"Nie można nas tak zajeżdżać". Oni wyrobili miliony godzin pracy ponad normę
Rąk do pracy w trudnych i wymagających zawodach jest już tak mało, że ci, którzy w nich zostali, dosłownie robią bokami. Dotyczy to przede wszystkim budżetówki. Policjanci mają nierozliczone 2,7 miliona nadgodzin. Uwaga – to równowartość 1400 lat pracy po 8 godzin dziennie.
Wyjaśnia, że słowa “walczyć” użył celowo i zgodnie z prawdą.
– W policji nadgodziny musimy mieć teoretycznie rozliczone w okresie pół roku, ale jeszcze niedawno to były trzy miesiące. A to tylko teoria, bo niewielu kierowników oddaje te godziny zgodnie z przepisami. Jak chcesz odebrać swój czas to musisz się przypominać, nękać a może pozwolą ci wziąć kilka dni za rok. Jeśli ja wywalczyłem wolne po 7 miesiącach zamiast po 3, to ile będę czekał, gdy ten termin dwukrotnie wydłużono? A lepiej, żebyś w ogóle zapomniał o tym, że masz jakieś nadgodziny – wyjaśnia.
Policjanci od dawna walczą też o to, by za nadgodziny dostawać po prostu pieniądze, ale to prawdopodobnie rozwaliłoby budżet MSWiA, bo resort nie chce o tym słyszeć. Dopiero niedawno weszły w życie przepisy, które nałożyły na przełożonych konieczność wypłacania pieniędzy za nadgodziny lub oferowania dni wolnych. Takie prawo działa od lipca, ale mój rozmówca twierdzi, że żaden z policjantów nie zobaczył jeszcze ani złotówki. Dnia wolnego uświadczyło pewnie niewielu, o czym świadczy skala wypracowanych nadgodzin.
– Tak naprawdę to jest bardzo poważny problem. My wiemy, że to służba, ale to nie znaczy, że można nas zajeżdżać. Bo skoro każdy z prawie 100 tysięcy policjantów i policjantek ma 27 nierozliczonych nadgodzin to albo jest nas za mało, albo mamy za dużo pracy. Albo źle zorganizowaną, ale to już zupełnie inny temat – mówi policjant.
Jeśli nie wyrobią nadgodzin, państwo przestanie działać
Podobny problem – jak się okazuje – dotyczy i innych zawodów “z misją”. Choćby inspekcji weterynaryjnej. Dosłownie kilka dni temu wyszło na jaw, że nie trzeba namawiać Polaków do przejścia na wegetarianizm. Niedługo i tak zabraknie inspektorów, których zadaniem jest choćby badanie mięsa zwierząt zabitych dla ich mięsa.
Pensje w tym zawodzie są tak niskie, że nikt nie zgłasza się do pracy, rośnie za to liczba osób, które odchodzą do sektora prywatnego. Na dodatek łatwo wyrobić nadgodziny, a ich odebranie odcięłoby naszych producentów mięsa od możliwości jego sprzedaży. Są podobno tacy weterynarze, którzy mają do odebrania po kilkaset nadgodzin.
Ale i oni prawdopodobnie nie są w stanie przebić wyników dwóch funkcjonariuszy Służby Więziennej z Aresztu Śledczego Warszawa-Grochów. Mają oni do rozliczenia po 892 godziny. Licząc po 8 godzin dziennie mają do odbioru po 111 dni. Kwartał luzu. Sytuacja w tym areszcie jest dramatyczna, bo średnia liczba nadgodzin na funkcjonariusza wynosi 357.
Pewna część tych nadgodzin wzięła się prawdopodobnie z konieczności wożenia chorych więźniów do Łodzi i innych miast. To nie żart - dotychczas szpital funkcjonował w Areszcie Śledczym przy ul. Rakowieckiej, ale dzięki usilnym staraniom Patryka Jakiego powstaje tam Muzeum Żołnierzy Wyklętych i Więźniów Politycznych PRL. W efekcie najbliższy szpital dla osadzonych jest w Łodzi.
W innych aresztach i więzieniach wcale nie jest lepiej, są i takie, gdzie na każdego funkcjonariusza przypada po ponad 400 godzin pracy miesięcznie. Norma to – przypomnijmy – 160 – 168 godzin.
Służba zdrowia ma gorzej, niż edukacja
Z policjantami i więziennymi strażnikami mogliby się licytować lekarze. Dziś medycy na szpitalnych oddziałach pracują na ogół 240-250 godzin w miesiącu. Po przeliczeniu wychodzi 8 godzin dziennie przez cały miesiąc, bez dnia wolnego. Przy założeniu, że mają wolne 2 dni tygodniowo, pracują średnio po 12,5 godziny dziennie. Nie brakuje też takich, którzy muszą pracować nawet po 300-400 godzin miesięcznie. Nie ma możliwości, żeby nie odbiło się to zarówno na ich zdrowiu, jak i zdrowiu pacjentów.
Ostatnio lekarze w szpitalach wpadli na genialny sposób na coś w rodzaju strajku. Ogłosili, że będą pracować dokładnie tyle, ile wymaga od nich kodeks, czyli 168 godzin miesięcznie. Okazało się, że wiele placówek będzie musiało ściągać emerytowanych lekarzy na dyżury, bo po prostu "nie ma kim robić".
Na tym tle wręcz tęczowo wygląda sprawa nadgodzin nauczycieli. Niedawno grupa około 100 z nich wywalczyła w sądzie pieniądze za przepracowany ponad normę czas. Sąd uznał, że szkoły powinny płacić również wtedy, gdy nie ma zajęć, czyli na przykład podczas rekolekcji, Dnia Edukacji czy rozpoczęcia roku szkolnego. Wygrali ponad 300 tysięcy złotych.