Zamknięcie Lotniska Chopina to dociśnięcie wieka trumny dla stolicy. W Europie pukają się w głowę

Konrad Bagiński
Można dyskutować o tym, czy budowa Centralnego Portu Lotniczego ma sens. Ale o zamknięciu lotniska Chopina, co zapowiadają politycy partii rządzącej, nawet nie warto. Chyba, że celem PiS jest degradacja stolicy i uczynienie z niej miasta bez lotniska - ewenementu na skalę całej Europy. A przy okazji zabicie jej roli biznesowej i turystycznej.
Lotnisko Chopina jest wielkim atutem biznesowym i turystycznym Warszawy Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Patryk Jaki, kandydat Prawa i Sprawiedliwości na prezydenta Warszawy, dwoi się i troi, by przekonać do siebie mieszkańców. Zapewnia też, że lotnisko na Okęciu nie zostanie zamknięte. Tymczasem jego partyjni koledzy wbijają mu w plecy nóż, podkreślając, że los tego portu lotniczego jest przesądzony i będzie on "wygaszany".

Jaki stoi więc nad Lotniskiem Chopina okrakiem, udając, że broni jedynego w tej chwili portu lotniczego w Warszawie. Ale musi, bo dla stolicy zamknięcie lotniska im. Chopina jest wręcz zabójcze.

Można się spierać, czy idea budowy Centralnego Portu Lotniczego pod Baranowem ma sens. Ta koncepcja ma zwolenników i przeciwników. Faktem jest, że możliwości rozwoju Okęcia skończą się za kilka, może kilkanaście lat. Podobnie będzie z lotniskiem w Modlinie, choć obecnie możliwości jego rozwoju blokują nominowane przez rząd władze województwa mazowieckiego.


Każda stolica ma lotnisko
Według zwolenników zamknięcia Okęcia, jest ono lotniskiem w środku miasta, a takie nie mają racji bytu. To akurat nieprawda. W Londynie działa Heathrow (ponad 70 mln pasażerów rocznie), ale w centrum brytyjskiej stolicy znajduje się też zbudowane w latach 80. lotnisko London City (4,5 mln pasażerów). Mniejsze, ale dla całej Wielkiej Brytanii piekielnie ważne. Dzięki temu już w pół godziny po lądowaniu można siedzieć w biurze w centrum miasta.

Warto też zauważyć, że olbrzymie Heathrow nie znajduje się 50 km od centrum miasta, ale o połowę bliżej. Na dodatek można do niego dojechać metrem. Londyn ma jeszcze lotnisko Stansted, przeznaczone dla tanich linii i obsługujące ponad 23 mln pasażerów rocznie.

Identycznie jest w Paryżu. Lotnisko Orly (ok. 26 mln pasażerów rocznie) znajduje się ok. 15 km do ścisłego centrum miasta. Z drugiej jego strony, ok. 23 km od katedry Notre Dame mamy olbrzymi port Roissy – Charles de Gaulle (ok. 60 mln pasażerów rocznie).

Również w Berlinie, który buduje sobie (z opłakanym skutkiem) wielki port lotniczy, już opóźniony o kilka lat i z kilkukrotnie przekroczonym budżetem, istnieją dwa lotniska. Port lotniczy Berlin Tegel (10 mln pasażerów rocznie) jest oddalony od centrum miasta jedynie o 10 km i można do niego dojechać komunikacją albo taksówką.

Berlin-Schönefeld, czyli większe lotnisko niemieckiej stolicy, jest położone ok. 23 km od centrum miasta. Na razie obsługuje jedynie ok. 2 mln pasażerów rocznie, ale tuż obok buduje się wspomniany wielki port, który ma przejąć cały ruch lotniczy Berlina.

Ta koncepcja jest akurat bliska idei budowania w Polsce CPL. Z tą jednak różnicą, że na Schönefeld można dojechać kolejką w niespełna pół godziny, a do Baranowa mamy 50 km i nie dojeżdża tam żaden pociąg, metro czy inna komunikacja. Jest tylko coraz bardziej zakorkowana autostrada.

Sabotaż dla Warszawy
Zapowiedzi zamknięcia Okęcia dosadnie podsumowuje Krzysztof Adam Kowalczyk, kierownik działu ekonomicznego dziennika Rzeczpospolita. – Ilekroć spotykam menedżerów wielkich zachodnich firm, które już zaokrętowały w naszym mieście, tylekroć obok pochwał dla rozwiniętego rynku biurowego, powtarza się to: „a najważniejsze, że macie lotnisko tak blisko centrum, tylko 20 minut taksówką". To pozwala w Warszawie umawiać się na spotkania biznesowe, zwoływać jednodniowe narady międzynarodowych korporacji. Lotnisko Baranów pozbawi Warszawę tego atutu. Można wręcz powiedzieć, że zamknięcie Okęcia to dla stolicy Polski sabotaż – ocenia Kowalczyk.