"Szeregowy poseł PiS" odwołał podwyżki prądu. Rząd główkuje teraz, jak to zrobić

Marcin Długosz
Jarosław Kaczyński nie chce, by Polacy płacili więcej za prąd. Rząd rozważa w tej chwili kilka propozycji, w jaki sposób nie drenować budżetów gospodarstw domowych i jednocześnie nie zmniejszyć dochodów państwa.
Jarosław Kaczyński nie chce, by Polacy płacili więcej za prąd Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Informacje o tym, że negocjacje w sprawie cen prądu przeniosły się na najwyższy polityczny szczebel przynosi środowy „Dziennik Gazeta Prawna”. Według informacji gazety przeciwny podwyżkom jest sam Jarosław Kaczyński.

Problemem pozostaje sposób w jaki rząd miałby wpłynąć na zahamowanie podwyżek. W przypadku odbiorców indywidualnych sprawa na razie rozmyła się chwilowo sama – 18 grudnia minął bowiem termin zatwierdzenia ewentualnych podwyżek przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki. A bez jego zgody koncerny nie mogą kiwnąć palcem.

Teraz prezes URE dał im czas na złożenie kolejnych korekt wniosków do 3 stycznia. Jego zdaniem podwyżki na poziomie 25 proc. to zbyt dużo.


Warianty działań
Na rządowym stole leży ponoć kilka scenariuszy. Część z nich, jak utworzenie funduszu rekompensat albo obniżenie akcyzy na energię, było znanych już wcześniej. Rządzący rozważają także inną możliwość w postaci obniżenia stawki VAT. Tyle, że zejście z 23 do 8 proc. będzie kosztować budżet ok. 8 mld złotych. A taka kwota może okazać się nie do udźwignięcia dla przyszłorocznego budżetu.

Inna sprawa, że Polacy prędzej czy później i tak odczują drożejącą cenę energii. Krzysztof Kilian, były prezes Polskiej Grupy Energetycznej, twierdzi, że gdy minie okres rządowych rekompensat (a te planowane są wstępnie na rok), zamiast 30 proc. podwyżki dostaniemy rachunki wyższe o... 100 proc.