GetBack - afera PO czy PiS? Polityczne powiązania "drugiego Amber Gold"

Mariusz Janik
Z jednej strony – młot na PiS. Ma nim być komisja śledcza ds. GetBack, która – tego nikt właściwie nie ukrywa – będzie odpowiednikiem komisji wyjaśniającej aferę Amber Gold, która swego czasu nieźle poharatała Platformę Obywatelską. Z drugiej strony leżą grabie – bo też rozmaici politycy Prawa i Sprawiedliwości powtarzają, że zwołując speckomisję PO „wejdzie na grabie”. W domyśle: uderzy się sama.
Afera GetBack, powiązania z PiS i PO. Gala "Człowiek Wolności" tygodnika wSieci i wręczenie nagrody nowej prezes Trybunału Konstytucyjnego, Julii Przyłębskiej. GetBack widnieje tu jako "partner wspierający" imprezy. Fot. Adam Stępień (AG) / YouTube
Jedno nie wyklucza drugiego. Stosunkowo łatwo jest też zorientować się, jak rozkładają się zarzuty obu partii wobec siebie: PO zmierza do rozliczenia ostatnich dwóch lat w historii GetBack, z kolei zarzuty PiS odnoszą się przede wszystkim do kilku pierwszych lat działalności okrytej już czarną sławą windykacyjnej firmy.

Wrocławski układ Zdrojewskiego
– W tle spółki GetBack stoją ludzie bliscy PO – tak podsumowywał sytuację szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, Michał Dworczyk, cytowany przez portal niezalezna.pl. – Warto przypomnieć politykom Platformy Obywatelskiej, że to znajomy Grzegorza Schetyny, lidera tej formacji, założył GetBack, a jego bank sprzedawał obligacje klientom indywidualnym. To się wszystko zdarzyło za rządów PO – dowodził.


Cóż, nietrudno się domyślić, o co chodzi ministrowi. Według obiegowej – trudnej do udowodnienia, ale bardzo atrakcyjnej medialnie – opinii od 1989 roku Wrocławiem rządzi, dosłownie i w przenośni, towarzyski układ dawnych działaczy Niezależnego Zrzeszenia Studentów ze Śląska, skupiony wokół Bogdana Zdrojewskiego. Zdrojewski to z kolei weteran PO: w latach 1990-2001 prezydent Wrocławia, potem senator, poseł, minister kultury w latach 2007-2014, a od kilku lat – europarlamentarzysta.

Z tego samego środowiska mają się wywodzić obecny prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, poseł i kolejny weteran Platformy Jacek Protasiewicz, europoseł (akurat PiS) Ryszard Czarnecki, czy wreszcie przewodniczący PO Grzegorz Schetyna i Leszek Czarnecki, jeden z najbogatszych Polaków – i założyciel GetBack.
Prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz (pierwszy z prawej), twórca GetBack Leszek Czarnecki (w środku), kard. Henryk Gulbinowicz.Fot Łukasz Giza / Agencja Gazeta
– Nie znam się na windykacji – kokietował Leszek Czarnecki w udzielonym niedawno wyjątkowym wywiadzie, w którym opowiedział o GetBack. Bez względu na to, czy o powstaniu firmy zadecydował on, czy zatrudnieni przez niego menedżerowie – faktem pozostaje, że za spółką stoi imperium Czarneckiego. W 2012 r. wysupłało ono 4 mln złotych na stworzenie spółki, cztery lata później sprzedało ją za 825 mln zł.

Stąd zarzut, jakoby najbardziej na GetBack mieli skorzystać „znajomi Grzegorza Schetyny” – wzmocniony dodatkowo argumentem, że w gronie banków najgorliwiej zachęcających klientów do zakupu obligacji feralnej firmy znalazł się należący do wrocławskiego biznesmena Idea Bank. Dziś Czarnecki twierdzi, że inwestor, który dwa lata temu odkupił od niego firmę, rozmontował „bezpieczniki”, które zostały umieszczone w wewnętrznych regulaminach spółki – z czego ochoczo miały skorzystać zarząd i rada nadzorcza spółki. Z kolei należące do Czarneckiego banki, które sprzedawały na wyrost obligacje GetBack, mają zwracać klientom pieniądze.

