Takie rzeczy tylko w Polsce. Kuriozalna prowokacja skarbówki znalazła swój finał

Mariusz Janik
O prowokacji urzędniczek lokalnej Izby Administracji Skarbowej w Olsztynie usłyszała już chyba cała Polska: urzędniczki poszły do warsztatu samochodowego i poprosiły o wymianę żarówki w aucie. Mechanik zmienił im żarówkę na własną, „prywatną” – a całą operację wycenił sobie na 10 złotych. W odpowiedzi dostał mandat na 500 złotych.
Mechanik wymienił żarówkę "klientkom" z własnych zasobów, za co miał chcieć "jakieś 10 złotych". Dostał 500 złotych mandatu. Fot. 123rf.com
Z pozoru sprawa była prosta: do warsztatu w Bartoszycach zgłosiły się dwie panie z prośbą o wymianę żarówki w samochodzie. Warsztat nie prowadził sprzedaży, mechanik sięgnął więc do prywatnego zasobu i żarówkę wymienił. Zapytany o cenę tej operacji, miał odpowiedzieć (a według obu pań z Izby „zażądać”): „da pani jakieś 10 złotych”.

Skończyło się na mandacie, który obie „klientki” wystawiły mechanikowi tuż po całej sytuacji. Sąd postawił wówczas na kompromis – uznał mechanika winnym zarzucanego czynu, ale odstąpił od wymierzenia my kary. Taki wyrok zapadł raz jeszcze, gdyż skarbówka apelowała, zarówno za pierwszym razem, jak i po powtórzonym wyroku.


Z drugiej apelacji jednak olsztyńska Izba postanowiła się w końcu wycofać. – Naczelnik Urzędu Skarbowego w Bartoszycach wycofa apelację od wyroku Sądu Rejonowego w Bartoszycach – poinformowała „Gazetę Wyborczą” rzeczniczką Izby, Renata Kostowska.

– Sprawa zostanie zakończona na etapie wyroku skazującego uznającego oskarżonego winnym popełnienia zarzucanego mu czynu, jednocześnie odstępującego od wymierzenia kary i nie dopatrującego się żadnych uchybień ze strony pracowników urzędu skarbowego – podsumowała. Pod nosem powtarzamy tylko pytanie: ile ten spektakl w sumie podatnika kosztował.