butelka wódki na tle stołu z wigilijną zastawą
Powariowaliście z tą wódką? Serio to jest najpotrzebniejszy zakup na Święta? Fot. jarizPJ / Photo by Yanik Flowers / Unsplash / Montaż: INNPoland.pl

Czy zdaniem sklepowych działów reklamy spotkania z rodziną naprawdę nie da się znieść na trzeźwo? Czy Polacy naprawdę marzą o tym, by w święta nażreć się i urżnąć? Skala i liczba promocji na wódkę przechodzi ludzkie pojęcie. W jednym sklepie sprzedawcy dostaną 200 zł za wyciśnięcie rekordu w sprzedaży wody ognistej, w innym zrobili promocję z drugą flaszką za pół ceny.

REKLAMA

W jednej chwili dowiadujemy się, że szefostwo sił sprzedażowych Biedronki postanowiło nagrodzić najlepszych pracowników premią. Ci, którzy sprzedadzą najwięcej wódki i wina mają dostać po 200 złotych ekstra. Wydaje mi się to dość upokarzające. Biedronka zresztą kilka dni temu też rozsyłała SMS-em powiadomienia o promocjach na wodę ognistą konkretnej marki.

A potem widzę, że Lidl nie zostaje w tyle i odpala na święta swoją własną promocję na procenty. Dostałem właśnie wiadomość od tej sieci, że jak kupię jedną butelkę wódki, to drugą będę mógł nabyć 40 albo 50 procent taniej. Skasowałem i nie pamiętam dokładnie ile, bo po prostu nie zamierzam pić wódki w tym czasie. A jeśli już, to na pewno nie spożyję dwóch butelek, nawet jeśli będą w cenie półtorej.

Zastanawiam się, co poszło nie tak. Co siedzi w głowach zespołów sprzedażowych dużych sieci handlowych. "Słuchajcie, zrobiliśmy promocję na karpia, co by tu jeszcze podciągnąć? Hehe, rybka lubi pływać, sprzedajmy dużo, dużo wódki!". Czy naprawdę wódka i inne alkohole to jest coś, co trzeba promować? Ba, gdyby tylko promować. Toż to jest dosłownie pompowanie sprzedaży!

Promocje na alkohol przed świętami. Drodzy sprzedawcy, nie tędy droga

Ja naprawdę rozumiem, że w pierwszy czy drugi dzień świąt można sobie usiąść w fotelu ze szklaneczką whisky, że można wypić wino albo wódeczkę do obiadu. Nie chcę nikomu tego zabraniać, wszystko jest dla ludzi. Ale czy naprawdę promocje na wódkę – i tak niebywale tanią, są czymś, czego potrzebujemy? Jak to jest, że w reklamach sieci sklepów pokazują szczęśliwych, uśmiechniętych ludzi, a potem masowo ślą im reklamy wódeczki, bez której świąt najwyraźniej nie da się zorganizować?

I to wszystko w kraju, który ma naprawdę potężny problem z alkoholem. Oddziały ratunkowe i tak będą pękały w szwach od nawału ludzi z objawami przejedzenia. Najwyraźniej to za mało i trzeba im dodać sporą grupę tych, którzy przesadzili z alkoholem. A następnie z agresją, bo to się jakoś dziwnie łączy.

Sam niedawno liczyłem, ile państwo traci na alkoholu. W skrócie: wpływy z akcyzy są o wiele niższe, niż koszty leczenia alkoholizmu i chorób alkoholem wywołanych. Czy naprawdę nikt w tzw. zespole sprzedażowym nie może powiedzieć "dość"? Nie musimy chyba dokładać tzw. wyzwalaczy osobom z problemem alkoholowym. Są ważniejsze sprawy, niż zysk przedsiębiorstwa.

Alkohol to przecież nie tylko choroby, urazy i zamarznięte zwłoki. To też rozbite rodziny i tragedia dzieci niosących swoje współuzależnienie w dorosłe życie. To cierpiące psychicznie żony i mężowie, rodzice i inni członkowie rodziny. Robienie biznesu na ich problemach to coś niezbyt odpowiedzialnego i moralnego.

Zastanawiam się też, jak to możliwe, że państwo do tej pory nie zrobiło porządku z tym procederem. Przecież nie wychodzi na tym na plus. A sprzeciw tzw. wolnorynkowców nie musi być brany pod uwagę, gdy na szali leży zdrowie i życie milionów ludzi. Promocja na wódkę to naprawdę nie to samo, co promocja na masło. Bez wódki o wiele łatwiej żyć i nie trzeba nikogo namawiać do jej nabycia.