputację, a związane z nią cierpienie zwierząt nie jest obojętne sektorowi finansowemu – wyjaśnia Stiller.
Do tej pory hodowlę na futra ograniczono lub zupełnie jej zakazano w 22 krajach UE. Branża futerkowa powołuje się na konkretny przykład Danii, gdzie wypłacano kwoty od samicy w stadzie. Stowarzyszenie Otwarte Klatki zwraca uwagę, że w tamtym kraju w nagłej sytuacji zamknięto 1000 ferm futrzarskich z powodu zagrożenia epidemiologicznego (norki przenoszą COVID-19). Jakby nie patrzeć, sytuacja w Polsce jest inna i walka o prawa zwierząt hodowanych na futra toczy się tutaj od 2011 roku.
– Wysokość odszkodowań nie zadowala wszystkich hodowców, ale dzięki wydłużeniu okresu przejściowego tracą na sile argumenty o braku możliwości spłaty zobowiązań i sprawnego przebranżowienia się. Należy zauważyć, że dużym podmiotom hodującym zwierzęta futerkowe zależało przede wszystkim na dłuższym okresie przejściowym. Kontrprojekt złożony przez posłów przychylnych hodowcom nie uwzględniał odszkodowań w ogóle. Jednak docierały do nas głosy mniejszych hodowców, którzy ponoszą straty, więc są zainteresowani odszkodowaniami i są gotowi zlikwidować hodowle wcześniej. Aby zmiana była sprawiedliwa, należało uwzględnić także interesy mniejszych hodowców – mówi Stiller.
Argumenty branży futerkowej
Hodowcy zwierząt na futra przedstawiają się jako "prężny biznes", zatrudniający tysiące ludzi, powiązany z innymi branżami w Polsce. W tym przez "przetwarzanie produktów poubojowych", np. z ferm drobiu, służących do karmienia lisów i norek.
– W ostatniej dekadzie liczba norek hodowanych na futro w Polsce zmalała o ok. 70 proc. W tym samym czasie liczba hodowanych rocznie kurczaków na mięso przekroczyła 1,5 miliarda. Gdyby rzeczywiście związek między branżą drobiarską i futrzarską był kluczowy, już byśmy to odczuli. Tymczasem ani w mediach, ani w debacie publicznej branża drobiarska nie podnosiła tego problemu. Rozwinęły się bowiem inne branże, które przetwarzają produkty poubojowe, np. produkcja karmy dla zwierząt (w którą zainwestowali już niektórzy potentaci branży futrzarskiej). Duże koncerny drobiowe mają własne zakłady przetwarzania odpadów poubojowych i nie polegają już na zewnętrznych podmiotach – komentuje przedstawiciela Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Wedle ich statystyk branża futrzarska jest odpowiedzialna za utylizację ok. 7 proc. wszystkich odpadów poubojowych, co ich zdaniem bez problemu wchłoną inne branże.
Co do pozostałych argumentów, Stowarzyszenie Otwarte Klatki publikuje informacje o spadających przychodach z tej działalności. Z rejestru Głównego Inspektoratu Weterynarii wynika, że w 2024 r. działało ok. 200 aktywnych ferm. W dekadę wartość eksportu futer z norek spadła z 1,7 mld zł do 300 mln zł. Niewiele z tego ma również wpływać do kraju. Za istotną częścią tego wąskiego rynku stoją kapitały holenderskie i duńskie. Wedle Stowarzyszenia zatrudniają one ok. 900 osób (dane z ZUS).
Czy prezydent zawetuje ustawę?
Nie lubię snuć ponurych prognoz, ale osiem lat to dużo czasu, a po drodze czekają nas wybory parlamentarne w październiku 2027 roku. Czy wcześniej prezydent złoży jednak weto? Na antenie RMF wypowiedział się w tej sprawie Tomasz Obszański, przewodniczący NSZZ "Solidarność" Rolników Indywidualnych i doradca prezydenta Karola Nawrockiego, który go do tego namawia. Zabiegać o weto ma zamiar również Przemysław Czarnek z PiS.
Jednak Stowarzyszenie Otwarte Klatki spodziewa się, że presja społeczna nie zniknie. Odczuwają ją również politycy. Nie licząc okopanej w swoich poglądach Konfederacji, nawet Jarosław Kaczyński i Donald Tusk wspólnie głosowali za poparciem dla zakazu.
– Jeśli zmiany wejdą w życie, to wybory odbędą się prawie dwa lata po wprowadzeniu zakazu. Niektóre fermy się zamkną, a hodowcy dostaną odszkodowanie określone w ustawie. Byłoby zatem niesprawiedliwe wobec tych osób, żeby tę ustawę znowu zmieniać. Do tego mamy wrażenie, bazując na słowach pana Daniela Żurka, że branża faktycznie zacznie się przygotowywać do wygaszenia i przy ciągle malejącym globalnym popycie, odwracanie tego procesu nie będzie miało większego sensu – komentuje Joanna Stiller ze Stowarzyszenia Otwarte Klatki.
Zobacz także
