
Parę miesięcy temu po mediach przeleciała informacja o tym, że polskie sklepy firmy Carrefour trafią na sprzedaż. Temat nie zaistniał praktycznie nigdzie oprócz krótkich branżowych dyskusji, gdzie rozważano do kogo mogłyby one trafić. Z czasem jednak tu i ówdzie padły sugestie – “a może Skarb Państwa by to kupił”?
Po krótkiej dyskusji na X, przeplatanej wyzywaniem się od komunistów i liberałów, z nieoczekiwanej strony padł komentarz, że może faktycznie by kupić ten cały Carrefour.
Strona była naprawdę nieoczekiwana, bo był to formalny wniosek Ministerstwa Rolnictwa skierowany do Ministerstwa Aktywów Państwowych właśnie o… próbę kupienia tychże sklepów. Formalnie kupcem miałaby być Krajowa Grupa Spożywcza, powstała w tej formie w 2022.
Skąd w ogóle ten nietypowy pomysł i to jeszcze ze strony tego liberalnego przecież rządu, który więcej mówi o prywatyzacji niż o nacjonalizacji?
Sieci handlowe i producenci żywności. Nierównowaga sił
Problem nie jest nowy. Wielu ekspertów od lat zwraca uwagę na ogromną dysproporcję siły w relacjach pomiędzy sieciami handlowymi, a polskimi producentami z branży spożywczej.
Pomysł kupienia jakiejś sieci sklepów nie jest nowy, bo już za rządów PiS-u spekulowano o tym, że można kupić sieć Żabka. Taka operacja miałaby pozwolić na zwiększenie suwerenności spożywczej Polski, zwiększenie dostępu polskich produktów do półek sklepowych oraz poprawienie warunków współpracy handlowej.
Obecnie wielu producentów narzeka na bardzo długie terminy płatności za dostarczony towar, co wynika po części ze skupienia polskiego handlu w dużej mierze w rękach obcego kapitału. Zresztą, jest to jedno ze źródeł dochodów spółek handlowych, które korzystają z tzw. negatywnego cyklu konwersji gotówki.
W skrócie oznacza to sytuację, w której spółki zarabiają na szybko rotujących towarach za które klient płaci gotówką, a oni płacą za towar po paru miesiącach. W tym czasie posiadane środki mogą wykorzystywać w krótkoterminowych instrumentach finansowych.
Kapitał państwowy w Polsce
Tak więc, czy warto kupić Carrefoura i przemianować go na swojskiego Kerfusia? Otóż nie mam pojęcia. Taka ocena wymaga dużo głębszych analiz niż mogę zaoferować. To co jednak mogę zaproponować to analizę tematu i trochę szersze spojrzenie na problem państwowego kapitału w Polsce.
Słowem wstępu, po latach bycia gospodarczym liberałem dotarłem do momentu życia w którym uważam, że wzorem powinno być państwo nie minimalne, ani nie maksymalne, a państwo optymalne. Takie, które działa optymalnie do sytuacji i warunków. Polska natomiast nie jest krajem jak inne i nie ma sytuacji jak inne kraju gospodarek liberalnych.
Polska jest krajem bezkapitałowym
Skąd taka opinia? Polska jest po prostu krajem bezkapitałowym. Jest to konsekwencja potopu, rozbiorów i przegapienia rewolucji przemysłowej jako elementu budowy majątku narodowego. Zaraz potem pierwsza wojna światowa, dziejąca się przecież w sporej części na terytorium dzisiejszej Polski, krótka chwila na budowanie kapitału (Gdynia, COP), a potem hekatomba drugiej wojny światowej i okres PRL-u. Zmarnowane setki lat.
Kiedy inni budowali warsztaty, fabryki, banki i korporacje, my budowaliśmy barykady, cmentarze i pomniki.
A jak już je zbudowaliśmy za PRL-u, to potem – słusznie czy nie to już temat na inną dyskusję – rozsprzedaliśmy po '89. Polska i Polacy po prostu nie mają kapitału. Piszę o prawdziwym kapitale, takim KAPITALE z wielkich liter, gdzie ktoś może wyłożyć 5-10-15 miliardów PLN "gotówką".
Naprawdę mało osób uświadamia sobie jak nisko jest szklany sufit prywatnego przedsiębiorcy. Jak blisko jest punkt od którego jedyną ścieżką skokowego rozwoju są fuzje i przejęcia. Na które również trzeba mieć kapitał jeśli chce się kupować, a nie być kupowanym. Niestety cechą rozwoju organicznego jest to, że jest on po prostu wolny. A dzisiejszy świat nie wybacza wolnego tempa.
