Wieje czystym złem, śmierdzi i hałasuje. Dmuchawy do liści powinny trafić na stos

Konrad Bagiński
Hałas, dym, unoszący się wszędzie kurz. W wielu miastach nastał właśnie czas, w którym miejskie służby walczą z liśćmi – niestety za pomocą dmuchaw. Te niewielkie potworki stają się zmorą tysięcy mieszkańców, atakowanych już od świtu hałasem i dymem. Stosowanie dmuchaw przynosi więcej szkody niż pożytku, o czym nie pamiętają tysiące fanów tych śmierdzących potworów.
Dmuchać czy nie dmuchać? Oto dylemat, na który muszą sobie odpowiedzieć władze polskich miast. Foto: Vlad Vasnetsov / Pixabay.com
Nie dalej jak wczoraj z rosnącą fascynacją oglądałem pana, który przez bite 8 minut usiłował za pomocą spalinowej dmuchawy uformować zgrabną kupkę z liści na podjeździe do Komendy Stołecznej Policji. Liści było niewiele, ot kupka, którą można w minutę zamieść i wrzucić do taczki czy worka. Poradziłby sobie z tym sześciolatek.

Dmuchawy są złe, bardzo złe. Po pierwsze, większość z nich jest napędzana dwusuwowymi silniczkami spalinowymi. Dwusuw to prosta i odporna konstrukcja, ale wymaga nalania do jej zbiornika paliwa zmieszanego z olejem. Obie te substancje są spalane, użyźniając nasze powietrze cząsteczkami różnych toksycznych wydzielin. To nie żart, jeden mały silnik w dmuchawie emituje w godzinę tyle samo zanieczyszczeń, ile porządny samochód po przejechaniu 1760 kilometrów.


Tak przynajmniej wyliczyła Kalifornijska stanowa Agencja Ochrony Środowiska (CalEPA). Według amerykańskich ekspertów najlepiej sprzedające się komercyjne dmuchawy do liści emitują tyle samo smogu zanieczyszczeń po zaledwie godzinie użytkowania, jak jazda Toyotą Camry 2016 roku na dystansie 1100 mil.
Dmuchawa wzbija w powietrze wszystko - liście, śmieci, kurz i psie kupy.Fot. Waldek Sosnowski / Agencja Gazeta
CalEPA dodaje, że pracownicy obsługujący dmuchawę do liści są narażeni wdychanie dziesięciokrotnie większej ilości drobnych cząstek – niewidocznych gołym okiem, ale łatwo osadzających się w wyściółce płuc – niż ktoś stojący przy ruchliwej drodze.

Dmuchawy wzbijają w powietrze nie tylko liście, ale wszystko, co się na ziemi znajduje, łącznie z piaskiem, kurzem i resztkami psich kup. Psich, ptasich, owadzich. Nie jest to szczególnie higieniczne urządzenie. Oczywiście wzbijają również to, co pozostaje po smogu. Wbrew pozorom jego cząstki nie znikają, ale opadają na ziemię. Dmuchawa powoduje, że ponownie wzbijają się do lotu i przez kilka godzin wciągamy je do płuc.

Do tego dochodzi pieruński hałas, dochodzący do 100 decybeli. To tyle samo, co młot pneumatyczny albo motocykl bez tłumika. Tyle, że on sobie pojedzie, a pan z dmuchawą przemieszcza się na piechotę pod oknami w terenie zabudowanym.

Co komu liście przeszkadzają?
Kontrowersje budzi sprzątanie liści w ogóle. Bo co w ogóle usuwać liście z trawników? Przecież na zdrowy rozum byłby to świetny nawóz. Tu medal ma dwie strony. Faktycznie, liście rozkładające się na ziemi, użyźniają ją. Problem w tym, że liście zalegające na trawie odcinają jej dopływ tlenu i trawnik się dusi.
Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, by liście zostawiać w określonych miejscach miejskich parków czy na rabatach, gdzie mogą dostarczyć składników odżywczych dla innych niż trawa roślin. Liście stanowią dla nich również ochronę termiczną podczas zimy. No i nie zapominajmy, że są schronieniem dla naszych braci najmniejszych: owadów, gryzoni czy nawet jeży. Ich obecność ubogaca środowisko.

Podobnym absurdem jest wycinanie do gołej ziemi hektarów miejskich trawników, co zubaża florę i faunę.

Zakazy używania dmuchaw
Coraz więcej miast decyduje się na wprowadzanie zaleceń, by nie używać dmuchaw. W Warszawie zabroniono nawet ich używania, ale tylko na terenach miejskich. Zakaz nie dotyczy zarządców spółdzielni mieszkaniowych i właścicieli nieruchomości.

W świetle prawa – o ile nie zakazują tego lokalne przepisy – dmuchaw ciągle można używać, byle nie naruszać ciszy nocnej. Warszawa jest prawdopodobnie jedynym w Polsce miastem, które oficjalnie zakazało przynajmniej częściowego używania dmuchaw.

Pamiętajmy też, że prawo obliguje właścicieli posesji do usuwania liści z chodników publicznych, bezpośrednio sąsiadujących z działką – podobnie jak śniegu. Nie wolno ich spalać, idealnym wyjście jest ich kompostowanie.