Musi zapłacić 50 tys. zł, bo urzędnik nie wspomniał o jednym szczególe. Liczba poszkodowanych w Polsce rośnie
Pani Jowita z Otwocka musi zapłacić 50 tys. złotych podatku. Nie musiałaby tego robić, gdyby wcześniej wypełniła jeden formularz. O takiej powinności nie wspomnieli jej jednak ani urzędnicy ani notariusz.
By skorzystać z tego przywileju należało jednak spełnić dwa warunki. Po pierwsze – należało być zameldowanym w nieruchomości przynajmniej 12 miesięcy i sprzedać ją w ciągu 5 lat od nabycia. Po drugie – po dokonaniu transakcji trzeba było złożyć w urzędzie skarbowym stosowną informację o zamiarze skorzystania z ulgi. A tego ostatniego pani Jowita nie dopełniła. O konieczności napisania pisma nie poinformował jej ani notariusz ani urzędnicy – pisze „GW”. O wdrożeniu przez urząd skarbowy postępowania wyjaśniającego, kobieta dowiedziała się dopiero w grudniu 2017 roku.
Pani Jowita jest jedną z wielu osób poszkodowanych przez ówczesne przepisy. W 2015 roku skarbówka podliczyła na 58 tys. pewne małżeństwo z okolic Trójmiasta. Urząd zajął im nawet hipotekę, samochód i część emerytury.
W obronie poszkodowanych (a jest to co najmniej kilkaset osób) stanął nawet Rzecznik Praw Obywatelskich. – Ofiary ulgi meldunkowej wpadły w pułapkę nieprecyzyjnych i wielokrotnie zmieniających się przepisów podatkowych – pisał do Ministerstwa Finansów. O bardziej "ludzkie" podejście do sprawy apelował również NSA. Wtedy resort problemu w sposobie działania urzędników jednak nie dostrzegł. Teraz w odpowiedzi na zapytanie "GW" napisał jednak, że trwają analizy "możliwości rozwiązania niewątpliwego problemu, który dotyczy osób nazywanych przez media ofiarami ulgi meldunkowej".