W Polsce na każdy blok przypada jeden sklep z alkoholem. "80 proc. z nich powinno zniknąć"

Mariusz Janik
W Polsce jeden punkt sprzedaży przypada na 275 mieszkańców. To oznacza, że każdy blok mieszkalny ma swoją budę z alkoholem albo knajpę – podsumowuje szef Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, Krzysztof Brzózka. I podkreśla, że olbrzymia większość tych punktów sprzedaży powinna zostać zlikwidowana.
80 proc. punktów sprzedaży alkoholu powinno zniknąć, jeśli chcemy uniknąć kłopotów związanych z nadmiernym spożyciem alkoholu. Fot. Dominik Sadowski / Agencja Gazeta
Zwykło się uważać, że w czasach PRL polskie społeczeństwo wyjątkowo się rozpiło. Błąd, trzydzieści lat transformacji i demokracji niewiele tu zmieniły. Wydawało się, że spożycie alkoholu zaczęło spadać z końcem pierwszej dekady wolności – w 2000 r. statystycznie piliśmy rocznie 8 litrów czystego alkoholu na osobę. Ale dziś dobiliśmy poziomu 11 litrów, a wkrótce będzie to 12 litrów.

– Powyżej tej bariery według WHO rusza proces degradacji społecznejostrzega Brzózka w rozmowie z gazeta.pl. Jego zdaniem, spożycie alkoholu dramatycznie wzrosło ze względu na – mówiąc lapidarnie – nachalne wpychanie go do rąk i w gardła Polaków.


Bydgoszcz jak Norwegia
Chodzi m.in. o sprzedaż mocnych trunków w niewielkich opakowaniach, co sprzyja wyższej konsumpcji. Pojawienie się piw smakowych, które przełożyły się na spożycie alkoholu tego typu wśród kobiet, stosunkowo niewysokie w relacji do zarobków ceny, a wreszcie dostępnością.

– Powinno zniknąć 80 proc. punktów sprzedaży alkoholu. To wynika z zaleceń WHO – przekonuje prezes PARPA. – Jeśli wziąć międzynarodowe standardy zdrowia publicznego, to w Polsce powinien zostać co piąty punkt sprzedaży alkoholu. Nadmiar punktów sprzedaży ułatwia picie. To nie jest normalna sytuacja, że w samej Bydgoszczy jest więcej punktów sprzedaży niż w całej Norwegii – kwituje.