"Lot z piekła". Mimo 50 stopni na pokładzie, piloci nie zgodzili się na lądowanie

Mariusz Janik
Ten lot pasażerowie linii lotniczych S7 Airlines, znanych też jako Siberia Airlines, zapamiętają na długo. Awaria systemu klimatyzacji na pokładzie skończyła się dramatycznym skokiem temperatury, do poziomu 45-50 stopni C. Mimo protestów pasażerów piloci uznali, że samolot dotrze do portu docelowego. Tak też się stało.
Samolot linii S7 Airlines na moskiewskim lotnisku. Fot. 123rf.com
„Lotem z piekła” nazwały ten rejs media. Gdy pasażerowie wsiadali do maszyny na lotnisku w Nowosybirsku, temperatura na zewnątrz spadła do minus 25 stopni. W maszynie również było „rześko”, prawdopodobnie około kilkunastu stopni na plusie. Załoga postanowiła zatem włączyć grzanie.

Jeszcze przed startem okazało się, że system klimatyzacji nagrzewa się i wydziela niepokojący zapach. Wkrótce później zaczęło się robić gorąco. – Przyłożyłem rękę do miejsca, skąd leciało powietrze i uczucie było takie, jakby powietrze się gotowało – relacjonował Władimir Szachrin, piosenkarz, który wykupił ten lot. – To było dobre 45-50 stopni – dodawał.


Prośby o lądowanie
Pasażerowie zaczęli narzekać na duszności, co najmniej dwie osoby wymagały interwencji załogi i kompresu wyziębiającego. Mimo nalegań, żeby zawrócono lub wylądowano po drodze do docelowego portu w Jekaterynburgu, załoga uznała, że nie ma zagrożenia dla bezpieczeństwa lotu. W efekcie pasażerowie spędzili około dwóch godzin w spowodowanym awarią klimatyzacji ukropie.

Z relacji osób, które znalazły się na pokładzie samolotu, ma wynikać, że jedna ze stewardess przyznała, iż nie jest to pierwsza taka awaria na pokładzie tej maszyny (Embraer E-70). Nic zatem dziwnego, że specjalna komisja śledcza z Jekaterynburga ogłosiła wszczęcie dochodzenia w tej sprawie.