Podróże polityków z rodziną. Miało ich nie być, ale właśnie po cichu zostały zalegalizowane
W zamieszaniu związanym z aferą AirKuchciński prawie bez echa przeszła wiadomość o tym, że rząd właśnie zalegalizował lotnicze podróże polityków z rodziną. Bo albo można dodatkowe osoby wpisać w skład oficjalnej delegacji, albo zapłacić symboliczną kwotę za przelot. To, co do tej pory było łamaniem przepisów, zostanie zalegalizowane, a politycy PiS będą mogli legalnie polatać sobie z całymi rodzinami i to za niewielkie pieniądze.
Ten dość zawiły komunikat oznacza jedno – takie osoby, jak marszałek Kuchciński, które zrobiły ze służbowego rządowego samolotu swoje małe, rodzinne biuro podróży, będą teraz miały łatwiej. Haniebny proceder nie został ukrócony, lecz zalegalizowany.
Dworczyk zapowiedział, że odpłatność będzie stanowiła średnią wartość kosztu biletu lotniczego na danej trasie. A więc nie wiadomo, ile. Można się jednak spodziewać, że rząd pójdzie sprawdzoną ścieżką i wyznaczy kwotę na 572 złote z groszami. Skąd ta kwota?
Dyrektor Centrum Informacyjnego Sejmu, Andrzej Grzegrzółka wyjaśniał wcześniej, że marszałek Kuchciński postanowił zwrócić koszty przelotów swojej rodziny a podstawą jest cena biletu, jaką wynegocjowała Kancelaria Sejmu z PLL LOT.
– Zgodnie z nią koszty przelotów poselskich są zryczałtowane na poziomie 572,40 zł (przelot dla jednej osoby w jedną stronę) i w ten sposób zostanie ustalona wysokość przelewu – poinformował Grzegrzółka media.
Marszałek Kuchciński stwierdził, że członkowie rodziny nie mieli jak zapłacić za bilety na lot do Rzeszowa.•Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Jest też inna możliwość – ktoś będzie faktycznie sprawdzał średnie koszty biletów na danych trasach. To może być dla osób pokroju Kuchcińskiego nawet bardziej korzystne. Dziś bilety z Warszawy do Rzeszowa kosztują od 240 do 360 złotych i to w obie strony. A wiadomo, że wygodniej jest w rządowym Gulfstreamie, niż rejsowym wagonie ze skrzydłami.
A co z lotami wojskowymi samolotami?
To, że marszałek Kuchciński lata rządowym samolotem bez opamiętania, już wiemy. Dochodzą do tego jednak informacje, że inni prominentni politycy partii rządzącej używają wojskowych maszyn CASA jako powietrznych taksówek.
Choć to sprzeczne z wojskową procedurą, Beata Szydło w czasie piastowania urzędu premiera 77 razy wykorzystała CASĘ jako osobistą "powietrzną taksówkę". Jej przeloty wojskowym samolotem transportowym kosztowały podatników 2 mln 618 tys. złotych. CASĄ latali m.in. premier Mateusz Morawiecki, Joachim Brudziński, Elżbieta Rafalska, Andrzej Lipiński, Beata Kempa czy Anna Anders, czyli senatorka, która "nie będzie latała klasą turystyczną".
Rząd postanowił rozwiązać problem lotów CASĄ z rodzinami w dość oryginalny sposób. Zaczęło się od wezwania ministra Dworczyka.
– Zwróciłem się jako szef KPRM do szefów pozostałych kancelarii, czyli pana prezydenta, kancelarii Sejmu i Senatu - oraz do Ministerstwa Obrony Narodowej z informacją o wprowadzeniu takich zmian w zarządzeniu szefa KPRM oraz prośbą o rozważenie wprowadzenia podobnych zmian w dokumentach pozostałych kancelarii oraz w instrukcji HEAD, której wydawcą jest minister obrony narodowej – powiedział minister Dworczyk.
Na jego apel odpowiedział od razu minister obrony, Mariusz Błaszczak, który na Twitterze zadeklarował rozwiązanie tej kwestii.