"Niektórym wiele się potrafi wymsknąć". Podsłuchowa psychoza zmieniła polską politykę
Polska polityka była i jest bagnem, ale trudno, wszędzie jest tak samo. Tak można by podsumować opinie naszych rozmówców dopytywanych o to, czy podsłuchane rozmówki polityków – ujawniane w mediach w ostatnich latach – zmienią politykę. Co prawda politycy regularnie oskarżają się o paranoję, ale dopiero teraz paranoja może stać się rutyną.
Dziś okazuje się, że nadzwyczajna ostrożność rządzącej dziś partii zapewne była czymś na kształt ubran legend – za to w niedalekiej przyszłości wszystkie ugrupowania polityczne w Polsce mogą zwariować na punkcie zabezpieczania się.
Nadzwyczajne środki bezpieczeństwa
Zainteresowanie bezpieczeństwem i swobodą rozmawiania zaczęło się w Sejmie kilka lat temu, gdy w ramach rozbudowy kompleksu parlamentu zaplanowano m.in. salę do tajnych obrad, mogącą zmieścić około 60-70 osób.
Okazji do takich obrad nie było do tej pory zbyt wiele, ale w tym samym czasie, gdy ruszała rozbudowa budynków sejmowych, odbyła się też pamiętna debata poświęcona uchyleniu immunitetu Mariusza Kamińskiego, wtedy byłego szefa CBA. Debata była pamiętna ze względu na zabezpieczenia.
Kilka lat temu pogaduszki polityków nagrane przez kelnerów przyczyniły się do utraty władzy przez PO.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Posłom zafundowano niemalże lotniskową kontrolę bezpieczeństwa: oddawali swoje telefony, przechodzili przez bramki bezpieczeństwa, nie mogli wnieść na salę toreb czy teczek. Procedura miała się powtórzyć przy opuszczaniu sali.
– Panuje opinia, że dziś w Sejmie panuje atmosfera gorsza niż 20 czy nawet kilka lat temu. To nieprawda: byłem posłem od 1991 roku. Tu się nic nie zmieniło na gorsze, zawsze były awantury – mówi nam Marcin Libicki, niegdysiejszy poseł prawicowych partii, z PiS włącznie. – Ale też nie było nigdy jakiejś szczególnej obawy przed podsłuchami – kwituje.
Jedno wielkie bagno
– Nie zauważyłem w odniesieniu do PiS jakiejś szczególnej psychozy w sprawie podsłuchów, bo wiem, jak wygląda to w innych partiach – przekonuje w rozmowie z INNPoland.pl Marek Migalski, były polityk PiS, dziś politolog. – I wszędzie wygląda to tak samo: polityka zmieniła się od momentu, kiedy urządzeniem mogącym nagrywać, a więc zniszczyć polityka, stał się guzik czy kawałek okularów – ucina.
Jednym z najlepiej zabezpieczonych posiedzeń Sejmu było to poświęcone odebraniu immunitetu Mariuszowi Kamińskiemu w 2014 r.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
– Polska polityka to jedno wielkie bagno – podsumowuje dla INNPoland.pl Eugeniusz Kłopotek, poseł PSL. – Ale ja wychodzę z założenia, że dopóki nie kradniesz i nie kombinujesz, nie masz się czego obawiać. Byleby nie przesadzać z przekleństwami, bo niektórym wiele się potrafi wymsknąć. Zabezpieczają się zwykle ci, którzy mają niecne zamiary – ucina.
Większa dbałość o bezpieczeństwo rozmów polityków pojawiła się jakieś dwa lata temu, gdy publikowano kolejne nagrania z rozmowami polityków opozycji. W sklepach ze specjalistycznymi urządzeniami odnotowano wzrost zainteresowania aparatami szyfrującymi połączenia, skoczyła sprzedaż software chroniącego komputery czy szumideł, uniemożliwiających nagrywanie (co jednak nie sprawdziło się niedawno w KNF). Z tymi urządzeniami politycy muszą dziś być za pan brat.