Czy Smarzowski pobije Vegę jego własną bronią? Dzięki kolejnym skandalom "Kler" idzie na rekord
Nakręcił „Wołyń” i stał się bohaterem narodowym, ale film zarobił średnio. Zrobił „Kler”, prawica miesza go z błotem, ale bilety sprzedają się jak świeże bułeczki, w wielu kinach zostały już wyprzedane na najbliższe dni. Czy Smarzowski ma szansę zrobić kasowy hit?
Na razie najbardziej dochodowym polskim filmem jest "Twój Vincent". Ale nie jest do końca polski, to międzynarodowa koprodukcja, wypuszczona na świat w wielu wersjach językowych i z międzynarodową obsadą. Film do tej pory zarobił ok. 115 mln złotych przy kosztach produkcji szacowanych na ok. 22,6 mln zł.
Vega jest niewiele gorszy. Tylko w Polsce i tylko na jednym filmie - "Pitbull. Niebezpieczne kobiety" zarobił 60 mln złotych. Ta produkcja ściągnęła do kin prawie 3 mln widzów. "Botoks" okazał się nieco mniej dochodowy – z widownią przekraczającą 2,3 mln widzów przyniósł prawie 49 mln złotych przychodu.
Jaki będzie wynik "Kleru" – czas pokaże, ale już dziś widać, że zainteresowanie widzów jest olbrzymie. W wielu warszawskich kinach nie można dostać biletów na piątkową premierę, szczególnie na popołudniowe pokazy.
Koszty produkcji filmu "Kler"
Smarzowski w końcu zrobił film stosunkowo niedrogi. Jego poprzednia produkcja, czyli "Wołyń", kosztowała prawie 20 mln złotych. "Kler" został zrobiony za niespełna 10,5 miliona. To – jak na film – pieniądze naprawdę niewielkie.
Budżet "Quo vadis" z 2001 roku wyniósł ponad 76 milionów, dwa filmy o Janie Pawle II ("Karol…") kosztowały 48 i 35 milionów, a "Bitwa pod Wiedniem" – 44 mln. Żaden z tych czterech filmów w kinach nie zarobił nawet na koszty swojej produkcji.
Mistrzem optymalizacji kosztów w świecie filmu jest wspomniany Patryk Vega. Znany jest z tego, że tnie je do minimum i robi filmy kosztujące ok. 5 mln złotych. Jego inwestorzy są zachwyceni i Vega nie musi narzekać na brak środków na filmy. Pracuje szybko. Na nakręcenie dwóch ostatnich części swojego "Pitbulla" potrzebował ledwie 45 dni zdjęciowych.
Darmowy marketing
Co ważne, "Kler" ma świetną promocję. I to taką, przy której nic w zasadzie nie trzeba robić. Już ma łatkę filmu zakazanego, wyklętego, niedostępnego w wielu kinach należących do miast rządzonych przez PiS. Ludzi nie trzeba namawiać do oglądania, sami zapowiadają, że na seanse będą walili drzwiami i oknami. Smarzowski może pokazać się na kilku wywiadach i nie musi sztucznie podgrzewać atmosfery, jak to ma w zwyczaju Vega. Poza tym nikt go nie posądza o to, że filmy robi dla pieniędzy.
O "Botoksie" Vegi też było bardzo głośno przed premierą, ze względu na podejmowaną tematykę (aborcja, polska służba zdrowia). Do treści filmu odnosili się lekarze, zarzucając reżyserowi manipulacje. Ale "Kler" pod względem darmowego rozgłosu zdecydowanie go przebija.