Jak już sobie uzmysłowimy, że nie ma w Polsce prywatnego kapitału, który może kupić polskie sklepy Carrefoura (koło 10 miliardów PLN), czy małą niemiecką firmę zbrojeniową RENK (koło 4 miliardów PLN) to dojść możemy tylko do jednego wniosku. Smutnego dla jednych, wesołego dla drugich. Otóż w grze dla dużych chłopców został nam tylko kapitał państwowy.
To doprowadza nas do dyskusji gdzie zostają nam już tylko dwie opcje: chcemy rozwoju polskich firm globalnych, nawet z kapitałem państwowym, czy nie zależy nam na posiadaniu polskich globalnych firm. Nie ma tutaj innej ścieżki. Na dzisiaj w 500 największych firmach świata mamy tylko jedną firmę, nawet pomimo tego, że formalnie jesteśmy 20 największą gospodarką świata.
Nie jest to też przecież żaden temat tabu. "Prywatyzacja" TPSA polegała na sprzedaży państwowej firmy innej państwowej firmie, tyle że z Francji. Dosyć świeża jest też sprawa próby przejęcia przez (państwowy PFR i państwową PESA) hiszpańskiej firmy Talgo. Hiszpański rząd tak się tego przestraszył, że de facto zablokował sprzedaż.
Nie żyjemy w idealnym świecie
Czy uważam, że co do zasady prywatny kapitał lepiej wydaje środki? Bliżej optymalności? Tak, sądzę, że tak.
Ale nie żyjemy w jakimś idealnym świecie, a w Polsce, gdzie kapitału nie ma, a światowy ład właśnie doznaje radykalnych wstrząsów i na złamanie karku pędzi w kierunku narodowych i regionalnych suwerenności. Przyjście na tę wojnę bez kapitału to jak stawienie się na strzelaninę z nożem.
I właśnie dlatego polubiłem państwowy kapitał. Nie dlatego, że uważam go za najlepszy, ale zwyczajnie za optymalny w takim kraju jak Polska. Nasz kapitał zrównano z ziemią, wywieziono, zamordowano, albo zmarnowano. Nie da się luki kapitału prywatnego zasypać wakacjami składkowymi, uproszczeniem formularzy podatkowych i nawet najbardziej udanym stoiskiem z hotdogami. Nie istnieje taka skala udogodnień dla przedsiębiorców, która pozwoli na akumulację kapitału w stopniu pozwalającym zasypać lukę setek straconych lat.
Czy w związku z tym uważam, że należy jako Państwo kupić Carrefoura? Nie wiem czy należy, ale można. Tak jak można zaryzykować z Izerą i innymi odważnymi pomysłami. Tak jak zaryzykowano z PESA (100 proc. w rękach Skarbu Państwa) czy ratowaniem LOT-u (1mld zysku w 2023).
Bo z tym państwowym kapitałem jest też tak, że przy swoich wszystkich wadach, jest też kapitałem niezmiernie tanim z perspektywy przeciętnego obywatela. Czy ktoś z was zauważy 4 mld wydane na Izerę? Nie. Czy odczujecie kupno Carrefoura? No nie.
Koszty zmarnowanej okazji może jednak już poczuć.
Stawka gry o Carrefour
A co jest finalnie do kupienia? 800 sklepów różnych typów i 40 centrów handlowych. To też skłania niektórych do wersji, w której majątek firmy trafia do paru innych kupców, którzy lepiej dopasują nabytki do swojej oferty.
Z pewnością byłoby to bardzo duże wyzwanie, ale czy znowu wyzwanie przerastające 20 gospodarkę świata? Trzeba by stworzyć nową markę, zrobić rebranding setek nieruchomości, stworzyć nowe linie produktowe. Jest co robić, ale nie brzmi to wszystko jak załogowa misja na Marsa.
Być może byłaby to okazja do wykorzystania prawie 120 letniej marki "Społem", stworzonej jeszcze przez… Stefana Żeromskiego? Może i sama firma powinna pójść w kierunku tworu spółdzielczego, promowanego w ostatnich latach przez różne środowiska polityczne, ale i przecież będące codziennością w krajach skandynawskich.
Tak więc, pomimo braku zdecydowanego zdania w tej kwestii, uważam, że warto się nad tematem pochylić i go przeanalizować, a nie doktrynalnie odrzucać. W dzisiejszych nieoczywistych czasach, nieoczywiste rozwiązania mogą być tymi najlepszymi.
A że tworzy wiele ryzyk? No tworzy, zgadzam się. To zróbmy tak, aby te ryzyka pokonać, a nie po prostu uniknąć. No chyba, że po prostu oddamy sklepy faworytom, czyli ukraińskiej sieci Silpo i odpalimy kolejne tygodnie politycznej afery jak to jest, że Ukraina kupuje polskie sklepy, a nie my ukraińskie.
Zobacz także