"Najbardziej wpływowa kobieta w Polsce"
Ale to nie jedyne powiązania między PO, a GetBack, jakie chcieliby zaakcentować politycy PiS. – Zapytamy pana Schetynę, czy zna pana Czarneckiego, obydwaj są z Dolnego Śląska, Jerzego Buzka, prominentnego polityka Platformy, czy zna Alicję Kornasiewicz, jakie relacje go wiążą i czy nie jest mu wstyd, że ta pani firmowała spółkę GetBack, posła Myrchę, czy rzeczywiście jest tak, że w kancelariach, w których pracował, obsługiwał obligacje, które były emitowane przez GetBack – zapowiadał Bartosz Kownacki z PiS podczas konferencji.

Jeśli w przypadku Leszka Czarneckiego można mówić, że zrobił na stworzeniu i sprzedaży GetBack dobry interes, a obłąkańczą promocją obligacji zajmowało się kilka banków – w tym państwowy PKO BP – to zarzut dotyczący Alicji Kornasiewicz może być dla opozycji relatywnie bolesnym ciosem. W gabinecie Jerzego Buzka Kornasiewicz piastowała funkcję sekretarza stanu w ówczesnym Ministerstwie Skarbu Państwa, kilka lat później jeden z magazynów okrzyknął ją „najbardziej wpływową kobietą w Polsce”, w 2010 r. wreszcie została ona prezesem Pekao S.A. (na nieco ponad rok).

Wiosną 2017 roku była działaczka Unii Wolności wylądowała w radzie nadzorczej GetBack. Sprawowała tę funkcję w gorącym okresie, kiedy firma wchodziła na giełdę i zrezygnowała z niej dopiero w ostatnich dniach kwietnia, kiedy z mozołem budowana legenda „gwiazdy giełdy” legła w gruzach. To, na ile mogła zdawać sobie sprawę z kłopotów nadzorowanej przez siebie firmy, wyjdzie zapewne dopiero w śledztwie (choć Leszek Czarnecki sugerował, że RN GetBack miała swój udział we wpędzaniu spółki w kłopoty).
Alicja Kornasiewicz, niegdyś polityk Unii Wolności, potem menedżer w bankowości, od 2017 r. - w radzie nadzorczej GetBack.Fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta
Nic nie wiadomo o tym, na ile wspomniany przez Kownackiego poseł Arkadiusz Myrcha był zaangażowany w „obsługę obligacji GetBack”. Myrcha jest z zawodu radcą prawnym, od 2015 r. posłem, więc można zakładać, że jeżeli nawet miał w którejś z kancelarii do czynienia z GetBack – było to w okresie, kiedy spółka należała do Leszka Czarneckiego i nie zadłużała się jeszcze w takim stopniu, jak miało to miejsce w ostatnich dwóch latach.

Jak GetBack zdobywał przychylność PiS
W gruncie rzeczy można by zatem powiedzieć, że komisja śledcza powinna być na rękę politykom PiS, gdyż – podobnie jak w przypadku komisji ds. Amber Gold – mogłaby pokazać skalę „układu”. Problem polega na tym, że tak jak instytucje finansowe i pośrednicy rzucili się do sprzedawania obligacji windykatora (ich zapał uzasadnia też fakt, że warszawska giełda od miesięcy, jeżeli nie lat, tkwi w marazmie), tak i politycy wszelkiej opcji nie mogli się oprzeć pieniądzom prywatnych darczyńców. A GetBack miał ciąg na polityków partii rządzącej.

