Szalone czasy na rynku aptek dobiegły końca. O pozwolenie jest dziś znacznie trudniej

Mariusz Janik
Kilkukrotny spadek liczby nowo otwieranych aptek przy zachowaniu dotychczasowej liczby upadających – trudno się dziwić, że w 2018 roku, po raz pierwszy od kilkunastu lat, liczba działających na rynku aptek spadła. I to od razu o dobre pół tysiąca. Wszystko wskazuje na to, że to dopiero początek: trend ma się utrzymać jeszcze w przyszłym roku.
Ustawa znana jako "Apteka dla aptekarza" zakończyła epokę bezwzględnej rywalizacji na rynku aptekarskim. Fot. Rafał Michałowski / Agencja Gazeta
Wraz z końcem ubiegłego roku liczba aptek i punktów aptecznych w Polsce sięgała poziomu 14,3 tys. To pół tysiąca mniej niż rok wcześniej. – W 2018 roku liczba otwarć aptek zmniejszyła się trzykrotnie: z mniej więcej 90 placówek do około 30 miesięcznie, podczas gdy w tym czasie liczba zamknięć pozostała na tym samym poziomie – wylicza Marcin Gawroński z IQVIA w rozmowie z agencją Newseria Biznes.

– Historycznie mieliśmy bardzo nasiloną konkurencję, spora część aptek działała na progu rentowności – potwierdza w rozmowie z INNPoland.pl Paweł Sobolak, doradca due dilligence firmy Grant Thornton. Według niego, zmiany są nawet radykalniejsze. – Jeszcze w czerwcu 2017 roku wydano 155 nowych pozwoleń na otwarcie apteki, podczas gdy teraz wydaje się ich raptem około 20 miesięcznie – szacuje.


Zdziesiątkowanie grupy chętnych
To oczywiście rezultat przyjęcia w 2017 roku ustawy „Apteka dla aptekarza”. Wprowadziła ona rygory, których branża domagała się już dłuższego czasu: by nową aptekę mógł otworzyć wyłącznie farmaceuta, by nie powstawała w odległości mniejszej niż 500 m od już istniejącej, w mniej zaludnionych gminach na aptekę powinno przypadać minimum 3000 mieszkańców gminy.

– Zmiana regulacji rynku aptecznego z czerwca 2017 r. niewątpliwie ograniczyła możliwości otwierania nowych aptek – mówi nam Paweł Sobolak. – Nagle zatem zastopowano dotychczasowy trend: na rynku przestały pojawiać się te otwierane przez przedsiębiorców, dysponujących niezbędnym kapitałem i dla których obietnica marż realizowanych na tym rynku była wystarczająco kusząca – dodaje.
W ciągu roku pada około 800 aptek. Do tej pory na ich miejscu wyrastało kilka razy więcej nowych, ale to już przeszłość.Fot. Przemysław Skrzydło / Agencja Gazeta
Nietrudno też zauważyć, że przepisy ustawy uderzają nie tylko w projektowane przez zainteresowanych działalnością aptekarską przedsiębiorców, ale i w podmioty już istniejące na rynku. To przypadek jednej z największych sieci aptek w Polsce, „Dbam o zdrowie”, której właścicielami byli przedsiębiorcy, nie będący farmaceutami (na dodatek działający poprzez spółkę zarejestrowaną za granicą). Uboczny efekt to wzrost cen leków nierefundowanych.

To również przypadek aptek z tradycjami, jak poznańska Galenica. Choć już istniejące apteki nie muszą spełniać wymogu 500-metrowej odległości od siebie, to przecież wiele z nich funkcjonuje w pomieszczeniach wynajmowanych. A to oznacza z kolei, że gdy umowa zostanie wypowiedziana, właściciel będzie musiał się ubiegać o nowe pozwolenie na działalność i szukać nowej lokalizacji. Już nie w kamienicy obok lecz w ustawowej odległości.

Brutalna konkurencja
Próba uregulowania reguł w tej branży to jednak droga przez mękę. Nowe zasady miały wyrównać szanse między sieciówkami a tradycyjnymi, działającymi indywidualnie aptekarzami. Sieci miały połowę rynku w Polsce, a obroty sieciowych aptek były o 40 proc. wyższe niż tych niezrzeszonych. Jak wskazują eksperci, apteki sieciowe – dzięki znacznie większym zakupom – były też w stanie zbić ceny hurtowe i zapewnić sobie wyższą marżę.
Eksperci mają nadzieję, że dzięki przepisom z 2017 r. apteki zaczną powstawać również w lokalizacjach, których do tej pory nie uznawano za szczególnie atrakcyjne.Fot. Rafał Mielnik / Agencja Gazeta
W efekcie pojawiła się brutalna konkurencja. – Walka konkurencyjna, która od 2013 r. bardzo się nasilała, sprawiła, że co roku z rynku znikało 800 aptek. Czasem nie radziły sobie w tej rywalizacji, ale czasem też cofano im pozwolenia na działalność z uwagi na nielegalny eksport leków – podkreśla Sobolak.

Problem w tym, że mimo nowych porządków na rynku aptecznym, sytuacja walczących o przetrwanie firm wcale się nie poprawi, przynajmniej w przewidywalnej perspektywie. – Mimo spowolnienia rywalizacji apteki wciąż upadają i upadać jeszcze przez jakiś czas będą: po latach bojów, wiele z nich jest nierentownych i ta rentowność nie pojawi się nagle tylko dlatego, że zablokowano możliwości pojawiania się na rynku nowych konkurentów – podkreśla ekspert Grant Thornton.

W 2019 r. wciąż będziemy obserwować spadek liczebności aptek w Polsce – do takich wniosków dochodzą zatem zgodnie wszyscy eksperci. To może oznaczać, że w mniej atrakcyjnych z handlowej perspektywy lokalizacjach droga do apteki wydłuży się jeszcze bardziej, choć np. Paweł Sobolak spodziewa się, że głodni zysku przedsiębiorcy zainteresują się teraz takimi właśnie, nieco mniej atrakcyjnymi lokalizacjami, np. w małych miejscowościach.

Czy tak się stanie, to się dopiero okaże. Negatywny scenariusz rysuje z kolei Związek Przedsiębiorców i Pracodawców – już w ubiegłorocznych analizach efektów ustawy Apteka dla aptekarza, ZPP nazywał nowe przepisy „zabetonowaniem rynku” i zapowiadał, że będą one oznaczać upadek wielu aptek. Tak czy inaczej, rynek apteczny w najbliższych latach będzie podręcznikowym eksperymentem z zakresu ręcznego sterowania segmentami rynku.