Wojska Obrony Cyberprzestrzeni stać najwyżej na studentów. "Z płaceniem zawsze był problem"
Kości zostały rzucone. Armia rozpoczęła nabór do Wojsk Obrony Cyberprzestrzeni, a w ciągu kilku najbliższych miesięcy mają powstać szczegółowe koncepcje tego, jakie mają być zadania i modele funkcjonowania nowych sił zbrojnych. Problem w tym, że cyberwojsko może się rozbić o trywialny problem: przeciętny programista z kilkuletnim doświadczeniem zarabia mniej więcej tyle, co szef Sztabu Generalnego.
Zagrożenia są realne: specjaliści ABW doliczyli się w 2018 roku 31 865 zgłoszeń „incydentów bezpieczeństwa komputerowego”, z czego 6212 uznano za „ataki na sieć teleinformatyczną”. W sumie aż dziw, że na Wojska Obrony Cybernetycznej musieliśmy czekać do chwili obecnej.
Może to praktyki studenckie
Z drugiej strony trudno się dziwić. Jednostki wojskowe od lat szukają informatyków, przy czym ich ogłoszenia potrafią zjeżyć włosy na głowie.
Resort obrony próbuje znaleźć rekrutów wśród uczestników hackatonów takich jak Hack Yeah.•Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
I najlepsza część ogłoszenia: „Wynagrodzenie: PLN 2000 (miesięczny)” – kwitują autorzy anonsu. Nic dziwnego, że pod internetową wersją używanie mieli internauci. – Może to praktyki studenckie – pisał jeden. – Już wiadomo, skąd się biorą Snowdeny – kwitował z większą fantazją inny.
– Z płaceniem zawsze był problem. Jeszcze kiedy w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego walczyłem o to, by informatyk zarabiał troszkę lepiej, napotkałem ogromne opory: „bo po co” i „bez przesady” – opisuje w rozmowie z INNPoland.pl generał Roman Polko. – Jeżeli tym razem miałoby być podobnie, to te Wojska będą fikcją – kwituje.
Pobory szefa Sztabu
Niestety, wiele na to wskazuje, bowiem zarobki informatyków w jednostkach wojskowych niewiele się zmieniły od czasu publikacji cytowanego wyżej ogłoszenia. Oczywiście, wojskowi mogą liczyć na rozmaite dodatki, które potrafią znacznie powiększyć zasadnicze pobory – ale nawet gdyby udawało im się podwoić swój żołd, uzyskana w ten sposób kwota byłaby dalece niższa niż to, co ma do zaoferowania rynek.
Na kłopoty ze znalezieniem informatyków nakładają się też spory personalne, np. gdy minister Annę Streżyńską zastąpił Bartłomiej Misiewicz.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Być może to była najważniejsza bariera, która zniechęcała resort obrony do tworzenia cyberwojska: w końcu świadomość zagrożenia Polacy mają co najmniej od ataków internetowych na infrastrukturę IT Estonii w 2007 r. Mimo to zmienia się niewiele. – W administracji państwowej informatycy zarabiają psie pieniądze. To że nie mieliśmy jeszcze jakichś poważnych ataków czy włamań wynika chyba tylko z faktu, że nikt nie ma na nie ochoty – ironizuje gen. Polko.
Misiewicz za Streżyńską
W ostatnich latach debata na ten temat ugrzęzła dodatkowo w sporach kompetencyjnych. – Jedyną kompetentną osobą, która potrafiła zgromadzić świetnych ludzi, była minister Streżyńska. Ale minister Macierewicz odsunął ją od projektów cybernetycznych armii i powierzył tę sferę Misiewiczowi, człowiekowi niekompetentnemu, co tu dużo mówić – wskazuje nasz rozmówca.
Świadomość zagrożenia Polska ma co najmniej od dwunastu lat, od czasu pierwszych cyberataków na Estonię.•Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta
Teraz sytuacja będzie jeszcze bardziej skomplikowana. Teoretycznie, armia mogłaby nieco inaczej wyceniać usługi cywilów-informatyków, ale cóż by to były za Wojska, gdyby mieli je tworzyć cywile na kontraktach. A z kolei, gdyby chcieć płacić informatykom rynkowe stawki, wypadałyby pieniądze większe niż pobory większości korpusu oficerskiego.
Kluczowe informacje mamy poznać do czerwca. Dziś ministerstwo przewiduje, że w ciągu trzech lat WOC będą miały zdolność operacyjną, a jeszcze w tym roku skonsolidowane zostaną instytucje zajmujące się ochroną cybernetyczną i powstanie Inspektorat Sił Obrony Cyberprzestrzeni. Ambitny plan, ale o jego realności przesądzi zapewne lista płac.