Ważny wyrok sądu w sprawie polis. Tysiące Polaków mogą odzyskać pieniądze

Patrycja Wszeborowska
Tylko 1 procent środków na ochronę ubezpieczeniową, a pozostałe 99 procent na akcje i obligacje – takie polisy, brane masowo przez Polaków dekadę temu, właśnie zostały unieważnione. Potwierdził to prawomocny wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Przełomowy wyrok sądu w sprawie tzw. uefek. Klient odzyska stracone pieniądze Fot. Tomasz Pietrzyk / Agencja Gazeta
Pieniądze do zwrotu
Jak podaje „Dziennik Gazeta Prawna”, warszawski Sąd Apelacyjny właśnie unieważnił całą umowę z tzw. uefką, czyli ubezpieczenie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. To ryzykowne polisy, na które dekadę temu skusiło się prawie 5 mln Polaków na łączną kwotę ok. 50 mld zł.

Klienci nabierali się na bardzo korzystną „lokatę”, która była chroniona ubezpieczeniem o wysokości 1 proc. wpłaconego kapitału. Produkt okazał się przekrętem – zyskiwali na nim głównie ubezpieczyciele, a za wycofanie się z umowy pobierali ogromne opłaty likwidacyjne, przekraczające 90 proc. włożonych środków. Do tego doliczano wysokie opłaty administracyjne w wysokości 20 proc. wartości wpłat.


Dotychczas w sprawach dotyczących odzyskania straconych pieniędzy w sądach niższych instancjach wygrywali konsumenci, lecz po wyrokach apelacyjnych wygranymi okazywali się ubezpieczyciele. Zmienia to najnowszy wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie.

Ubezpieczenie ulokowanych w polisie środków nazwał „elementem iluzorycznym”, przez co niemożliwe jest nazwanie umowy umową ubezpieczenia. Sąd unieważnił całą umowę i nakazał oddanie klientowi tyle, ile ten od 2010 r. wpłacił. Prawnicy uważają, że za pierwszym wyrokiem pójdą kolejne.

Polislokaty dziś, polislokaty kiedyś
Włodzimierz Liszewski, prezes firmy Ontima, która sprzeda dziś polislokaty i wieloletni makler, w rozmowie z INNPoland.pl na temat giełdy zdradził, co sądzi na temat ówczesnych polislokat.

– System dystrybucji tych produktów był spaczony. Dostawało się ogromne prowizje za sprzedaż polisolokat klientom i prawie zerowe - za obsługę. Co oznaczało, że tzw. doradcom finansowym zależało na tym, by zbyć uefki wszystkim jak leci i przestać się interesować dalszym losem klienta. A ten zazwyczaj ma swoje życie, nie zna się na rynku kapitałowym, pracuje gdzie indziej. Skąd ma wiedzieć, jak zarządzać funduszami. To nie jest bułka z masłem nawet dla doświadczonych graczy, a co dopiero dla osoby z zewnątrz. Najwięcej tych produktów było sprzedawanych pod koniec hossy, gdy zaczęła się bessa, to ludzie zaczęli tracić – podsumował.