"Chemia" na polskich talerzach. Kontrolerzy żywności o raporcie NIK: "Tania manipulacja"

Arkadiusz Przybysz
Raport NIK nie zostawił suchej nitki na organach kontroli żywności w Polsce. Najwyższa Izba Kontroli twierdzi, że sprzedawane w Polsce jedzenie nie jest prawidłowo sprawdzane, a w efekcie konsumenci spożywają nadmiar chemii i ulepszaczy - ok. 2 kg rocznie na głowę(!). Wywołany do tablicy GIS mówi o taniej manipulacji kontrolerów. Dietetycy uspokajają zaś - nie każdego E trzeba się bać.
Czy trzeba się bać gotowej, wysoko przetworzonej żywności? Wladyslaw Czulak / Agencja Gazeta
Nie każda żywność może być sprzedawana świeża i wolna od jakichkolwiek konserwantów czy dodatków. To zdanie, choć pachnie banałem, nie powinno nikogo dziwić. Konserwanty czy poprawiacze smaku są powszechnie stosowane w przemyśle żywieniowym. Inaczej nie dałoby się tej żywności przewieźć na długie dystanse czy zaoferować konsumentom gotowych dań bezpośrednio do podgrzania w mikrofalówce.

-Należy jednak mieć na uwadze, że współczesny konsument żądając produktu najwyższej jakości i możliwie długim terminie przydatności do spożycia nie przyczynia się do minimalizacji zastosowania dodatków chemicznych przez producentów żywności - mówi w rozmowie z Innpoland Anna Gramza-Michałowska, Kierownik Katedry Technologii Gastronomicznej i Żywności Funkcjonalnej Wydziału Nauk o Żywności i Żywieniu Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.


Coraz częściej pojawiają się jednak głosy, że dodatki do żywności nie są tak bezpieczne, jak zapewniają ich producenci. Wątpliwości zasiał dzisiejszy raport Najwyższej Izby Kontroli.

Jak możemy w nim przeczytać, przeciętny Polak zjada aż 2 kilogramy takich dodatków w ciągu roku, a niektóre dzieci przekraczają normy spożycia tego typu składników diety o dobre 500 procent. Wnioski z raportu sprowadzają się do tego, że w Polsce w zasadzie kontrola dodatków stosowanych w jedzeniu nie istnieje. Lub - jak kto woli - istnieje tylko w teorii.

Rzecznik GIS: Raport NIK manipuluje
Alarmistyczny ton raportu studzi rzecznik prasowy Głównego Inspektoratu Sanitarnego, Jan Bondar. Wskazuje on na problemy z metodologią raportu.

– NIK badał znakowanie produktu i zestawiał to z badaniami jakości zdrowotnej (przekroczenia, zastosowanie dodatków niedozwolonych), czyli porównywał ze sobą dwie różne rzeczy - wyjaśnia Bondar. - Moim zdaniem, taka tania manipulacja i wiele innych zawartych w raporcie (lub brak wiedzy) nie przystoi tak szacownej instytucji – dodaje.

Co więcej, jego zdaniem fakt, że w badanych produktach znalazły się dodatki niewymienione na etykiecie niekoniecznie musi oznaczać problem. Jak wyjaśnia rzecznik, jeśli produkt składa się z kilku składników i dana substancja dodatkowa jest częścią jednego z tych składników, a w produkcie końcowym występuje w niewielkich ilościach, wtedy nie musi być wymieniony na etykiecie.

– Produkty zbadane na polecenie NIK mogły być więc zgodne z przepisami i nie musiały być traktowane jako produkty zafałszowane – konkluduje Bondar.

Co jest w jedzeniu?
Co w takim razie znajduje się w żywności? Aby substancja dodatkowa mogła być dopuszczona do żywności musi posiadać ocenę bezpieczeństwa dla zdrowia. W Unii Europejskiej żywność ocenia Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności. Na ten fakt również zwraca uwagę Bondar.

– Zawarte w raporcie sugestie, że dodatki przyczyniają się do rozwoju chorób nie są poparte żadnymi dowodami opublikowanymi w czasopismach naukowych – mówi. – Gdyby takie stwierdzenia były poparte dowodami naukowymi, Komisja Europejska natychmiast wprowadziłaby zmiany do przepisów unijnych ograniczające lub eliminujące dodatki niosące ww. zagrożenia – dodaje.

Co więcej, nie każde “E” jest tajemniczą i nieznaną substancją. Dla przykładu E300 - to witamina C, E 306 to witamina E, a E 162 to wyciąg z buraka, używany do nadania koloru. Te akurat dość trudno byłoby przedawkować czy oskarżyć o szkodliwość.

Co więcej, jak mówi Gramza-Michałowska - Substancje dodatkowe mogą także pełnić funkcję składników żywności o określonej wartości odżywczej, co jest bardzo powszechnie wykorzystywane w produkcji żywności funkcjonalnej. Żywność funkcjonalna to taka, która potrafi wpłynąć na określone funkcje organizmu, na przykład obniżać cholesterol.

Kto powinien uważać na dodatki do żywności?
Dietetycy nie są jednak przekonani do całkowitego bezpieczeństwa tych substancji. Zwracają uwagę na problemy osób, które żywić się będą produktami wysoko przetworzonymi, które zawierają mnóstwo konserwantów i innych dodatków.

– Gdyby nasza dieta oparta była wyłącznie o wysoko przetworzoną żywność, a taki styl żywienia trwał latami, doprowadziłoby to do oczywistego pogorszenia stanu zdrowia – wyjaśnia Justyna Bylinowska z portalu dietetycy.org.pl. Tutaj jednak nie chodzi wyłącznie o same dodatki, a o to, że wysoko przetworzona żywność obfituje w cukry czy wysoko nasycone kwasy tłuszczowe.

Kto więc powinien bać się dodatków do żywności? Po pierwsze osoby na nie uczulone. Po drugie, osoby których dieta składa się głównie z przetworzonej żywności. W ich przypadku może wystąpić sytuacja, o której w swoim raporcie pisze NIK, czyli przekroczenia dziennej normy dla wybranych dodatków do żywności. Badania NIK, jak twierdzi Bondar były wykonywane metodą “najgorszego możliwego scenariusza”.

A może jednak warto przestawić się całkowicie na żywność ekologiczną i oszczędzić sobie problemów z dodatkami? Jak pokazują badania, choć ekologiczna żywność rzeczywiście nie zawiera pestycydów czy niektórych dodatków, to dzieje się to kosztem klimatu. Ekologiczne uprawy są po prostu mniej efektywne, przez co do ich rozwoju konieczne byłoby wycięcie znacznych połaci lasów.