Zarzuty opozycji są dosyć jasne. Firma miała stopniowo zdobywać przychylność PiS, sponsorując imprezy związane z partią rządzącą: była sponsorem gali, na której nowa prezes Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska otrzymała tytuł „Człowieka Wolności”. GetBack został też sponsorem strategicznym gali „Gazety Polskiej”, podczas której nagrodzono prezesa Jarosława Kaczyńskiego, obecnego premiera Mateusza Morawieckiego i Andrzeja Gwiazdę. Te zarzuty można stosunkowo łatwo potwierdzić, zaglądając do materiałów promocyjnych wspomnianych imprez.

Nie ma też wątpliwości, że GetBack grał na zbliżenie się do instytucji i organów państwa. Firma była znana ze skupowania wierzytelności instytucji państwowych, a jej były już prezes miał wytykać premierowi Morawieckiemu, że skupił wierzytelności o łącznej wartości 4 mld zł, na czym państwo zarobiło 400 mln zł, co było znacznym wsparciem dla polityki obecnych władz. W rewanżu miał oczekiwać od rządu takiej pomocy, która nie pozwoliłaby firmie upaść. Kwestia miała się przewinąć w listach, jakie prezes miał kierować do premiera. Także ojciec szefa rządu, Kornel Morawiecki, miał interweniować w sprawie spółki, argumentując, że firma „wsparła obóz wolnościowy”. – Mateusz powiedział mi, żebym się sprawą nie interesował – ucinał Kornel Morawiecki.
Kornel Morawiecki (pierwszy z prawej) w towarzystwie m.in. prezydenta Wrocławia, Rafała Dutkiewicza (trzeci z prawej).Fot. Mieczysław Michalak / Agencja Gazeta
Bez większego problemu można też ustalić, że Marzena Paczuska (doradca prezesa TVP) i Anna Paczuska (wiceprezes GetBack) nie są spokrewnione.

Służby "chroniły" GetBack?
W tym miejscu zaczynają się jednak spekulacje. – GetBack to spółka ludzi z PiS z parasolem ochronnym służb specjalnych – tak podsumowywał sytuację poseł Krzysztof Brejza. Zwolennicy tej teorii nie są w stanie wskazać ludzi PiS w samej spółce, podkreślają zatem polityczne zaangażowanie i podchody menedżerów firmy pod rząd PiS, zaskakującą i długotrwałą bezczynność instytucji państwowych (od Komisji Nadzoru Finansowego po prokuraturę), czy plotki o tym, że GetBack chciał budować wśród polityków PiS własną „frakcję”, która miałaby pilnować interesów firmy w środowisku politycznym.

Można próbować szukać argumentów na poparcie tej tezy. – Nie działały KNF, służby specjalne i prokuratura. To mogło być spowodowane tym, że wrażenie politycznego parasola ochronnego dawanego przez władze paraliżowało te instytucje – przekonywał Sławomir Neumann, poseł PO.

Poszczególne elementy próbują kleić ze sobą tropiciele sensacji. Cóż, jeszcze 28 lutego, na kilka tygodni przed wybuchem afery, prezes GPW Marek Dietl wręczył firmie nagrodę za dokonania na giełdowym parkiecie. Audytorem firmy był Deloitte – firma, w której pracował niedoszły prezes GPW z nadania Mateusza Morawieckiego, Rafał Antczak (dziś w PKO BP). KNF nie dość, że wpuścił GetBack na giełdę, to zareagował dopiero, gdy wybuchł skandal, choć o tym, że firma jest na potężnym minusie i nagina rzeczywistość w swoich raportach w branży, miało szumieć od miesięcy. Podobnie miała zachowywać się prokuratura. Wszystkie te teorie pozostają jednak wyłącznie teoriami – dopóki nie potwierdzą ich śledczy, prokuratorzy czy właśnie komisja śledcza, na długo (może na zawsze) takimi pozostaną.