Kaczyński cieszy się, że gonimy Niemców. Ale powołuje się na raport, którego nie zrozumiał

Konrad Bagiński
Na ostatnich spotkaniach przedwyborczych prezes PiS jak mantrę powtarza, że według naukowców z SGH za 14 lat dogonimy europejską średnią, a już za dwie dekady będziemy żyć jak pączki w maśle - czyli Niemcy w swym heimacie. Okazuje się, że prezes przeczytał i powtarza tylko kilka zdań analizy, w istocie będącej dla rządzących ostrzeżeniem.
Raport ekonomistów, na który powołuje się Kaczyński, raczej nie jest laurką dla polskiego rządu. Fot. Marcin Stępień / Agencja Gazeta
Kaczyński już kilkakrotnie podkreślił, iż "według ekspertów SGH Polska jest w stanie dogonić jeśli chodzi o poziom życia, za 14 lat przeciętną UE a za 21 lat – przeciętną Niemiec".

– Niedawno premier, wielki optymista, ale też człowiek, który naprawdę świetnie się zna na gospodarce, powiedział, że to będzie jeszcze szybciej. I musimy do tego dążyć. Ale jeśli chcemy do tego doprowadzić, musimy sprawić, że polska gospodarka będzie nowocześniejsza niż jest w tej chwili, bardziej produktywna – dodał Kaczyński na jednym z wyborczych wieczorów w gronie sympatyków PiS.


Kaczyński w kilku sprawach ma rację. Premier to faktycznie wielki optymista, żonglujący dowcipami i liczbami. I naukowcy ze Szkoły Głównej Handlowej naprawdę stwierdzili, że za 20-21 lat pod względem dochodu na mieszkańca dogonimy Niemcy.

Tylko nie wiadomo, z czego tu się cieszyć, bo dwie dekady to sporo, a na nas czeka mnóstwo zagrożeń. I jeśli nie przezwyciężymy trudności – które są tuż za drzwiami – to Niemcy uciekną nam jeszcze bardziej.

– Wciąż największym wyzwaniem dla Polski i innych krajów Europy Środkowej jest skracanie dystansu rozwojowego do Zachodu. Jednak w najbliższych latach nasz kraj czeka spowolnienie gospodarcze, na które nie jest przygotowany. Zaradzić temu można poprzez przełamanie kryzysu demograficznego, stabilność podatków i solidarność krajów regionu w przyciąganiu inwestorów zagranicznych – podkreślali eksperci SGH i Instytutu Studiów Wschodnich podczas XXIX Forum Ekonomicznego w Krynicy.

Nikt nie wie, co nas czeka
Z jednej strony Morawiecki ma rację, twierdząc, że polska gospodarka wyróżnia się na tle innych krajów Europy. Problem w tym, że nie wiadomo, dlaczego. Ekonomia nie jest nauką ścisłą, a interpretacja danych jest na ogół kwestią otwartą. Ekonomiści zgadzają się obecnie co do tego, że nadchodzi globalne spowolnienie gospodarcze. Hamują Chiny, hamują Niemcy i inne kraje Europy. Nastroje przedsiębiorców w Polsce określane przez wskaźnik PMI są najsłabsze od wielu lat. Również wzrost polskiego PKB zaczyna wyhamowywać.

Przy okazji prezentacji wspominanych przez Kaczyńskiego danych, prof. Marek Rocki, rektor Szkoły Głównej Handlowej, przyznał, że Polskę czeka spowolnienie. Co gorsza – nasza gospodarka nie jest na to kompletnie przygotowana.

– Nasze analizy wskazują na to, że co prawda mamy wzrost, ale jest on niepewny poprzez zagrożenie paneuropejskie. Jednocześnie wzrost jest wspomagany przez konsumpcję, a nie przez inwestycje, szczególnie w sektorze prywatnym. Brak takich inwestycji, niestety, nie daje dobrych wskazań na przyszłość – przypomniał rektor SGH.

Skąd teza o gonieniu liderów?
Przed wyborami parlamentarnymi jesteśmy zasypywani obietnicami doganiania Niemiec, Szwajcarii czy Tajwanu. Taką tezę niedawno zaserwowały widzom Wiadomości TVP. W jednym z materiałów mogliśmy usłyszeć, że “rząd Zjednoczonej Prawicy może sobie pozwolić na realizację programów prospołecznych. Sprzyja temu dobra sytuacja budżetowa i rozwijająca się gospodarka. [...] Zdaniem Międzynarodowego Funduszu Walutowego Polska za rok przegoni Tajwan, a za 5 lat zrówna się ze Szwajcarią”.

Polska ma w 2019 całkowity Produkt Krajowy Brutto na poziomie 593,3 miliarda dolarów. Szwajcaria - około 707,6 miliardów. Teoretycznie, jeśli PKB będzie rosło o 4 proc. rok w rok, za 5 lat możemy dogonić Szwajcarię. Sęk w tym, że takie porównania nie mają sensu. Jasne jest, że na przykład Czechy mają mniejsze PKB, niż Polska – bo to niewielki kraj. Więcej można wyczytać z PKB per capita, powszechnie określanego jako wskaźnik zamożności państwa lub PKB per capita z uwzględnieniem parytetu siły nabywczej. Jeśli chodzi o ten ostatni wskaźnik, to jesteśmy dużo niżej, niż Szwajcaria. W Polsce mamy 33,8 tysiąca dolarów, a Szwajcarzy 65,7 tysiąca, Niemcy zaś ok. 54 tysięcy dolarów.

Politycy PiS i ich medialni poplecznicy bardzo zresztą lubią porównywać Polskę do krajów z podobnym PKB. Nie tak dawno Beata Szydło twierdziła, że prześcignęliśmy Szwecję, mającą 547 mld dolarów PKB. I to prawda – z tym zastrzeżeniem, że Szwedów jest niewiele ponad 10 milionów i osiągają PKB per capita w wysokości 53 tys. dolarów.

Co ciekawe, politycy nie mówią już o gonieniu na przykład Niemiec w kwestiach wielkości gospodarki. Może dlatego, że ich PKB ogółem sięga prawie 4 bilionów dolarów - 674 razy więcej od PKB Polski. Tego w dwie dekady nie załatwimy, nawet jak zakaszemy rękawy.