rozmowa o pracę
Dość dziadowania w ogłoszeniach. Przestańcie w końcu marnować czas kandydatów Fot. Vitaly Gariev / Unsplash

Tegoroczna Wigilia przyniesie polskim pracownikom nietypowy prezent. 24 grudnia wchodzi w życie ustawa "Jasne zarobki". Brzmi jak spełnienie marzeń 93 proc.kandydatów, którzy mają dość zgadywania stawek w ogłoszeniach? Nic bardziej mylnego. To prawo to na razie atrapa, a prawdziwa rewolucja – i to bolesna dla branży IT – szykuje się dopiero za kilka tygodni.

REKLAMA

Transparentność wynagrodzeń to od lat Święty Graal rekrutacji, zwłaszcza w sektorze technologicznym. Kiedy rząd zapowiadał ustawę "Jasne zarobki", rynek wstrzymał oddech. Okazuje się jednak, że góra urodziła mysz, a uwaga branży B2B powinna skupić się na zupełnie innym zagrożeniu: nowych uprawnieniach Państwowej Inspekcji Pracy.

Prezent, którego nie można rozpakować

Ustawa wchodząca w życie w Wigilię wprowadza trzy główne zmiany:

  1. Obowiązek podania proponowanej stawki przed nawiązaniem stosunku pracy (a nie w ogłoszeniu!).
  2. Zakaz pytania o zarobki u poprzedniego pracodawcy.
  3. Wymóg stosowania neutralnych płciowo nazw stanowisk.

Gdzie jest haczyk? Jak punktuje Paulina Król z No Fluff Jobs, przepisy są dziurawe jak sito. Pracodawca ma obowiązek ujawnić stawkę, ale ustawa nie precyzuje, na jakim etapie rekrutacji musi to nastąpić. W praktyce? Firmy nadal mogą grać w kotka i myszkę, ujawniając karty dopiero na ostatniej prostej, marnując czas kandydatów.

– Choć treść ustawy de facto niewiele zmienia, jeśli chodzi o wynagrodzenia, to dyskusja wywołana przez tę zmianę jest bardzo potrzebna. Aktualnie widełki proponowanej pensji można znaleźć tylko w ok. ⅓ ogłoszeń o pracy na rynku – komentuje ekspertka No Fluff Jobs.

Nadzieją pozostaje czerwiec 2026 roku. Do tego czasu Polska musi wdrożyć dyrektywę UE o równym wynagradzaniu, która może (choć nie musi) wymusić publikację widełek już w ogłoszeniach. Na razie jednak "Jasne zarobki" pozostają w sferze życzeń.

Koniec eldorado na B2B? PIP wchodzi do gry

O ile ustawa o zarobkach to kapiszon, o tyle plany na początek 2026 roku brzmią jak wystrzał armatni wymierzony w model współpracy B2B.

Zgodnie z zapowiedziami, inspektorzy Państwowej Inspekcji Pracy (PIP) mają zyskać potężne narzędzie: prawo do przekształcania kontraktów B2B w umowę o pracę decyzją administracyjną. Bez sądu, tu i teraz (choć bez rygoru natychmiastowej wykonalności).

Dla branży IT, gdzie ponad połowa ofert to wyłącznie B2B, to scenariusz atomowy.

– To rozwiązanie lubiane zarówno przez pracodawców, jak i przez pracowników. W IT zarobki doświadczonych specjalistów są wysokie, a przy działalności gospodarczej kwota trafiająca na konto jest znacznie wyższa niż na etacie – tłumaczy Paulina Król.

Jeśli inspektor uzna, że programista ma szefa, sztywne godziny i biurko w firmie – "cywilizowany" kontrakt zamieni się w etat. Efekt? Wzrost kosztów dla firm i drastyczny spadek wynagrodzenia netto dla specjalistów ("na rękę").

Podwójne uderzenie w samozatrudnionych

Jakby tego było mało, od 1 lutego 2026 roku przedsiębiorców czeka kolejna podwyżka – wzrost minimalnej podstawy wymiaru składki zdrowotnej.

Kumulacja tych czynników tworzy niebezpieczny miks:

  • Ryzyko prawne: Firmy mogą bać się zatrudniać na B2B, by nie narazić się na kontrolę PIP.
  • Ryzyko finansowe: Samozatrudnienie stanie się droższe.
  • Ryzyko rynkowe: Mniejsza liczba wakatów i większa ostrożność rekrutacyjna.
  • Rok 2026 w polskim HR zapowiada się burzliwie. Zaczynamy od pozorowanej transparentności w Wigilię, by zaraz po Nowym Roku wejść w erę administracyjnego ręcznego sterowania rynkiem pracy. Dla tysięcy specjalistów IT może to oznaczać koniec wolności wyboru formy zatrudnienia.