Nie zatrzymają polskich lekarzy przed ucieczką. "Odejdą ze szpitali. Rząd nie ma dla nas szacunku"

Mariusz Janik
Diabeł tkwi w szczegółach: od protestu lekarzy rezydentów nie minęło nawet pół roku, a już porozumienie – które wówczas zażegnało spór z resortem zdrowia – zaczyna się sypać. Jak podkreślają lekarze, rząd kroczek za kroczkiem pogarsza uzgodnione wówczas warunki. Jakby sondował, jak daleko może się posunąć, bez ponownego zantagonizowania rezydentów. To samobójcza metoda, bo pozorne ustępstwa nie będą w stanie zatrzymać lekarzy w Polsce. A bez nich szpitale będzie można wyłącznie pozamykać.
Lekarze rezydenci - zarobki. Domagają się nie tylko wyższych zarobków, ale też zwiększenia wydatków na służbę zdrowia do 6,8 proc. PKB. Fot. Bartosz Banka / Agencja Gazeta
Lekarz będzie mógł dostać dodatkowe pieniądze, jeżeli zadeklaruje, że po zakończeniu specjalizacji będzie pracować w Polsce, w podmiocie wykonującym działalność leczniczą, który ma umowę o udzielanie świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych – tak podsumował propozycje zawarte w projekcie stosownej ustawy minister zdrowia Łukasz Szumowski na antenie Radia ZET.

Chodzi o ustawę o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych – akt prawny, który miał uregulować sytuację w służbie zdrowia i miał zawierać zapisy, na które czekali lekarze rezydenci. Projekt ustawy został już przyjęty przez rząd i wylądował w Sejmie. Jak podkreślał minister Szumowski – z nadzieją, że posłowie zajmą się nim w najbliższych dniach.


Dodatkowe pieniądze dla służby zdrowia
Szkopuł w tym, że projekt ustawy zawiera drobiazgi, o których wcześniej nie było mowy. Idealnym przykładem jest deklaracja, którą wygłosił szef resortu na antenie Radia ZET. Z jednej strony o dodatkowych pieniądzach dla służby zdrowia była już mowa w lutowym porozumieniu z rezydentami. Z drugiej strony, dodatki miały objąć tych lekarzy, którzy decydują się pracować w Polsce – a ostatecznie najwyraźniej postawiono dodatkowy warunek: w określonych placówkach w Polsce, pracownikom prywatnych placówek wara od dodatkowych pieniędzy.
Premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski (pierwszy z prawej). Rząd przyjął projekt ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Już pierwotna wersja tych zapisów budziła w środowisku lekarskim kontrowersje. – Propozycja dodatkowego wynagrodzenia dla lekarzy rezydentów wywołała w naszym środowisku burzliwą dyskusję – mówi w rozmowie z INNPoland.pl Damian Patecki, przewodniczący Porozumienia Rezydentów Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy i autor bloga Damian Mówi. – Część z nas, ze mną włącznie, była przeciwna podpisywaniu porozumienia z taką ofertą. Za pracę lekarza należy się wynagrodzenie, a nie jakiś rodzaj bonów do odpracowania – podkreśla.

– Ministerstwo odeszło od porozumienia i oceniam to jednoznacznie negatywnie. Na coś się umawialiśmy, mieliśmy to podpisane, nie ma powodu, żeby tamte porozumienia modyfikować – dodaje. Kwestia wynagrodzeń to zresztą nie jedyny taki przykład. – Mam wrażenie, że resort traktuje nas z pozycji siły: sprawdza jak dalece można pogorszyć zawartą umowę, nie wywołując kolejnego protestu. To polityka w najbardziej brutalnym wydaniu – podsumowuje.

Dysproporcja zarobków lekarzy w Polsce i na Zachodzie
Ale trudna relacja między resortem a środowiskiem lekarskim bardziej przypomina zabawę w kotka i myszkę. Resort zawęził kryteria przyznawania dodatkowych wynagrodzeń, ale próbuje tę decyzję osładzać, np. budżet centralny miałby płacić za dyżury lekarzy rezydentów. – Do tej pory płacił za nie szpital. Wynegocjowałem, że za dwa obowiązkowe dyżury zapłaci państwo – podkreślał Szumowski. Zapewniał też w Radiu ZET, że spotkania z lekarzami to nie tylko dyskusje o pieniądzach, ale też o „wprowadzeniu pewnych zasad, uporządkowaniu systemu”.
Zarobki początkującego lekarza w Niemczech sięgają 2000 euro i rosną każdego roku do poziomu 2500 euro. Do tego dochodzi też wynagrodzenie za dyżury.Fot. 123rf.com
Tyle że „porządkowanie systemu” nie będzie miało znaczenia, jeżeli w systemie będą pracować jedynie niedobitki. Jak szacują dziś środowiska lekarskie, przeciętna płaca lekarza rezydenta w Polsce sięga około 2800 złotych, proponowany przez resort zdrowia w projekcie ustawy „dodatek” to jakieś 600-700 złotych. W sumie robi się około 3500 złotych. – Generalnie, jak się popatrzy na tę nędzę w służbie zdrowia, na te niskie pensje – dodatek to całkiem znaczące pieniądze – kwituje Daniel Patecki. – To jednak na tyle niewiele, że nikogo nie powstrzyma przed emigracją zarobkową – ucina.

I rzeczywiście, zestawienie liczb wciąż wypada szokująco. Początkujący lekarz rozpoczynający specjalizację w Niemczech może liczyć na 2000 euro miesięcznie „na rękę” i co roku kwota wzrasta, aż do 2500 euro, za dyżury Niemcy płacą jeszcze 1200-1500 euro. W Szwecji początkujący rezydent może liczyć na 2500 euro i nawet zachłanny szwedzki fiskus nie umniejsza atrakcyjności tego uposażenia. W Wielkiej Brytanii lekarz rezydent zarabia 26-30 tysięcy funtów rocznie. Szwajcarska pensja lekarza rezydenta to 7 tysięcy franków szwajcarskich.

Można też bez większych wątpliwości zakładać, że poza fatalnymi zarobkami polskich lekarzy zniechęca do pracy w ojczyźnie traktowanie ich „per noga”. – Ilekroć zaczynamy szczerze i głośno protestować, a sprawą zainteresują się media, ministerstwo wycofuje się z proponowanych zmian – mówi Patecki. – Takie praktyki może nie doprowadzą do nowego protestu, może skończy się na tym, że lekarze przestaną wierzyć w jakieś „nowe otwarcia” i odejdą ze szpitali, w których spędzali po 300 godzin w miesiącu. Nie ma powodu poświęcać całego życia na rzecz szpitala, kiedy rząd nie potrafi traktować nas z szacunkiem – kwituje.