E-sport w Polsce potrzebuje pracowników. Ale uczelnie nie potrafią ich kształcić
E-sport cieszy się coraz większym rozgłosem. Wydawałoby się, że na popularności branży skorzystają inne dziedziny, takie jak na przykład edukacja. Próżno jednak wypatrywać wyrastających jak grzyby po deszczu szkół, przygotowujących do pracy w e-sporcie. O dziwo, nic takiego się nie dzieje. Tymczasem polski rynek eventów gamingowych ma tak duże zapotrzebowanie personalne, że pracodawcy sami muszą szkolić nowych pracowników.
Polska na rynku gamingowym radzi sobie nadzwyczajnie dobrze. Wśród rodzimych tuzów znajdziemy nie tylko CD Projekt czy Techland. Coraz bardziej rozrasta się branża e-sportu.
Nasz kraj jest europejskim imperium w obszarze organizacji wydarzeń e-sportowych, zarówno stacjonarnych jak i transmisji online, co potwierdzają liczby. Na rodzimym rynku działa ponad 1086 zawodników, którym kibicuje ponad 2,8 mln fanów, jak podaje portal telepolis.pl. To plasuje Polskę tuż obok takich gigantów e-sportu jak Niemcy, Hiszpania czy Szwecja.
Z powodu dynamiki rozwoju branży zapotrzebowanie na kadry jest olbrzymie. Tymczasem na polskim rynku brakuje szkół czy studiów, które by takich pracowników przygotowywały.
– W naszym kraju zdecydowanie brakuje kadry zarządzającej e-sportem, tym bardziej, że Polska jest wiodącym rynkiem w branży – mówi INNPoland.pl. Rafał Pikiewicz, szef ESL Polska, lidera branży eventów gamingowych. – E-sport stworzył specjalizacje i zawody, których wcześniej na rynku nie było. Z tego powodu pracowników poszukuje się w środowisku gamingowym lub na szkoleniach i licznych programach stażowych – opowiada.
Zaś wyszkolenie pracownika kosztuje zarówno czas, jak i pieniądze. W ESL instruktaż w połączeniu z płatnym stażem trwa minimum pół roku. Jak tłumaczy Pikiewicz, szkolenia są długie, bo „wykucie” pracownika pod sprecyzowane potrzeby firmy wymaga wiele doświadczenia.
Polski rynek esportowy to tuz wśród europejskich sąsiadów. Zapotrzebowanie na pracowników pracujących przy eventach jest ogromne•Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Zupełnie nowe zawody
– E-sport ma swoją specyfiką i z tego powodu wymaga nowych, jeszcze nieskwantyfikowanych zawodów. Na przykład castora, czyli komentatora rozgrywek e-sportowych, ale również administratora rozgrywek, czyli kogoś podobnego do sędziego w tradycyjnym sporcie, lecz z wiedzą i doświadczeniem w danych grach komputerowych – tłumaczy szef ESL.
Kolejnym przykładem zupełnie nieznanego dotąd zawodu jest observer, który śledzi rozgrywające się na mapie potyczki i wskazuje produkcji najciekawsze miejsca - tak, by widz miał jak najszerszą i najpełniejszą informację o tym, co się dzieje aktualnie w grze.
– Oprócz nowych zawodów są również tzw. specjalizacje zawodów istniejących, jak w przypadku specjalistów ds. eventów czy produkcji telewizyjnej. Tutaj zarówno operatorzy, jak i producenci muszą rozumieć specyfikę tego, czym się zajmują, by np. nie kręcić zawodnika w momencie najważniejszej akcji. W przeciwnym wypadku mogą go rozproszyć i zepsuć rozgrywkę – wyjaśnia Pikiewicz.
Do końca nowatorskich specjalizacji e-sportowych jeszcze daleko, gdyż zawody, jakich poszukuje branża, wciąż powstają. Środowisko jest tak dynamiczne, że rotacja w niektórych dziedzinach jest ekspresowa – wystarczy, by jakaś gra spadła z rankingu na rzecz innego tytułu, by w ciągu 8-10 miesięcy wywrócić branżę do góry nogami.
Studiów brak
Wydawałoby się więc, że tak duża dynamika i zapotrzebowanie to dla rynku edukacyjnego doskonała okazja zarobku. Tymczasem szkół szkolących przyszłych pracowników e-sportu w Polsce są... trzy. Dwie uczelnie sportowe – katowicki AWF i Sopocka Szkoła Wyższa – uruchomiły u siebie roczne studia podyplomowe z zarządzania e-sportem.
Jednym z najważniejszych aspektów otrzymania pracy w branży esportu jest zainteresowanie grami komputerowymi•Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Gazeta
Jest jeszcze prywatna sieć techników TEB Edukacja, która od dwóch lat prowadzi w swoich szkołach kierunek „Technik informatyk i E-SPORT”. Specjalizacja cieszy się tak dużym zainteresowaniem, że, jak zauważa Ania Klimaszewska, product manager z TEB, „w tegorocznym, tzw. podwójnym naborze, naukę tylko na tym kierunku chciało rozpocząć prawie 4,5 tys. uczniów, z czego byliśmy w stanie przyjąć połowę chętnych”.
Jak tłumaczy INNPoland.pl Ania Klimaszewska, „program nauczania obejmuje zagadnienia z różnych dziedzin branży e-sportowej”, tak, by uczniowie byli przygotowani do podjęcia pracy w branży.
– Uczniowie poznają podstawowe zależności funkcjonujące w świecie sportów elektronicznych, zdobędą wstępne kompetencje w zarządzaniu projektami, a także umiejętności zarządzania wizerunkiem w Internecie czy montowania materiałów wideo. Lekcje informatyki zostaną rozszerzone o zajęcia związane m.in. z marketingiem, dziennikarstwem sportowym, multimediami oraz zarządzaniem projektowym w branży sportów elektronicznych – wylicza.
Absolwenci zarządzania e-sportem mile widziani
Rafał Pikiewicz nie ukrywa, że choć przed nowymi kierunkami jest jeszcze daleka droga i na razie trudno analizować, w jakim stopniu przygotowują one do pracy w branży, to koniec końców są bardzo potrzebne.
– Rynek wymusza takie kierunki w szkołach i fajnie, że niektóre już to zauważają. Z początku wydaje się, że są to nieco marketingowe zagrania - dobrze jest mieć modny e-sport w portfolio uczelni - lecz prędzej czy później przekształci się to w coś poważnego – prognozuje.
Zwraca uwagę, że choć na swoim pokładzie ESL Polska nie ma na razie absolwenta takiej specjalności, to firma zdecydowanie przyklaskuje takiemu wykształceniu.
– Uczelnie mają inne spojrzenie na temat e-sportu, różne zagadnienia traktują szerzej. My do naszych szkoleń podchodzimy bardzo zadaniowo i choć nasz pracownik jest świetnie wyedukowany, nie wnosi do firmy nic nowego. Myślę, że edukacja na zewnątrz wniosłaby trochę ożywienia i świeżości do branży – kwituje.