Ulgi na zwykłe hybrydy nie mają sensu. "Wciąż nie rozumiemy działania silnika spalinowego"
Przy takich ustawach prawdziwa elektromobilność w Polsce to pieśń bardzo dalekiej przyszłości. Eksperci z Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych dosłownie zmiażdżyli przepchniętą ostatnio przez parlament ustawę wprowadzającą ulgi podatkowe dla zwykłych hybryd – i zaapelowali do prezydenta Andrzeja Dudy o niepodpisywanie dokumentu.
A eksperci od elektromobilności złapali się za głowy.
– Popularność zwykłych hybryd nie powinna być wyznacznikiem kierunku zmian w ustawodawstwie. Nie da się w ten sposób zbudować ekosystemu elektromobilności i walczyć o czyste powietrze w miastach – zwraca uwagę Marcin Korolec, prezes Fundacji Promocji Pojazdów Elektrycznych.
Nie pomoże to w walce ze smogiem
Pamiętajmy bowiem, że samochody hybrydowe są samochodami spalinowymi, które podczas jazdy emitują szkodliwe tlenki azotu i inne zanieczyszczenia. Klasyczne hybrydy nie korzystają z infrastruktury do ładowania baterii, a ich jedynym źródłem energii jest paliwo płynne tankowane na stacjach benzynowych – w związku z czym nie klasyfikuje się ich jako pojazdów niskoemisyjnych.
Wiceprezes FPPE Krzysztof Bolesta dodaje, że ustawienie zwykłych hybryd w jednym rzędzie z pojazdami niskoemisyjnymi pokazuje, że wiele osób cały czas nie rozumie działania silnika spalinowego, który napędza "tradycyjną" hybrydę.
– Zwykła hybryda promowana dzięki zmianom w ustawie pozwala, w najlepszym wypadku, na bezemisyjne przejechanie kilkuset metrów. To za mało i nie ma znaczącego wpływu na poprawę jakości powietrza – ocenia.
Fundacja zauważa też, że wszystko to nie będzie się też finansowo domykać z punktu widzenia budżetu państwa.
– Szacujemy, że wprowadzenie regulacji to co najmniej 100 mln zł strat dla budżetu. Paradoksalnie sprzedaż w tym segmencie samochodów rośnie w Polsce w tempie ok. 50 proc. rok do roku, a zatem jakiekolwiek wsparcie jest tu absolutnie zbędne. Można je wręcz określić mianem marnotrawienia publicznych pieniędzy – stwierdza FPPE.
Auta elektryczne w Polsce
Na razie Polacy niechętnie kupują elektryki, w 2018 roku zarejestrowano w naszym kraju zaledwie 628 aut na elektryczne baterie, jak informowaliśmy w INNPoland.pl. Przyczyna jest prosta – obywateli zwyczajnie na nie nie stać. Pomocą w tej kwestii miały być rządowe dopłaty do kupowania pojazdów elektrycznych.
Jednorazowe wsparcie mogłoby sięgnąć nawet 37,5 tys. złotych. Jednak cena samochodu elektrycznego, nawet z rządowym wsparciem, wciąż wynosi około stu tysięcy złotych. Co więcej, dopłat nie dostaną firmy, a jedynie osoby fizyczne.
Co ciekawe, polski rząd promuje elektromobilność, jednak we własnej flocie nie ma ani jednego elektrycznego samochodu.