Rządowy "PKS w każdej gminie" wjechał na minę. Dostanie dużo mniej pieniędzy, niż obiecano

Konrad Bagiński
Projekt przywracania transportu samochodowego w tzw. Polsce powiatowej rozbija się o brak pieniędzy. Rząd ściął fundusze na ten cel o 65 proc., środków nie mają też gminy. A przede wszystkim brakuje po prostu autobusów i ich kierowców.
Na przywracanie transportu autobusowego nie ma pieniędzy. Fot. Sebastian Adamus / Agencja Gazeta
Kiedy premier Morawiecki zapowiadał przywracanie połączeń autobusowych, zapewniał że znajdą się na to środki. Przy okazji tak się zapędził, że usiłował przekonywać, iż mieszkańcy podwarszawskich miejscowości dojeżdżają do stolicy nawet po 3 godziny. Okazało się, że zapominał o istnieniu kolei.

Przyjęta właśnie ustawa ma umożliwić ponowne uruchamianie linii, które wcześniej zostały zamknięte. Filarami mają być Fundusz Rozwoju Połączeń Autobusowych i Fundusz Dróg Samorządowych. Sęk w tym, że z zapowiadanych na ten rok 870 milionów złotych, zostało jedynie 300 mln zł. A to mocno komplikuje plany premiera.


Problemy się piętrzą
Specjalny fundusz, z którego będzie finansowane przywrócenie połączeń autobusowych w tzw. Polsce powiatowej ma być utworzony w Banku Gospodarstwa Krajowego i będzie zasilany przez budżet państwa. W tym roku na ten cel będzie przeznaczone jedynie 300 mln zł, w kolejnych latach – po 800 mln zł. W sumie – 7,5 mld zł.

Swoje 10 proc. będą musiały dorzucić też samorządy. Ale one również nie grzeszą bogactwem. Cytowani przez portal money.pl samorządowcy zżymają się, że muszą też znaleźć i kupić lub wyleasingować autobusy, zatrudnić kierowców, zorganizować siatkę przejazdów a pieniędzy na to nie mają.

– Skoro rynek zdecydował, że te nieistniejące kursy są nieopłacalne, to co mamy zrobić? Zakrzywiać rzeczywistość, zaklinać ją? – mówi portalowi wójt z Mazowsza. W jego ocenie to zawracanie kijem Wisły i próba powrotu do centralnego sterowania stosownego w PRL. Narzeka też, że jego gmina musi się zmagać z coraz wyższymi obciążeniami podatkowymi i opłatami.