
Jeśli nie musisz dziś iść do sklepu, to lepiej to sobie odpuść. Na 3 dni z zamkniętymi sklepami Polacy szykują się jak na kataklizm. Kolejki przed piekarniami sięgają dziesiątek metrów, w wielu sklepach nie ma już ani grama mięsa. Przedświąteczny kociokwik osiągnął właśnie masę krytyczną. A potem będzie: jedz, bo się zmarnuje.
Wprowadzenie przed świętami, czyli w grudniu, aż trzech następujących po sobie niedziel handlowych oraz ogłoszenie Wigilii dniem wolnym miało dać odetchnąć ludziom od pracy. A w szczególności sprzedawcom i kasjerom. Obrazki z dzisiejszego poranka dowodzą, że misja okazała się klapą.
Nadciągające 3 dni wolnego i zamkniętych sklepów stały się pretekstem do oblężenia sklepów. Dziś w mojej dzielnicy ludzie dzielą się informacjami o długości kolejek do piekarni. To nie żart. Pod jedną ludzie zaczęli się ustawiać już o 6 rano, przed innymi tworzą się wielometrowe ogonki.
Rozmawiałem rano z sąsiadką. Poszła na bazar godzinę wcześniej niż zwykle, wróciła później, niż normalnie. Ponoć w sklepach nie ma już mięsa, karpia zostały jakieś resztki. I to wszystko przed 9 rano.
– Moja mama kupowała wczoraj (w poniedziałek) mięso w Dino. Dostała dosłownie jeden z ostatnich kawałków. Sprzedawczyni powiedziała, że we wtorek może już nic nie być – opowiada mi koleżanka.
Czytam kolejne doniesienia z lokalnych forów. W jednej z piekarni nie ma już białego pieczywa. Ludzie kupują po 3-4 bochenki chleba i góry bułek. Internauci z różnych miast i miasteczek hurtowo wrzucają zdjęcia ogromnych kolejek sprzed piekarni, cukierni, sklepów mięsnych. Dosłownie w całym kraju ludzie stoją, by coś kupić na święta.
Przypomnę jeszcze tylko, że w Wigilię akurat piekarnie mogą być otwarte, są wyłączone z zakazu handlu. Podobnie jest z cukierniami i lodziarniami.
Kolejki przed świętami. Czy naprawdę nie można inaczej?
Powodów obecnego kociokwiku jest kilka. Przypomnijmy: zgodnie z nowymi przepisami wigilia Świąt Bożego Narodzenia stała się dniem wolnym od pracy. A to oznacza, że sklepy będą zamknięte. Przypomnijmy tylko dla formalności, że Wigilia jako taka nie jest żadnym świętem. Zgodnie z definicją jest to dzień poprzedzający Boże Narodzenie. Religijnie nie ma on wielkiego znaczenia, państwowo tym bardziej.
No ale przecież ludziom trzeba ulżyć. Do tej pory handel w Wigilię był możliwy do określonej godziny, bodajże 14:00. Potem sklepy się zamykały, ludzie szli do domów, robili kolację i świętowali. Obecnie mamy de facto 3 dni świąt. A to oznacza pandemonium zakupowe.
I w ten sposób dochodzimy do drugiej sprawy. To nasze dziwne wyobrażenia i przyzwyczajenia. Kupujemy po prostu za dużo. Ile kromek chleba człowiek dziennie zje? Kilka? Więc w 3 dni zje może pół bochenka, jeśli jest fanem pieczywa. A w święta raczej nie zajadamy się kanapkami, prawda?
Na stołach lądują sałatki, karpie, mięso, barszcz i góry serniczka, na który podobno niektórzy mają osobny żołądek. Efekt jest taki, że po świętach na śmietnikach lądują tony jedzenia a na SOR-ach setki osób z powodu przeżarcia. O pijanych nawet nie wspominając.
Ba, wiele osób resztkami ze świątecznego stołu będzie karmiło swoje domowe zwierzęta. No i one też będą cierpieć, bo ludzkie jedzenie nie nadaje się do tuczenia psów i kotów.
Sporo świątecznego jedzenia (a już na pewno nie zeschnięte pieczywo) nie nadaje się do tego, by oddać je potrzebującym. Pamiętajmy, że jeśli czegoś mamy za dużo (a jest świeże), możemy w wielu miastach oddać potrawy do jadłodzielni. Dzięki temu skorzysta z niego ktoś potrzebujący.
Zobacz także
