Rząd przyznaje, że nie ma pieniędzy. Napięcia w PiS po ogłoszeniu "piątki Kaczyńskiego"
Nauczyciele nie mają co liczyć na pieniądze, bo tych w budżecie po prostu już nie ma. Podwyżki zapewne będą symboliczne, o ile uda się przesunąć środki. Rząd i reprezentujące nauczycieli związki zawodowe czeka najpewniej klincz – sugeruje w swoim czwartkowym wydaniu dziennik „Rzeczpospolita”.
– Realizując odpowiedzialnie programy, które są wdrożone, trzymając budżet w ryzach, trzeba zaplanować tak wzrost wynagrodzeń, żeby nie zachwiać w żaden sposób polityką finansową. W tej chwili takich pieniędzy nie ma – powiedziała Joanna Kopcińska, rzeczniczka rządu, w rozmowie z Polskim Radiem.
Podwyżki dla nauczycieli
Teoretycznie, nauczyciele obniżyli swoje oczekiwania: zamiast podwyżki 1000 zł netto postulują teraz waloryzację na poziomie 30 proc. – co da 730 zł podwyżki, dla nauczycieli dyplomowanych 990 zł. Ale, jak liczy „Rzeczpospolita”, chociaż to 2 mld zł niższe koszty, to wciąż przedstawiciele strony rządowej nie odnoszą się bezpośrednio do żądań nauczycieli. Sugerują jedynie kosmetyczne zmiany, typu „zmiana sposobu rozdysponowywania podatków”.
Upaść może też propozycja prezydenta Andrzeja Dudy, by objąć nauczycieli 50-procentowymi kosztami uzyskania przychodu. W PiS uchodzi ona za zbyt kosztowną.
Co więcej, rząd musi mieć poczucie trwania w oblężonej twierdzy. Wicepremier Jarosław Gowin na antenie stacji TOK FM potwierdził, że gabinet Mateusza Morawieckiego nie może ugiąć się przed żądaniami nauczycieli, bowiem po podwyżki „ustawią się kolejne grupy zawodowe”. A na taką powszechną rebelię rząd tym bardziej nie ma już ani grosza.